Rzadko kiedy wojny wybuchają bez sensu. I rzadko bywają wyłącznie efektem skrzywionej psychiki jakiejś, nawet najwybitniejszej, jednostki. Wola wojny musi tkwić w zbiorowości. Naród, społeczeństwo (lub jego ważna część) musi jej chcieć, być do niej przekonane. A takie przekonanie wyrabia się, tłumacząc zbiorowości, że wojna jest w jej interesie, że trzeba się przed czymś bronić, albo o coś zabiegać.
Właśnie dlatego ludzie Putina tak intensywnie tłumaczą Rosjanom, że NATO na Ukrainie, u ich granic – to realne zagrożenie. Fakt, że to perspektywa odległa, albo niemożliwa, a sama Ukraina jest krajem w opresji, nieskłonnym do żadnej agresji – w ogóle się tu nie liczy. Kreml świadomie i celowo budzi w ludziach emocje. Jakby straszył psem, który może ugryźć, choć jeszcze się nie urodził i nie wiadomo nawet, czy urodzi. „Ale jest już buda” – wskazuje Kreml. „Dla bezpieczeństwa trzeba ją po prostu rozmontować”. Taka jest kremlowska logika wtłaczana Rosjanom do głów od rana do nocy.
Dlatego nadzwyczaj ważne w tych dniach jest pytanie, czy w to uwierzyli? Przy tak zmasowanej propagandzie, jakiej doświadczają, może tak być. Choć nie ma na to żadnych dowodów. Jeśli zaś nie, wojny żadnej nie będzie, a Putin – by uchronić autorytet – będzie się musiał wykazać jakimś sukcesem. Jakim? Może to być choćby i uznanie niepodległości samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej, albo jakaś niewielka i obiektywnie nieważna zawierucha.
Wojna nie wydarzy się raczej i z drugiego powodu – dla mnie ważniejszego. Ani Putin, ani Rosja nie mają żadnego interesu, by wywoływać wojnę u swoich granic.
Jedno to oczywiście spodziewane sankcje, które uderzyłyby w Rosję z siłą armaty. Niektórzy z akolitów Kremla sobie z nich podkpiwają, lub głośno mówią, że się ich nie boją. Szczytem chamstwa wykazał się tej sprawie rosyjski ambasador w Szwecji Wiktor Tatarincew, mówiąc dziennikarzom Aftonbladet: „w d…ie mamy sankcje”. Oczywiście są i tacy, niemniej zarówno dla Rosji, jak i dla jej elit sankcje byłyby bardzo dotkliwe. Nie znamy ich potencjalnej skali, ale możemy sobie wyobrazić odcięcie od podróży zagranicznych, systemu bankowego, blokadę kont, czy zajęcie nieruchomości. Bez wątpienia pojawiłyby się również embarga czy wstrzymanie wsparcia technologicznego dla działających w Rosji firm. Tego typu sankcje wywołałyby bardzo szybko sprzeciw wobec Kremla i uderzyły w osobisty autorytet Putina. Może nawet ostatecznie. Innymi słowy, mógłby tego sprzeciwu w sensie politycznym nie przeżyć. Napisałem wcześniej „sankcje to jedno”.
A co drugie? Oczywiście ograniczenie, czy wręcz przerwanie eksportu surowców. To z nich, a nie z innowacji czy IQ żyje Rosja. To ten eksport napędza nie tylko rozwój kompleksu militarnego Rosji, ale – co ważniejsze – zapełnia kieszenie rosyjskich polityków i oligarchów. Wojna oznaczałaby bez wątpienia turbulencje w dostawach, przynajmniej do krajów szeroko rozumianego Zachodu.
Czy nowy kontrakt surowcowy z Chinami da szanse przekierowania całego zasobu do Pekinu? Na pewno nie. Gospodarka Kraju Środka kieruje się wyjątkowo racjonalnie wewnętrznymi potrzebami. Pekin nie jest dobroczyńcą. Nie wyciąga ręki z przyjacielską pomocą. Bierze co chce i to na własnych zasadach.
Innymi słowy – wojna na Ukrainie, a za nią konsekwentny sprzeciw Zachodu wobec agresora uderzyły w Rosję po raz drugi. I Putin to świetnie wie. Jako klasyczny „siłowik” wie, że rewolwer musi leżeć na biurku. Niemniej wcale nie musi być użyty.
Oto więc diagnoza: konwencjonalnej wojny z Ukrainą chyba jednak nie będzie. Putin co chciał, już osiągnął. Zdemolował moralnie Ukrainę, podzielił Zachód i wspiął się na szczyty geopolityki. Dziś to do niego, nie do towarzysza Xi dzwonią światowi politycy. Do niego wpraszają się z wizytami. Znów jest wielki. I zyskał coś jeszcze; kreując światowe zagrożenie konfliktem zbrojnym, podbił ceny surowców. To grube miliardy dolarów, które na psychozie wojennej zarobiła Rosja. Warto więc straszyć, mówią na Kremlu, bijąc brawo przywódcy. Straszyć tak, ale walczyć? To już zupełnie inna sprawa.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.