Jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Rosji opłaca się zająć Donbas, nawet kosztem krytyki ze strony międzynarodowej opinii publicznej. Ten region nigdy nie może wrócić pod kontrolę Kijowa – tak myślą na Kremlu.
Czterech anonimowych urzędników administracji prezydenta Bidena potwierdziło dzisiaj redakcji dziennika The New York Times, że zapowiedziane wycofanie wojsk rosyjskich spod granicy z Ukrainą jest celowym podstępem, by wprowadzić Stany Zjednoczone i inne państwa NATO w błąd.
Wczoraj media pokazywały nagranie video wyjeżdżającego z Krymu długiego pociągu przewożącego rosyjskie czołgi. Nagranie, wykonane prawdopodobnie na zlecenie kremlowskich propagandystów, miało przekonać międzynarodową opinię publiczną, że do wojny na pewno nie dojdzie, a Zachód jest jedynie ogarnięty zimnowojenną histerią. Czterech wysokich rangą urzędników amerykańskiego rządu federalnego uważa, że uspokojenie nastrojów jest jedynie ciszą przed burzą. Zgromadzone pod granicą siły rosyjskie są w pełni wystarczające do przeprowadzenia błyskawicznej inwazji na Ukrainę. Z kolei dane wywiadowcze, na które powołuje się Washington Post wskazują także na nasilającą się wymianę ognia między separatystami i wojskami Ukraińskimi w Donbasie. Tam już od dawna trwa regularna wojna, choć uzbrojeni rosyjscy żołnierze, nazywani przez media zachodnie „zielonymi ludzikami” (ze względu na brak dystynkcji wojskowych na mundurach ani innych wyróżników, które pozwalałyby na określenie ich przynależności państwowej) domagają się wsparcia regularnych sił ofensywnych.
Chodzi także o jak najszybsze uspokojenie sytuacji w regionie, który może sam sfinansować koszty inwazji i wojny. Walki toczą się przecież o Donieckie Zagłębie Węglowe, w skrócie nazywane Donbasem. A jest to najbardziej uprzemysłowiony region Ukrainy, o największej gęstości zaludnienia. Region ten jest szczególnie bogaty w złoża węgla kamiennego, rtęci i soli kamiennej. Dzięki zapleczu surowcowemu jest zagłębiem hutniczym i centralnym ośrodkiem ukraińskiego przemysłu ciężkiego. Tam produkowany jest tabor kolejowy, sprzęt hutniczy, maszyny i do niedawna tam też był główny ośrodek produkcji zbrojeniowej Ukrainy. Utrata Donbasu, czyli okręgów: donieckiego, ługańskiego i rostowskiego jest szczególnie dotkliwa dla gospodarki ukraińskiej.
Po co regularna wojna, skoro można prowadzić wojnę partyzancką. Otóż to nie jest dobre dla interesów. Kreml nie musi utrzymywać finansowo separatystów, ponieważ prowadzą oni wojnę za pieniądze ze sprzedaży donbaskiego węgla (głównie antracytu), który trafia na rynki europejskie z fałszywymi papierami. Podobno niezmiennie każdego dnia olbrzymie pociągi wyładowane węglem odjeżdżają z donbaskich kopalń. Gdzie trafiają? Do rosyjskich punktów przeładunkowych, skąd już „zalegalizowane” jako węgiel rosyjski są wysyłane między innymi do krajów Europy środkowej. W ten oto sposób my sami opłacamy separatystów rosyjskich, którym żyje się całkiem dobrze.
Zupełnie inaczej wygląda jednak życie mieszkańców dwóch separatystycznych republik. Tu panuje bieda, co najlepiej widać w okupowanym Doniecku. Stąd też kwitnie nielegalny handel kopalinami. Podobno tonę węgla można kupić już za 120 dolarów, z gwarancją, że znajdzie się ona do odbioru na granicy polsko-białoruskiej jako legalny węgiel z Rosji. Warto przy tym zaznaczyć, że w 2020 r. sprowadzono z do Polski z Rosji 9,44 mln ton węgla. Ile z jego sprzedaży zasiliło prorosyjskich separatystów i tzw. zielonych ludzików?
Na to pytanie zapewne nigdy nie poznamy odpowiedzi. Dlaczego zatem Rosja chce formalnie zając ten bezpański obszar? Zapewne dlatego, że wojna coraz bardziej psuje interesy w tym regionie. Coraz trudniej jest wydobywać surowce i sprzedawać pod ostrzałem. Przeciętny doniecki górnik zarabia niecałe 150 dolarów miesięcznie i nieustannie lęka się o życie. Stabilizacja, nawet kosztem inwazji, jest niezbędna.
Kiedyś Stalin wskazał swoim generałom na mapie Śląsk i powiedział krótko: „złoto”. To oznaczało, że należy ten region zająć za wszelką cenę z jak najmniejszym zniszczeniem infrastruktury przemysłowej. Teraz to samo mówi zapewne o Donbasie Władimir Putin.
Oderwanie tego regionu od Ukrainy i przyłączenie do Rosji jest po prostu opłacalne finansowo. Odcina Ukrainę od ogromnego zaplecza surowcowego, energetycznego i przemysłowego, bez którego nigdy nie będzie w stanie rozwinąć się w silne gospodarczo i militarnie mocarstwo tego rejonu Europy.
Rosjanie wiedzą, że jeżeli teraz się tego nie zrobi, to wcześniej czy później Ukraina odzyska kontrolę nad Donbasem.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.