Putin wpisał Rosję do finansowej księgi Guinnessa. Wydatki budżetu na armię wzrosły do rekordowego poziomu, nienotowanego od czasów ZSRS. Czy taki poziom finansowania oznacza wieczną wojnę i pomoże Moskwie odnieść zwycięstwo? Raczej nie, natomiast zniszczy gospodarkę, o czym przekonuje rozpad sowieckiego imperium.
Według obliczeń emigracyjnych mediów udział wydatków wojskowych zaplanowanych w przyszłorocznym budżecie jest porównywalny z poziomem finansowaniem zbrojeń przez Związek Sowiecki. Przynajmniej w ostatnich latach jego istnienia. Kreml zamierza wydać w 2024 r. na „obronę” 10,8 biliona rubli, czyli o 70 proc. więcej niż w 2023 r. Jeśli cofnąć się jeszcze wstecz, przyszłoroczne finansowanie sił zbrojnych będzie 2,5-krotnie wyższe niż w 2022 r. i trzykrotnie większe niż w przedwojennym roku 2021 r.
Komentując rosnący pułap finansowania agresji, ekonomiczny serwis Bloomberg ocenia, że po raz pierwszy od czasów Związku Sowieckiego utrzymanie armii i kompleksu wojskowo-przemysłowego pochłonie co trzeciego rubla wydanego przez skarb państwa. Dokładnie chodzi o 29,5 proc. wydatków budżetowych. Jeśli chodzi o porównanie procentowe, nakłady wyniosły w tegorocznym budżecie Rosji „jedynie” 19 proc., a w pierwszym roku napaści na Ukrainę 17 proc. Skok w górę jest więc znaczny, przekracza bowiem rok do roku 10 proc.
A jak ocenia skalę wydatków militarnych Rosji amerykański wywiad? Jego analitycy twierdzą, że w trzecim roku agresji Moskwa stanie się przede wszystkim rekordzistą świata pod względem nałożonych sankcji i strat ludzkich, szacowanych już w tej chwili na 300 tys. żołnierzy wyeliminowanych trwale z walki. Według amerykańskiej wspólnoty wywiadowczej co piąty Rosjanin na froncie ma tzw. przeżywalność nieprzekraczającą 3 dni. Reszta zginie lub zostanie ciężko kontuzjowana w okresie kilku miesięcy. W 2024 r. identyczne straty ludzkie i zniszczony sprzęt faktycznie podwoją „budżetowy rachunek” za wojnę. Skumulowane wydatki przekroczą 200 miliardów dolarów. Dla porównania, to kwota równoważna z rocznym PKB Grecji lub Węgier.
Cytowana przez emigracyjny tytuł „The Moscow Times” ekonomistka Aleksandra Prokopienko również twierdzi, że takich wydatków wojskowych nie było w całej współczesnej historii Rosji. W ostatnich latach przed rozpadem Związek Sowiecki przeznaczał na obronność jedną trzecią imperialnego budżetu. W 1990 r. było to 71 miliardów rubli z ogólnej kwoty 241,3 mld rubli, czyli 29,4 proc.
Jednak skala finansowania „obrony” kremlowskiego reżimu w rzeczywistości przekracza wydatki ZSRS. Jeśli wziąć pod uwagę łączne wydatki na siły bezpieczeństwa, w tym: milionową policję, 400-tysięczną Rosgwardię (armię wewnętrzną), 50-tysięczną Federalną Służbę Więzienną oraz system FSB (w tym 100-tysięczne wojska pograniczne), Rosja pobiła już rekordy schyłkowego okresu sowieckiego. W sumie pozycje „obrona narodowa” i „bezpieczeństwo narodowe” (3,5 bln rubli) stanowią prawie 40 proc. budżetu w porównaniu z 33 procentami w 1990 r.!
Co to znaczy dla Świata, Europy i oczywiście dla samej Rosji? Po pierwsze, Kreml ustalił, że głównym priorytetem państwa jest długotrwała wojna z Ukrainą, czyli z Zachodem. Po drugie, Putin uznał, że bez wojny jego reżim nie przetrwa, a kontynuacja agresji jest kołem zamachowym całej gospodarki. Po trzecie, kierując się obydwoma celami, Rosja militaryzuje właśnie gospodarkę, ale także społeczeństwo, które staje się zbiorowym zakładnikiem dyktatora.
Analogie z późnym ZSRS wskazują jednak, że Kreml nie zwycięży ani w wojnie, ani w nieuchronnym starciu ze społeczeństwem. Zachód narzuca już ogromne tempo zbrojeń, a przede wszystkim zwiększa i tak ogromną przewagę technologiczną, której zacofana Rosja nie zniweluje. Zatem tak jak w ZSRS, proporcje wydatków na siły zbrojne i przemysł obronny zachwieją płatnościami socjalnymi, zdrowotnymi i edukacyjnymi, a to wywoła protesty wywołane finansową niewydolnością państwa, ale także deficytem dóbr konsumpcyjnych.
Putin może oczywiście zrealizować swój plan budżetowy, ale będzie to wymagało powrotu do metod totalitarnych, a więc rosnących represji. Rubel ciągle traci na wartości wobec euro, dolara i chińskiego juana. Faktycznie staje się walutą niewymienialną, natomiast wszyscy partnerzy handlowi Moskwy chcą w zamian za eksport wymienialnej gotówki. Przykładem jest Azja, na czele z Chinami oraz Indiami, które żądają wprost podwójnych i potrójnych cen za dostawy mające znaczenie dla podtrzymania zdolności wojennej rosyjskiej armii. Identyczny proces dotyka cywilnych gałęzi przemysłu oraz handlu.
Jeśli zatem Putin liczył na motywowany historycznie gest wdzięczności za wsparcie krajów Azji i Afryki w dobie sowieckiej, to się przeliczył. Rosyjskie propozycje wymiany barterowej są wyśmiewane, może poza kacykami plemiennych państewek Afryki. Natomiast wschodzące tygrysy Azji, o Chinach nie wspominając, odpowiadają Moskwie, że oczywiście są wdzięczne, ale proszą o dolary lub euro. Dlatego już dziś, aby związać koniec z końcem budżetu wojskowego, Kreml gilotynuje wręcz środki dla sektorów cywilnych. Tymczasem według rosyjskich i zachodnich ekonomistów kombinacje przesuwania środków finansowych pozwolą zbudować iluzję sytości w wyborczym roku 2024. Putin zostanie ponownie prezydentem, ale tylko po to, aby w 2025 r. zderzyć się z finansowym deficytem. Jego skala może wzorem Związku Sowieckiego wysadzić rosyjską gospodarkę, a zatem kremlowski reżim, w powietrze.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.