Po wpływem alarmujących informacji o możliwej napaści Rosji na Ukrainę, wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego Putin grozi wojną akurat teraz?
Najprostsza odpowiedź brzmi: bo tak chce Putin. Wyjaśnia niewiele, lecz jest prawdziwa. Autorytarny przywódca ma nad demokracjami wyraźną przewagę. Może jednoosobowo nacisnąć umowny przycisk startowy globalnej zagłady. Rzecz jasna Kreml nie rozpocznie wojny dla samej wojny, kieruje się bowiem specyficzną logiką.
W przeciwieństwie do Zachodu ma armię, która jest gotowa do natychmiastowego działania. Jest dostosowana do najazdu na europejskie równiny, a zima jest dogodną porą roku dla operacji sił zmechanizowanych. Oczywiście wroga sparaliżują i zmiażdżą najpierw uderzenia lotnicze i rakietowe. Tyle, że jeśli kremlowski scenariusz zakłada jakąkolwiek aneksję terytorialną, okupacji muszą dokonać wojska lądowe.
Ponadto koncentracja 100 tys. żołnierzy i utrzymanie najwyższej gotowości sprzętowej kosztuje ogromne pieniądze, a więc nie może trwać w nieskończoność. Tymczasem operacja szantażowania Ukrainy atakiem zaczęła się w marcu ubiegłego roku. Dla Moskwy ważny jest również fakt, że z każdym dniem ukraińska armia jest sprawniejsza i lepiej uzbrojona. Jak pokazały lata 2014–2015, nawet ponosząc klęski, nie traci zdolności, a przede wszystkim woli stawiania oporu.
Jednak najważniejsza przesłanką wojny są dramatyczne dla Rosji uwarunkowania cywilizacyjne. Moskwa rozpoczęła modernizację i przezbrojenie armii po konflikcie z Gruzją w 2008 r. Z rozmysłem wydała na ten cel gigantyczne środki, zakładając osiągniecie zdolności bojowej na lata 2022-2023.
Może rosyjskie siły zbrojne nie są na miarę snu Putina o potędze, ale jak mówi szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow, lepsza taka armia, za to gotowa do natychmiastowej wojny, niż doskonała ale nie wiadomo kiedy. Z punktu widzenia Kremla, niewykorzystanie potężnego argumentu geopolitycznego oznacza nie tylko globalną marginalizację Rosji. Przede wszystkim zwiastuje koniec reżimu Putina.
Dlaczego? Porównanie potencjałów ekonomicznych, finansowych, technologicznych i demograficznych USA i UE z Rosją ujawnia miażdżące dla Kremla dysproporcje we wszystkich dziedzinach. Poza jedną – wojskową. Rosja jest może gospodarczym karzełkiem, ale z bronią jądrową i silną armią konwencjonalną. Wniosek nasuwa się sam. Siły zbrojne są jedynym argumentem w ręku Putina. Przy tym, jeśli nie wykorzysta ich teraz, armia ulegnie degradacji, wprost odwrotnie do wzrostu zachodniego potencjału.
Cały liczący się świat przechodzi czwartą rewolucję przemysłową. Trwa wyścig cybernetyczny, biotechnolgiczny, a przede wszystkim w dziedzinie sztucznej inteligencji. Od tego, kto osiągnie wyraźną przewagę, zależy status globalnego hegemona, a więc przyszły ład międzynarodowy.
Szanse powodzenia mają wszyscy uczestnicy konkursu poza Rosją. Przez trzy dekady złodziejskie elity zdegenerowały wspaniały kraj, potraktowany jak podbita kolonia. Początek XXI w. ujawnił z całą siłą skalę regresu cywilizacyjnego Rosji we wszystkich dziedzinach. Od demografii, przez gospodarkę, a zwłaszcza know how. Mówiąc prościej, gdy świat biegnie do przodu, Rosja się cofa. Dystans pomiędzy liderami i outsiderem szybko rośnie.
Przykładem jest przemysł obronny. Stanom Zjednoczonym wystarczył rok na przejście od teorii myśliwca VI generacji do praktycznej realizacji projektu. Tyle samo czasu zajęło skonstruowanie broni hipersonicznych. Natomiast Rosja od trzech dekad nie jest w stanie zastąpić ukraińskich silników okrętowych własnymi.
Czas nie gra na korzyść Moskwy. Putin wie, że okno możliwości niebawem się zamknie, dlatego prze do eskalacji w myśl powiedzenia: – Teraz albo nigdy.
Kreml uznaje również pandemię za dar od Boga. Zachód najmocniej odczuł wszelkie następstwa COVID-19. Ponadto USA i UE trapią spory polityczne i nierówności, które polaryzują społeczeństwa. Wspólnota euroatlantycka jest wewnętrznie zdestabilizowana, a skutki głupoty elit wzmacniają hybrydowe operacje Moskwy.
Tyle że w obliczu wspólnego wroga demokracja ma niezwykłą zdolność mobilizacji. Potrzebuje na to czasu, ale proces odliczania już się rozpoczął. Dlatego kalkulacja strat i zysków wskazuje, że eskalacja militarna, a nawet wojna jest dla Rosji bardziej opłacalna od nieuchronnego upadku i rozpadu.
Nie ma wątpliwości, że za żądaniem nierozszerzania NATO na wschód kryje się dużo więcej. Dla pasożytniczych elit władzy i biznesu, na czele z Putinem, prawdziwą stawką jest przetrwanie. Militarny szantaż jest najlepszym dowodem ich słabości oraz lęku przed rozliczeniem, którego dokonają Rosjanie. To paniczny strach determinuje logikę: – Po nas tylko popiół.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.