Blair to człowiek, który gruntownie zmienił brytyjską Partię Pracy. Przekształcił ją ze stronnictwa zanurzonych w naftalinie postmarksistów w nowoczesną, umiarkowaną partię. Pożenił lewicę z gospodarczym liberalizmem i dosyć „jastrzębią” polityką zagraniczną. Był premierem w latach 1997–2007. Zniszczyła go wojna w Iraku, ale zdołał odejść z polityki jeszcze przed kryzysem finansowym, brexitem, covidem i lawiną innych wyzwań. Przez ostatnie 16 lat zbijał majątek, doradzając różnym dyktatorom. Stał się też katolikiem. Ma już siwe włosy i 70 lat. Chodzą jednak słuchy o jego możliwym powrocie do polityki. Blair premierem? A czemu nie! Wielu ludzi patrzy obecnie na jego rządy z nostalgią. Ówczesne problemy wydają się igraszkami przy obecnych.
Blair wykazał się też dobrym zmysłem politycznym, krytykując zeroemisyjność. Brytyjczykom ekoszaleństwo wychodzi już bowiem bokiem. Skrupulatnie liczą, jak transformacja energetyczna wpływa na ich budżety domowe, narzekają na drogie i awaryjne pompy ciepła oraz buntują się przeciwko strefom ultraniskiej emisji. Partia Pracy przegrała ostatnio z tego powodu wybory uzupełniające w okręgu Uxbridge. Wyborcom nie spodobały się bowiem plany dotyczące rugowania transportu samochodowego z ich miasta. Blair z pewnością ich rozumie. Był przecież politykiem z innej epoki. Z czasów, w których nikt takich idiotyzmów nawet nie próbował wdrażać. Z czasów, gdy panowała większa wolność słowa, a mniejsza polityczna poprawność. Z czasów, które wydają się nam obecnie okresem sielanki. Można poczuć się młodszym, widząc znów u władzy polityka, który zaczynał rządzić, gdy kończyłeś podstawówkę, a żegnał się z władzą, gdy kończyłeś studia. Tony Blair był częścią młodości mojego pokolenia – tak jak Eminem czy Dragon Ball.
Sondaże wskazują, że to Partia Pracy odbierze władzę Partii Konserwatywnej po wyborach. Wybory mają się odbyć być może w 2025 r. Niby jest do nich dużo czasu, ale przygotowania do tego wyścigu trwają już od dawna. Jeśli Blair chciałby zostać premierem, musiałby najpierw obalić obecnego przywódcę Partii Pracy – Keira Starmera. Starmerowi obecnie dobrze idzie, bo skupia się na przekonywaniu ludzi, że nie jest swoim poprzednikiem – lewackim świrem Jeremym Corbynem. Obalić go będzie więc trudno. Ale nie takich rzeczy dokonywał w przeszłości Tony Blair.