USA

Amerykański indeks ksiąg zakazanych

„Kto mieczem wojuje, od miecza ginie”. Przesłanie tych słów Jezusa z Nazaretu jest aktualne zawsze i wszędzie. Przesada, fanatyzm i bigoteria zawsze przynoszą odwrotny efekt od zamierzonego.

Przekonują się o tym amerykańscy bibliotekarze, którzy jeszcze kilka lat temu byli zmuszani do usuwania z półek książek zawierających zwroty, wyrazy lub sformułowania, które „obrażały” uczucia mniejszości. Teraz role się odwróciły i biblioteki znalazły się pod obstrzałem obozu konserwatywnego.

Paweł Łepkowski
Foto: Rafael Juárez | Pixabay

Ze zdumieniem przeczytałem opublikowany w sobotnim wydaniu  „Washington Post” artykuł redakcyjny pt. „Zakaz książek o osobach czarnoskórych i LGBTQ nie chroni amerykańskiej młodzieży”.

Do niedawna głośno było o usuwaniu książek zawierających niepoprawne politycznie treści, które rzekomo obrażały mniejszości. Tymczasem w samym tylko 2022 roku American Library Association (ALA) odnotowało aż 729 pozwów sądowych o usunięcie z wypożyczalni i bibliotek aż 1500 tytułów. Domagają się tego przedstawiciele organizacji konserwatywnych, którzy  uważają, że książki te promują „dewiacje seksualne”, a więc pozytywnie odnoszą się do sposobu bycia osób LGBTQ.

Dla porównania, stowarzyszenie PEN America podaje, że od marca do lipca zeszłego roku złożono aż 1568 tego typu skarg i pozwów przeciw bibliotekom publicznym.

Ameryka, kraj w którym wolność słowa jest gwarantowana przez pierwszą poprawkę do Konstytucji, zamienia się powoli w arenę dwóch skrajnie wrogich sobie obozów, które chcą wprowadzić te same bolszewickie, lub jak ktoś woli nazistowskie, metody cenzury literatury.

To przerażające zjawisko nie jest nowe w tym kraju. Już w 1650 roku purytanie z Massachusetts Bay Colony stworzyli pierwszy indeks ksiąg zakazanych, które w ich opinii zawierały treści bluźniercze. Co ciekawe, ci najbardziej fanatyczni ze wszystkich protestantów wzorowali się w swoich działaniach na katolickim Indeksie Ksiąg Zakazanych (łac. Index librorum prohibitorum ), utworzonym już w VII wieku po III soborze konstantynopolitańskim.

Tak oto wrogie sobie obozy religijne zastosowały te same brutalne metody kontroli treści, do których mogli mieć dostęp wierni.

Sytuacja powtarza się blisko cztery wieki później. Teraz także dwie skrajne postawy próbują nałożyć ludziom kaganiec myślowy.

Kto zaczął tę wojnę? Niestety nikt nie jest tu bez winy. Podobnie jak niegdyś w przypadku katolickiej inkwizycji i purytańskich radykałów.

Obie strony przejawiają ekstremalną głupotę i skłonność do swoistego fundamentalizmu. A przecież, jak mawiał ojciec literatury amerykańskiej Samuel Langhorne Clemens, bardziej znany pod pseudonimem Mark Twain: „Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”.

Co do ludzi, którzy chcą usuwać książki z bibliotek, mam takie samo zdanie jak o nazistowskiej hołocie, która 10 maja 1933 roku w 20 największych miastach III Rzeszy paliła książki uznane za wrogie wobec narodu niemieckiego. Rację miał wielki romantyczny poeta Heinrich Heine, który ostrzegał, że „gdzie się pali książki, tam w końcu dojdzie do palenia ludzi”. Ja dodam do tego, że gdzie się poprawia i zmienia literaturę, tam fałszuje się historię i zamienia narody w tłum głupków.

Te słowa chciałbym zadedykować doktorowi Alanowi Gribbenowi z Uniwersytetu Auburn w stanie Alabama, który w 2011 r. postanowił wydać „Przygody Hucka Finna" ocenzurowane pod kątem poprawności politycznej. Właściciel wydawnictwa NewSouth Books uznał, że w jego wydaniu najsłynniejszej książki Marka Twaina wszystkie 219 słów „nigger" zostanie zastąpione przez mniej „kontrowersyjne" określenie „slave" – niewolnik.

Nie po raz pierwszy książki i felietony Marka Twaina stały się obiektem złośliwych ataków różnej maści cenzorów. Ten wielki amerykański pisarz był typowym Południowcem, który zawsze z rezerwą odnosił się do koncepcji jedności amerykańskiej Unii, którą uważał za narzuconą siłą przez rząd federalny z Waszyngtonu. Twain nie krył także swojej niechęci do amerykańskiej polityki imperialnej w stosunku do Kuby, Puerto Rico, Panamy czy Filipin. Był zaciekłym przeciwnikiem Theodore'a Roosevelta, którego rządy bezpardonowo wyśmiewał i atakował w swoich błyskotliwych felietonach. Być może dlatego namnożył sobie tak wielu wrogów wśród elit amerykańskiej Północy.

Twain zdawał sobie sprawę, że niektóre jego poglądy mogą być niezrozumiałe dla ludzi mu współczesnych. Dlatego pod koniec życia ogłosił, że zostawia po sobie autobiografię, którą zaczął pisać, gdy miał 35 lat. Liczący 5 tysięcy stron rękopis trafił po śmierci pisarza do jego archiwum utworzonego na Uniwersytecie Kalifornijskim. W swoim testamencie zaznaczył, że biografia będzie mogła zostać opublikowana dopiero 100 lat po jego śmierci, czyli najwcześniej 21 kwietnia 2010 r. Pisarz obawiał się bowiem, że dzieło to zostanie na początku XX w. brutalnie ocenzurowana lub całkowicie zakazane przez „postępowców" z Waszyngtonu.

Nieco naiwnie wierzył zatem, że świat będzie zmieniał się na lepsze. Miał chyba nadzieję, że następne pokolenia pozbędą się ze swoich szeregów politycznie umotywowanych recenzentów. „Książka, o której wiadomo, że nie zostanie opublikowana przez cały wiek, daje pisarzowi swobodę, jakiej nie uzyskałby w inny sposób. W takich warunkach można opisać każdego człowieka bez uszczerbku dla faktów. Bez obawy o zranienie uczuć zainteresowanego" – oświadczył Mark Twain w 1899 r.

 Mylił się! I to jak bardzo! Choć żył w czasach, kiedy prawdziwa amerykańska wolność słowa została zdławiona przez zawieruchę wojny secesyjnej, to nawet częściowo nie mógł się domyślać, czym stanie się Ameryka skrępowana poprawnością polityczną w XXI stuleciu.

Co by bowiem powiedział, gdyby dowiedział się, że równo 100 lat po jego śmierci jakiś nawiedzony poprawiacz świata ze stanu Alabama ośmieli się zmieniać słowa w jednej z jego najlepszych powieści? „Przygody Hucka Finna" to barwny i jedyny w swoim rodzaju opis społeczeństwa południowych stanów Ameryki na tle przygód osieroconego chłopaka z nizin społecznych, który, uciekając od pewnej wdowy chcącej na siłę go „ucywilizować", postanawia także pomóc w ucieczce zbiegłemu niewolnikowi. Mark Twain bezwzględnie i bez upiększeń pokazuje prostactwo, ksenofobię, ciemnotę, rasizm, ale także dobro, uczynność, pracowitość i poczucie wolności południowców. Dialogi w książce nie są upiększone. To autentyczny język tamtych czasów z całą jego naturalną krwistością i wulgarnością.

Pojawiające się nieustannie słowo „nigger" nie może zostać zastąpione przez „niewolnik", ponieważ ma zupełnie inne znaczenie semantyczne. Dlatego znajduje się na samym szczycie wielkiej piramidy zakazanych określeń. Nawet przytaczanie tego słowa bez zastosowania eufemistycznego określenia „N-word" jest postrzegane jako przejaw rasizmu.

Ameryka wbrew pozorom nigdy nie była wolna od cenzury. Pierwsza poprawka do Konstytucji była czasami równie nieskuteczna jak trzynasta poprawka. W końcu Amerykanie doszli do etapu, kiedy areną ich sporów są biblioteki, których prawie w ogóle nie odwiedzają ze względu na rozwój Internetu.

Szkoda, że Amerykanie, którzy zawsze czuli się powołani do obrony wolności słowa i niezależności mediów na całym świecie, sami  powoli zapominają, kisząc się we własnych wewnętrznych sporach, o podstawowej wolterowskiej zasadzie określającej pluralizm: „Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twego prawa do ich głoszenia".


Przeczytaj też:

Afro-Amerykanka sędzią  Sądu Najwyższego USA

Ameryka odważnie wchodzi w przyszłość. Senat Stanów Zjednoczonych opowiedział się za nominacją Ketanji Brown Jackson na sędziego Sądu Najwyższego USA. Sędzia Jackson będzie 116 osobą wchodzącą w skład najwyższego organu sądowniczego w państwie i pierwszą czarną kobietą na tym stanowisku. 

Zamach na Lincolna - część 1

157 lata temu zginął Abraham Lincoln. Okoliczności zamachu na jego życie do dzisiaj budzą niemałe kontrowersje. Wiele wskazuje na to, że padł on ofiarą spisku politycznego.

Zamach na Lincolna - część 2

Czy prezydent Abraham Lincoln mógł uniknąć śmierci? Prawdopodobnie gdyby został porwany, zachowałby życie. Dzisiaj mija 157. rocznica jego śmierci.

Prawne absurdy w USA, czyli jak głupia bywa demokracja samorządowa

Ameryka kojarzy się nam z liberalnym prawem, wolnością słowa i swobodami obywatelskimi. To jednak mylny obraz. Akty prawne uchwalone przez 240 lat istnienia Stanów Zjednoczonych dowodzą, że amerykańscy ustawodawcy mieli obsesję na punkcie zakazów.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę