Wojna w Ukrainie powoduje geopolityczne trzęsienie ziemi. Prawdopodobna porażka Kremla zadziała jak domino. Jeśli wywróci się reżim Putina, załamaniu ulegnie strefa wpływów Rosji w byłym sowieckim imperium. Dlatego chanowie posowieckiej Azji Środkowej rozpoczęli wielkie manewry, które mają zabezpieczyć ich panowanie bez względu na przyszły układ sił.
W ostatnim czasie Azja Środkowa kipi politycznymi wydarzeniami o symbolicznej wymowie. Serdar Berdymuhamedow, namaszczony przez ojca dziedziczny prezydent Turkmenistanu, z pompą otworzył nową stolicę kraju. Zbudowany od podstaw Arkadag (Protektor) kosztował Turkmenów 3 mld dolarów. Nowe centrum administracyjne zaprojektowane dla 73 tys. reprezentantów dworu, czyli nomenklatury, opływa we wszelkie zdobycze technologiczne. W założeniu inteligentna stolica ma kojarzyć się prostemu ludowi z panowaniem nowego prezydenta. Jest ważnym elementem dziedzicznego kultu jednostki, na którym, oprócz służb bezpieczeństwa, opiera się panowanie Berdymuhamedowów.
Natomiast 9 lipca w Uzbekistanie odbyły się przedterminowe wybory prezydenckie. Trudno je traktować poważnie choćby z tego powodu, że obecny lider Szaukat Mirzijojew zapobiegawczo nie dopuścił kandydata opozycji. Jak zwykle w Azji Środkowej „wybory” były więc rodzajem kontrolowanego plebiscytu, którego celem było wzmocnienie władzy chana. Niemniej jednak pretekstem okazała się „potrzeba pilnych reform politycznych, społecznych i gospodarczych w obliczu złożonych globalnych i regionalnych wyzwań” – cytując Mirzijojewa. Jako że Uzbekistan pretenduje do roli mocarstwa w skali regionu, warto zatrzymać się na sytuacji politycznej tego kraju. Ilustruje dylematy, jakie przed azjatyckimi elitami władzy postawiła ukraińska wojna.
Wygrywając bezalternatywne głosowanie, chan Uzbekistanu przedłużył swoje panowanie do 2037 r. W manipulacji posłużył się schematem Putina, który podczas „demokratycznych” wyborów znowelizował konstytucję. Prawdziwy powód gry był jednak zupełnie inny. Według Centrum Carnegie prezydent był zaniepokojony protestami społecznymi, które miały miejsce podczas obecnej kadencji. Ubiegłoroczne masowe demonstracje w Autonomicznej Republice Karakalpakstanu były formą sprzeciwu wobec planów likwidacji autonomii. Zmusiły Taszkient do wycofania się z projektu, stawiając Mirzijojewa w sytuacji podobnej do Putina. Bunt Prigożyna wykazał, że prezydent Rosji utracił status arbitra sprzecznych interesów grup wpływów. Ponadto prysnął mit o niezachwianym zjednoczeniu narodu wokół prezydenta, a więc poparcia narodu dla reżimu. W oczach elit władzy i biznesu car stracił wiec funkcjonalną przydatność. Już nie gwarantuje obrony status quo, a więc zdobyczy majątkowych państwowych i prywatnych oligarchów.
Bunt Karakalpakstanu został stłumiony brutalną siłą, a prezydent utracił aureolę reformatora. Jednym z faktycznych osiągnięć Mirzijojewa była liberalizacja polityki pieniężnej, co zwiększyło zagraniczne inwestycje. Prezydentowi udało się poluzować międzynarodową izolację Uzbekistanu wywołaną represyjnymi rządami poprzednika. Obecnie Taszkient zastopował reformy, wskazując nieprzekraczalną granicę, jaką jest kontynuacja osobistych rządów niezmiennego lidera. Na skutek wyborów Mirzijojew włączył się w dynastyczną praktykę posowieckich władców Turkmenistanu, Tadżykistanu, Kazachstanu oraz Azerbejdżanu. To wyraz ogromnego niepokoju wywołanego postępującą destabilizacją reżimu Putina. Chanowie Azji Środkowej są związani z Moskwą paktami chroniącymi autorytarne modele władzy. Kreml deklarował się jako obrońca niezmienności lokalnych reżimów. Konserwatywny kurs utrwalania osobistych rządów to przygotowanie na wypadek rewolucji w Rosji, która automatycznie wywoła niepokoje społeczne na azjatyckich podwórkach.
Z drugiej strony państwa Azji Środkowej przygotowują się na zmianę geopolitycznej konfiguracji. Wywrócenie rosyjskiej strefy wpływów na obszarze b. imperium spowoduje próżnię siły. Miejsce Rosji może zająć Zachód lub raczej Chiny w przypadku posowieckiej Azji. Tak należy oceniać głosy krytyczne tadżyckich polityków pod adresem Szanghajskiej Organizacji Współpracy. SzOW powstała z inicjatywy Moskwy jako platforma realizacji ich interesów. Obecnie organizację przejął Pekin, albowiem tylko Chiny mają dla regionu inwestycyjną oraz handlową ofertę. Krytykę SzOW można więc uznać za rodzaj apelu pod adresem Xi Jinpinga, aby CHRL zajęła miejsce Rosji jako stabilizator i gwarant reżimów Azji Środkowej.
Oczywiście elementem geopolitycznych manewrów jest pokazowe rozluźnianie cywilizacyjnych kontaktów z Rosją, wyrażone ograniczeniem roli języka, mediów, a więc kultury byłej metropolii. Republiki środkowoazjatyckie intensyfikują dialog polityczny i ekonomiczny z Europą i USA. Zostawiają sobie w ten sposób otwartą furtkę kontaktów równoważących słabnące wpływy Kremla i narastającą zależność od Chin. Jednak Zachód nie jest dla posowieckiej Azji rzeczywistą alternatywą, choćby ze względu na różnicę wartości.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.