Kreml wdraża w życie nową-starą ideę terroru jako kluczowego instrumentu rządzenia krajem. W historii Rosji to niby nic nowego. A jednak budowie stalinizmu XXI w. towarzyszą symbolika i wartości średniowiecza.
Przekleństwem Rosji jest wciąż niedokonana westernizacja. Proces rozpoczął car Piotr I na przełomie XVII i XVIII w. Najpewniej nieświadomie, bo wbrew przydomkowi „Wielki” nie rozumiał dalekosiężnych skutków własnych reform. Dzięki skopiowaniu zachodnich technologii państwa chciał jedynie zmodernizować samodzierżawie i armię. W połączeniu obu czynników car dostrzegł instrument wzmocnienia absolutnej władzy, a więc gwarancję ustrojowej niezmienności. Eliminując rodzący się system wartości europejskich, Piotr ograniczył jednak westernizację do usprawnienia kontroli państwa nad społeczeństwem. Doprowadził jedynie do powierzchownej europeizacji elit, stopując kompletnie tożsamościową ewolucję podstawowej masy ludności. Dlatego wielu rosyjskich historyków idei uważa skutek reform Piotra za przekleństwo, a nie dobrodziejstwo. Od XVIII w. przeciętni Rosjanie pozostają mentalnie w średniowiecznym księstwie moskiewskim. Tkwią w schemacie odrzucenia i lęku przed zewnętrznymi prądami cywilizacyjnymi. Podstawową metodą zapewnienia bytu materialnego i bezpieczeństwa jest polityczna bierność oraz równie bierne dostosowanie do odgórnie narzucanych warunków egzystencji. Cel ustrojowej hibernacji bodaj najlepiej podsumowała caryca Katarzyna II. Despotię uznała za jedyną konstruktywną formę rządzenia Rosją. Tyle że to despotia pchała Rosję ku rewolucji. Mentalnie średniowieczne społeczeństwo każdą próbę okcydentalnej ewolucji uważało za niebezpieczne odstępstwo od jedynej znanej, despotycznej rzeczywistości.
Z tego samego powodu współczesny Kreml zwrócił się ponownie ku despotii w stalinowskim wydaniu, lecz jej restytucji służą odwołania do odległego średniowiecza. Tym w istocie jest agresywna strategia Ruskiego Miru nawiązująca do doktryny Trzeciego Rzymu. Putinowi wtóruje patriarcha Cyryl głoszący ideę równie średniowiecznej Świętej Rusi. Podobnie jak wówczas pełni rolę komplementarnej do mocarstwowej retoryki Kremla drogi zbawienia prawosławnych dusz. Rosyjscy psycholodzy społeczni uważają eksploatację historycznej symboliki za odpowiedź na zniszczenie ustrojowej alternatywy, którą była demokracja. Po przyswojeniu jej zewnętrznych atrybutów (konstytucja, parlament) w latach 90. XX w. elity władzy przekształciły demokratyczne wartości w społeczne zagrożenie. Następnie, korzystając z surowcowej hossy, Putin wprowadził Rosjan w polityczny letarg. W tym samym czasie kremlowska propaganda utrwalała zagrożenie negatywnym wizerunkiem Zachodu (NATO) czyhającego na okazję do rozbiorów Rosji.
Strategia przyniosła nieoczekiwany skutek. „Zabetonowała” społeczeństwo, prowadząc do stagnacji wszystkich dziedzin życia, a następnie do cywilizacyjnego regresu. Nie bez przyczyny Putin jest porównywany do genseka Leonida Breżniewa. Osiągnięcia jego reżimu są podobne do tych z epoki zastoju lat 70. XX w. Koronnym argumentem jest agresja na Ukrainę, która na podobieństwo inwazji afgańskiej miała ożywić system i społeczeństwo patriotyczną integracją Rosjan wokół skostniałego reżimu. Przebieg wojny sprawił, że zamiast stabilizującej reanimacji wzrosło ryzyko wewnętrznej destabilizacji (casus Prigożyna). Jeśli buntują się przedstawiciele kremlowskich elit, możliwy jest również wybuch społeczny. Dlatego Putin zawczasu rozpoczął poszukiwania antidotum, za które uznał wizję przyszłej Rosji opartej na średniowiecznej przeszłości. W pracach koncepcyjnych wyróżnili się najpierw Euroazjaci Aleksandra Dugina, a następnie neopoczwiennicy z think tanku Klub Izborski. Pod wodzą Aleksandra Prochanowa sprofanowali ideę słowianofilstwa, sprowadzając ja do mieszanki haseł czarnej sotni, rosyjskiego faszyzmu i stalinizmu.
Skąd jednak wzięły się liczne odniesienia do epoki cara Iwana IV Groźnego? Krwawy władca uosabia przeciwieństwo demokracji, a więc rządy terroru. Czy okres wojen liwońskich (inflanckich) z Litwą, Szwecją, a następnie z Rzeczpospolitą nie przypomina obecnej konfrontacji z Zachodem?
W jeszcze większym stopniu dzisiejszą sytuację Rosji oddaje oprycznina. Nie chodzi jedynie o krwawą eksterminację ówczesnych elit, którą można potraktować jako przestrogę dla grup interesów walczących zażarcie o wpływ na Putina. Oprycznina była dla Iwana Groźnego karzącą ręką sprawiedliwości dla zdrajców. Pomijając strawniejszy dla Rosjan akcent historyczny, Putin odbudowuje jednak stalinizm. Tak jak nie ma epoki Stalina bez gułagu, tak niemożliwa jest gloryfikacja strasznego cara bez pierwszego w historii Rosji terroru państwowego. O tym, że taki proces następuje, świadczy także wyidealizowany propagandowo wizerunek opryczników. Maluta Skuratow nie jest przedstawiany zgodnie z historyczną prawdą jako psychopatyczny morderca. Dziś to szanowany reprezentant elit cechujący się troską o państwo. Wypisz wymaluj Ramzan Kadyrow lub wysokiej rangi funkcjonariusz FSB.
A może jeszcze gorzej. Dla Iwana Groźnego oprycznina była nie tylko krwawą gwardią, ale przede wszystkim budulcem jeszcze lojalniejszych elit, które swoją pozycję zawdzięczały wyłącznie carowi. Czy zima średniowiecza ma wprowadzić Rosję w totalitaryzm, zagrażając społeczeństwu falą terroru epoki cyfrowej?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.