Dla bliskiego otoczenia Putina wojna okazała się biznesowym rajem. Po buncie Prigożyna Kreml kupuje lojalność, płacąc zachodnimi aktywami, które formalnie przejął skarb państwa.
Kiedy 9 lat temu Rosja napadła na Ukrainę, Unia i Stany Zjednoczone odpowiedziały pierwszym pakietem sankcji. Zawierał m.in. obostrzenia importowe w segmencie technologicznym, maszynowym i rolno-spożywczym. Moskwa zareagowała na sankcje trojako. Zablokowała import unijnej produkcji owocowo-warzywnej. Ogłosiła program zastępowania importowanej produkcji rosyjską. Głównym instrumentem była jednak oferta lokowania zachodniej produkcji w Rosji na preferencyjnych warunkach. Takiej możliwości, ku uciesze europejskiego biznesu, unijne retorsje nie zabraniały.
Pazerność okazała się doskonałym bodźcem, czego przykładem okazał się gazociąg Nord Stream 2. Koncern Siemens dostarczył nawet turbinę energetyczną na okupowany Krym. Przykładów inwestowania z wykorzystaniem prawnej dziury lokalizacyjnej było mnóstwo. Dzięki niej rozbudowano nawet wcześniej istniejące fabryki będące własnością europejskich firm, de facto zwiększając ich udziały na rosyjskim rynku. Ku chwale biznesowych zysków gwarantowanych przez kremlowskiego „Europejczyka”. Politycy, tacy jak Sarkozy, Macron oraz Merkel, tytułowali Putina „najlepszym przyjacielem”.
Interes faktycznie kręcił się, ale do czasu. Kolejny etap rosyjskiej agresji spowodował, nie bez europejskiego bólu wywołanego amerykańskim naciskiem, gremialną decyzję o zawieszeniu ekonomicznej aktywności w Rosji. Część zachodnich firm, takich jak francuski Renault, sprzedała udziały za symbolicznego rubla, ponosząc gigantyczne straty. W odpowiedzi Berlin przymusowo upaństwowił rosyjskie aktywa energetyczne w Niemczech. Policje skarbowe państw UE skonfiskowały nieruchomości oraz inne elementy majątkowe objętych sankcjami oligarchów. Wreszcie zachodni sektor finansowy zamroził aktywa rosyjskiego banku centralnego. Łącznie „aresztowano” rosyjską własność o szacunkowej kwocie ponad 700 mld dol. Zatrzymany majątek miał skłonić Putina do zakończenia wojny. Ponieważ Kreml odmawia, Zachód głośno zastanawia się nad ich wykorzystaniem do odbudowy Ukrainy. Oczywiście w taki sposób, aby posłużyły sfinansowaniu zachodnich inwestycji w Ukrainie.
Do pewnego czasu Kreml grał w zachodnią grę, również traktując europejską własność w Rosji jako „ekonomicznego zakładnika”. Formalnie aktywy firm, które opuściły tamtejszy rynek, znalazły się w komisarycznym zarządzie skarbu państwa. Tak było do czasu sławetnego buntu Prigożyna, który wywołał u Putina silny stan lękowy. Zbrodniarz wystraszył się nielojalnością ludzi, których sam obdarował majątkiem. A ponieważ marsz wagnerowców osłabił jego status arbitra elit, Putin stanął przed wyborem, a raczej koniecznością. Mógł zdyscyplinować oligarchów pokazowymi czystkami. W ten sposób naraziłby się jednak na kolejne spiski. Dlatego wybrał drugie rozwiązanie, czyli korupcję. Kupowanie elit uznał za instrument wzmacniający lojalność w stopniu większym niż represje.
Według „The Moscow Times” oligarchia doznała przypływu optymizmu. Miliarderzy sondowani przez dziennikarzy nazwali decyzję Putina „prywatyzacją 2.0”, porównując szczodrość zbrodniarza do majątkowych efektów dzikiej prywatyzacji lat 90. Wówczas słabnący prezydent Borys Jelcyn dał zgodę na uwłaszczenie, kupując lojalność wielkich ludzi Rosji intratnymi kąskami majątku narodowego. Obecna euforia wskazuje, że kradzież majątku europejskich „przyjaciół” odbywa się z nie mniejszym rozmachem.
Na pierwszy ogień poszły fabryki Danone i browary Carlsberga. Obdarowanym jest krewny Ramzana Kadyrowa, co nie dziwi. Od lojalności Czeczenii zależy spokój Północnego Kaukazu. Jak dotąd największym wygranym okazał się jednak surowcowy magnat Władimir Potanin. Przejął majątek zachodnich banków, szacowany na 1,7 mld dol.
Nie ma żadnych wątpliwości, że przekazując aktywy oligarchom umieszczonym na listach sankcji, Kreml kupuje ich lojalność. Wielu z nich nie kryje niezadowolenia z wojny, a więc Putina. Zamrożono im aktywa, uniemożliwiając rajskie życie na „znienawidzonym” Zachodzie. Teraz przejmują za grosze europejski majątek w Rosji w formie lojalnościowego odszkodowania. Strategia Kremla zmniejsza prawdopodobieństwo, że elita biznesowa zwróci się przeciwko dyktatorowi. Dlatego Andriej Kolesnikow z ośrodka Carnegie zwraca uwagę, że przejmowana własność formalnie pozostaje własnością państwa. Oznacza to wzrost politycznej zależności wielkiego biznesu od Kremla. Nie zmienia to faktu, że beneficjentami są ludzie, którzy cieszą się zaufaniem Putina. Tak rosyjski kapitalizm państwowy nabiera cech feudalizmu XXI w.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.