Na ekranach gościliśmy już czarnoskórą Annę Boleyn, XVI-wieczną angielską arystokratkę i królową. Teraz Netflix serwuje nam rewelację w postaci czarnoskórej Kleopatry, etnicznej Greczynki wywodzącej się z macedońskiej dynastii Ptolemeuszy, założonej w Egipcie przez jednego z generałów Aleksandra Wielkiego. Czy ten absurd kiedyś dobiegnie końca?
Jeżeli ktoś myśli, że ten artykuł powstał z pobudek rasistowskich, to jest w dużym błędzie. Żywię głęboki szacunek do martyrologicznej historii rasy negroidalnej, którą w dziejach świata spotkały krzywdy o rozmiarze absolutnie bezprecedensowym. Była ona wykorzystywana od epoki starożytności do niewolniczej, ciężkiej pracy w nieludzkich warunkach, dehumanizowana, bezlitośnie karana za każde niedociągnięcie, maltretowana, poniżana, wykorzystywana seksualnie, torturowana, a czasem mordowana z czystego sadyzmu lub wyrachowania – jak chociażby podczas słynnej masakry na statku Zong. W 1781 roku załoga brytyjskiego statku Zong służącego do transportu niewolników kazała wyrzucić za burtę i utopić 132 skutych niewolników, aby otrzymać ubezpieczenie. Mordercy konfabulowali, że utracili „towar” na skutek chorób i braku wody pitnej, co było warunkiem wypłaty ubezpieczenia. Podczas procesu udowodniono im jednak kłamstwo. Ostatecznie nie otrzymali więc ani funta, a ta wstrząsająca historia stała się jednym z czołowych argumentów przyszłych abolicjonistów, walczących o zniesienie niewolnictwa.
Tak właśnie, w wielkim skrócie, wygląda niestety prawdziwa, nieowinięta w bawełnę historia czarnoskórych. Daleko jej do infantylnych bajek o czarnych królowych, księżniczkach i hrabiankach, jakie funduje nam współczesna kinematografia. A ci wszyscy ludzie, którym przez całe wieki ze względu na kolor skóry urządzano piekło i odbierano wolność, godność, zdrowie, a czasem życie, zasługują na to, aby potomność znała i pamiętała ich prawdziwą historię – z szacunku do nich, niewinnych ofiar, ale też jako gorzką lekcję i przestrogę, do jakiej makabry może doprowadzić pogarda wobec drugiego człowieka. Ci ludzie nie zasługują na to, abyśmy ckliwymi, fałszywymi produkcjami kinematograficznymi przykrywali rzeczywisty obraz ich prawdziwych cierpień. Ci ludzie zasługują na prawdę.
Zwróćmy uwagę, jak ostro i stanowczo (zupełnie słusznie) na wszelkie konfabulacje dotyczące Holocaustu reaguje społeczność żydowska. Zagłada pochłonęła 6 milionów istnień ludzkich. Nie wiemy dokładnie, do śmierci ilu ofiar doprowadziła przez wieki potworna instytucja niewolnictwa, ale niektóre szacunki mówią nawet o kilkudziesięciu milionach. Dlaczego czarnoskóra społeczność nie wykazuje zatem podobnego oburzenia wobec prób fałszowania lub negowania historii martyrologii swoich pobratymców, a wręcz im przyklaskuje? Czy wyobrażamy sobie nakręcić film, w którym Żydzi biegają poprzebierani w mundury SS lub sprawują władzę u boku Hitlera? Dlaczego więc twórcy tak bezceremonialnie próbują postawić w jednym szeregu czarnoskóre ofiary z ich oprawcami, jakimi byli niestety ówcześni biali ludzie?
Jeżeli nie zaczniemy dbać o zachowanie prawdy historycznej, to za kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat nasi potomkowie otrzymają jej sfałszowany obraz i bez zastrzeżeń w niego uwierzą. Nikt nie lubi przypominać sobie tego wstydliwego i haniebnego epizodu w historii ludzkości, jakim było niewolnictwo. Wolimy miłe, nieprzyprawiające o mimowolne wyrzuty sumienia obrazki harmonii i społecznej sprawiedliwości, jakie podsuwają nam produkcje sugerujące istnienie w minionych wiekach rasowej równości, której niestety przecież nie było. Dlatego niebezpieczeństwo, że w pewnym momencie chętnie porzucimy na dobre ponure wspomnienia o niewolnictwie i uwierzymy w czarnoskóre królowe, jest realne. Czy rzeczywiście tak mało cenimy zasady uczciwości, szacunku i pamięci o zmarłych, aby na to pozwolić? Czy takiej historii chcemy uczyć nasze dzieci – opartej na kłamstwie?
Oczywiście, toksycznie rozumiana poprawność polityczna serwuje nam chętnie „raceswap” także w produkcjach o charakterze innym niż historyczny. Czarnoskóra syrenka Ariel, czarnoskóry wampir Louis de Point du Lac czy czarnoskóra wróżka Dzwoneczek wzbudzają w widzach emocje nie mniejsze od tych, jakie wywołują czarnoskóre postacie wzorowane na autentycznych postaciach historycznych. Tutaj rzeczywiście sprawa jest wyłącznie już kwestią gustu, może ewentualnie szacunku do autora. Osobiście wyznaję pogląd, że ze względu na respekt wobec wizji twórcy nie należy radykalnie zmieniać wyglądu lub charakteru stworzonych przez niego postaci. Gdybym sama była pisarką, to nie chciałabym, aby ktoś w ten sposób potraktował moich bohaterów. Zatem jeśli Hans Christian Andersen opisał Ariel jako syrenkę o „skórze czystej i jasnej jak płatek róży, głębokich błękitnych oczach”, a Anne Rice zaprezentowała nam Louisa de Point du Laca jako młodzieńca o „bardzo jasnej cerze, ciemnych włosach i zielonych oczach” – to ja sama trzymałabym się tej wersji. Istnieją jednak bardzo różne spojrzenia na zagadnienie właściwego zakresu wolności twórczości filmowej i literackiej, a zatem tutaj dyskusja pozostaje otwarta i gotowa na różne interpretacje. Jedno jest pewne – czarnoskórzy syrena, wampir i wróżka może nie trafiają w gust każdego odbiorcy, ale przynajmniej nie szkodzą prawdzie historycznej.
Jeszcze raz podkreślam: nie mam nic przeciwko czarnoskórym aktorom. Wielu z nich to wspaniali artyści, którzy w różnych produkcjach wykreowali fenomenalne postacie i zapisali się złotymi zgłoskami w historii kinematografii. Niech twórcy nie marnują jednak ich potencjału, obsadzając w rolach zwyczajnie dla nich nieodpowiednich. Nie dostarczajmy amunicji prawdziwym rasistom, którzy chętnie oskarżają czarnoskórych o kompleksy i chęć „kradzieży” dziedzictwa innej cywilizacji oraz lubują się w szydzeniu na tym tle. W latach 746–655 p.n.e. w Starożytnym Egipcie rządziła dynastia nubijska, a wywodzący się z niej władcy rzeczywiście byli czarnoskórzy. Dlaczego nie przybliżyć widzom tej mało znanej historii? Po co sięgać po raz kolejny po oklepaną już oraz powszechnie znaną opowieść o Kleopatrze i ją fałszować? Po co próbować wmawiać dorosłym, inteligentnym ludziom, że białe jest czarne, a czarne jest białe?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.