- Jesteś tylko młodą dziewczyną. Co Ty możesz zrobić? – usłyszała 22-letnia Irena Gutówna pytanie od Mojżesza Steinera, jednego ze swoich zagrożonych zagładą żydowskich przyjaciół. Polka udowodniła, że wcale więcej nie trzeba, aby nie tylko zachować w sobie człowieczeństwo w nieludzkich czasach, lecz także wznieść się na wyżyny trudnego do wyobrażenia bohaterstwa. Historię tej niezwykłej dziewczyny przedstawia film, który właśnie zawitał na ekrany polskich kin: „Przysięga Ireny”.
Już na wstępie można zadać sobie pytanie: dlaczego tylko jeden? Historia Ireny oraz tło czasów, w jakich przyszło jej dokonywać najtrudniejszych wyborów, stanowią gotowy materiał, na podstawie którego można by nakręcić co najmniej kilka filmów, a w każdym z nich jego wartość historyczna – chociaż niewątpliwie cenna – znalazłaby się na drugim miejscu. Opowieść o przysiędze Ireny to bowiem przede wszystkim niezwykle misterny i wzruszająco wiarygodny obraz złożoności ludzkiej psychiki oraz moralności, której możemy przyjrzeć się nie tylko z punktu widzenia głównej bohaterki, ale również postaci drugoplanowych: katów i ofiar.
Tylko w nielicznych przypadkach ten obraz będzie jednowymiarowy. Postać samej Ireny, sportretowanej w adaptacji przez kanadyjską aktorkę Sophie Nelisse, rzeczywiście jest przedstawiona jako kryształowa. Trochę szkoda, że reżyser nie próbuje poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego Irena – młoda dziewczyna stojąca u progu życia – postanowiła bez wahania zaryzykować je dla de facto obcych ludzi. Podczas seansu nie jesteśmy świadkami przeżywania jej rozterek czy doświadczania jakże ludzkich w takiej sytuacji wątpliwości. Oszczędnie serwowane są nam również sceny, w których Gutównę przygniata lęk, chociaż faktycznie musiał on jej przecież towarzyszyć nie tylko przy takich skrajnych okolicznościach jak przeszukanie domu, lecz każdego dnia. Czy jednak stanowi to o wadzie filmu? Moim zdaniem nie, gdyż taki zabieg może zmotywować widza do tego, aby na to zasadnicze pytanie spróbował znaleźć odpowiedź samodzielnie. Historię Ireny warto zgłębić i na szczęście jest ku temu taka możliwość, gdyż w 1999 roku opublikowała ona swoje szczegółowe wspomnienia pod tytułem „Ratowałam od zagłady”.
Równie jednowymiarowy jest główny antagonista Ireny, Sturmbannführer Richard Rokita, który od listopada 1942 do czerwca 1943 był kierownikiem obozu pracy przymusowej w Tarnopolu i to właśnie on nadzorował proces eksterminacji żydowskich więźniów. Przy kreacji jego postaci twórcy filmu nie zostawili niedomówień – jest to beznadziejnie zindoktrynowany i wyprany ze wszelkich ludzkich uczuć nazista, który bez mrugnięcia okiem wydaje zbrodnicze rozkazy i sam takie wypełnia. Takim zapamiętała go też Irena Gut, ale – niestety – prawdy o tym człowieku nie miał okazji poznać cały świat. Rokita dożył swoich dni w spokoju i nigdy nie odpowiedział za popełnione zbrodnie. Próbowano postawić mu zarzuty w 1960 roku, lecz już trzy lata później postępowanie umorzono, a nie niepokojony już niczym były esesman zmarł w 1976 roku.
Znacznie trudniejsza i bardziej złożona jest osoba majora Eduarda Rügemera, w którego domu Irena, pracując jako pokojówka, ukrywała dziesięciu Żydów. Z jednej strony po odkryciu tajemnicy Ireny zachowuje ją dla siebie, czym w praktyce naprawdę uratował życie dziewczynie oraz ukrywającym się ludziom. Jednak za jaką cenę? Wykorzystując rozpaczliwe położenie swojej pracownicy, zażądał, aby w zamian za dyskrecję została jego kochanką. Jak typowy drapieżnik nadużył swojej przewagi, którą jako mężczyzna i okupant dysponował na wielu płaszczyznach nad młodą kobietą, aby dać upust prymitywnej żądzy. Nie był gotowy na to, aby pomóc dziewczynie bezinteresownie, z czystego człowieczeństwa, szacunku do ludzkiego życia czy jakichkolwiek innych, wyższych wartości. Istnieją też wszelkie przesłanki do tego, aby sądzić, że do decyzji o współpracy z Polką nakłonił go zwykły strach. Czy jego przełożeni uwierzyliby w wersję, że major Wehrmachtu przez dwa lata nie potrafił zorientować się, iż w jego własnym domu ukrywa się tylu ludzi? A nawet jakby uwierzyli – czyż taka kompromitacja nie pozbawiłaby go jakiegokolwiek autorytetu i nie przekreśliła całej kariery?
Trudno zatem powstrzymać się od refleksji, że mężczyzną kierowały w gruncie rzeczy niskie pobudki – strach o własną skórę i jeszcze ewentualnie łatwa możliwość zyskania gratyfikacji seksualnej. Niełatwo zatem jego motywację i działanie nawet porównywać z niekwestionowanym bohaterstwem Ireny, chociaż ostatecznie oboje zostali potraktowani jednakowo i wyróżnieni przez Instytut Jad Vashem tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Nie można jednak zaprzeczyć temu, że zachowanie majora umożliwiło Irenie kontynuowanie misji, a w konsekwencji – ocalenie wszystkich (prawdopodobnie włącznie z samym Rügemerem). Irena wspominała także, że Niemiec życzliwie traktował dodatkowych lokatorów. Po odkryciu ich istnienia pozwalał im zupełnie swobodnie przemieszczać się po domu i zapraszał do wspólnego stołu. „Skoro wiem, że są w piwnicy, to po co mają cierpieć takie niewygody? Powiedz im, że mogą tu przychodzić, pomagać Ci w pracach domowych. Nie mam nic przeciwko temu” powiedział Irenie. Po wojnie jego więzy z ukrywanymi jeszcze bardziej się zacieśniły, gdy samotny i odrzucony przez własnych krewnych, znalazł schronienie u jednej z żydowskich rodzin, która przebywała w jego domu. Ida i Leizer Hallerowie zgodzili się, aby były nazista zamieszkał z nimi pod jednym dachem i stał się niemal „drugim dziadkiem” dla urodzonego w czasie wojny syna Romana. Ostatecznie wybaczyła mu również sama Irena: „Pomimo wszystkiego, co zaszło, czułam do niego wdzięczność – pomógł mi ocalić życie tak wielu ludziom. Wybaczyłam mu, za jaką cenę”. Spuśćmy więc może na to i my zasłonę miłosierdzia ciesząc się, iż postawa tego człowieka nie doprowadziła do tragedii, do której spokojnie mogła doprowadzić.
Kalejdoskop różnych postaw i zachowań możemy dostrzec także w dziesięcioosobowej grupie ratowanych Żydów i uważam to za wielką zaletę tego filmu. Nie są oni bowiem przedstawieni jako nieskazitelna, pokorna, wdzięczna swojej wybawczyni masa, lecz jak indywidualne jednostki, ludzie o odmiennych charakterach i osobowościach, którzy wzbudzają nie tylko oczywiste współczucie, lecz także – czasami – irytację lub nawet złość. Oczywiście, ich dominującą reakcją jest naturalnie wdzięczność wobec Ireny, ale nie brakuje też przejawów pewnej roszczeniowości, która w moim odbiorze czyni te postacie jeszcze bardziej ludzkimi. Sceny, w których Żydzi domagają się od Ireny przyniesienia kart lub gier do kryjówki, i reagują złością, gdy dziewczyna odpowiada, że może być z tym problem, urealniają całą sytuację. Przypominają bowiem, że nawet człowiek walczący o życie pozostaje człowiekiem, ze wszystkimi swoimi przywarami, emocjami i potrzebami – choćby tak prozaicznymi, jak odrobina rozrywki i zapomnienia.
Trudno też pominąć milczeniem niezwykle zagmatwany problem moralny, który pojawił się wraz z zajściem w ciążę przez jedną z ukrywanych Żydówek. Oczywiście sprawa zakończyła się szczęśliwie dzięki Irenie, która odwiodła kobietę od pomysłu dokonania aborcji. Urodzony w wyniku tej decyzji Roman Haller żyje do dziś i darzy wielką estymą pamięć Ireny, którą nazywa „swoją drugą matką”. W filmie gloryfikowana jest naturalnie niezwykle odważna decyzja Gutówny, która – świadoma zagrożenia wiążącego się z przebywaniem płaczącego noworodka w kryjówce – postanowiła nie pozwolić na unicestwienie kolejnego życia. Brakuje jednak refleksji nad kontrowersyjną postawą małżeństwa Hallerów, którzy w ogóle dopuścili do tego, że konieczność dokonania tak trudnej decyzji stała się faktem. Wiedzieli, że Irena ryzykuje dla nich życiem. Wiedzieli, że wraz z nimi ukrywa się osiem osób. Wiedząc, że ewentualne poczęcie dziecka może zakończyć się katastrofą, nie potrafili jednak powstrzymać się przed współżyciem seksualnym. To, że taki scenariusz się nie ziścił, było naprawdę łutem ogromnego szczęścia. Osobiście dostrzegam w tym epizodzie zupełnie przystającą również do naszych czasów naukę o tym, jak bardzo trzeba uważać z igraniem ludzkim życiem oraz jak wielka odpowiedzialność wiąże się z podejmowaniem aktywności, które mogą doprowadzić do jego powstania.
Reasumując – z całą pewnością „Przysięga Ireny” to obraz warty uwagi. Jak w zwierciadle odnajdziemy w nim bowiem problemy, które są bolączką nie tylko tamtych czasów, ale również współczesnych. Tchórzostwo, przyzwolenie na zło i przemoc, egoizm, nadużywanie pozycji względem słabszych jednostek, ale również heroizm, bezinteresowność oraz empatia tworzą nieśmiertelne i ponadczasowe ramy, w których toczy się także nasze życie. Dzisiaj nikt już nie wymaga od nas, abyśmy składali takie przysięgi, jaką złożyła Irena Gut. Czy gdyby jednak nastąpiły skłaniające ku temu okoliczności – potrafilibyśmy to uczynić i co więcej, jej dotrzymać…?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.