Rowling nie jest bynajmniej skrajnie prawicową działaczką. Jest typową sympatyczką brytyjskiej Labour Party, czyli centrolewicy. Podpadła jednak wielu aktywiszczom krytyką środowiska trans z pozycji feministycznych. Uznała bowiem, że wsadzanie do kobiecych więzień gwałcicieli i morderców deklarujących się jako kobiety jest przesadą. Oburzone tym transowe aktywiszcza odpowiedziały jej kampanią nienawiści przypominającą chińską Rewolucję Kulturalną. Doszło nawet do publicznego palenia książek o „Harrym Potterze” – co jest sporą ironią losu, bo dotychczas książki te atakowali głównie chrześcijańscy fundamentaliści. Rowling stała się dla transów odpowiednikiem orwellowskiego Goldsteina czy też Lorda Voldemorta.
Autorka „Harry"ego Pottera” jest Szkotką, a jej regionem rządzi akurat Szkocka Partia Narodowa. Jest to stronnictwo politycznie poprawne aż do bólu i przedstawiające się jako sojusznik osób transpłciowych. Pod wpływem lobbingu różnych aktywiszcz doprowadziło ono do przyjęcia ustawy o zwalczaniu mowy nienawiści, wymierzonej przede wszystkim w osoby źle się wypowiadające o istotach transpłciowych. Ustawa przewiduje, że można składać na takich nienawistników całkowicie anonimowe donosy. I może robić to nie tylko na policji, ale też za pośrednictwem specjalnego punktu donosicielskiego mieszczącego się w sklepie spożywczym lub w salonie fryzjerskim. Rowling stanowczo zareagowała na tę ustawę. Zatweetowała, by policja ją aresztowała, bo jest znaną transfobką. Na dowód tego zamieściła serię tweetów krytykującą znanych transów, m.in. robiących karierę w sporcie kobiecym. Policja odpowiedziała, że nie ma zamiaru aresztować autorki „Harry"ego Pottera”. Czyli że w Szkocji są równi i równiejsi. Bardzo szybko ustawa o mowie nienawiści okazała się martwa. Policję zalała bowiem fala tysięcy bzdurnych i żartobliwych donosów. Służby okazały się bezradne – nie mają wystarczającej ilości ludzi, by wszczynać śledztwo na podstawie każdego z tych doniesień. Szkocka Partia Narodowa znów została totalnie ośmieszona.
Przykład ze Szkocji wyraźnie pokazuje, że nadgorliwość w ściganiu mowy nienawiści zawsze prowadzi do absurdów. Zwłaszcza jeśli dotyczy ona tematów, które są kontrowersyjne również na lewicy – takie jak relacje feministek z ruchem trans. Skoro bowiem transi są takimi samymi ludźmi jak inni, to czemu nie możemy się z nich śmiać?