Rozważania o groźbie wybuchu rosyjsko-zachodniej wojny tak rozgrzały emocje, że media zgubiły kompletnie przyczynę napięcia. Mediów nie interesuje, co się dzieje na Ukrainie. A dzieje się źle, dlatego warto zapytać, czy Ukrainie można pomóc, jeśli Ukraińcy nie są w stanie pomóc sobie.
Pewien krytyk literacki przeczytawszy dramat „Mazepa” Juliusza Słowackiego, nazwał utwór zarazem tragedią i farsą. Wybory głównego bohatera – hetmana Iwana Mazepy – bodaj najlepiej oddają fundamentalny dylemat Ukrainy. Chodzi o tragiczną niemożność podjęcie decyzji cywilizacyjnej przynależności do Wschodu lub Zachodu. Farsą zaś jest spojrzenie na Mazepę przez pryzmat roli ukraińskich elit w tym procesie.
Gwoli historycznych faktów. Dziś powiedzielibyśmy, że rusiński szlachcic Iwan Mazepa był nastawiony na osobistą karierę „nawet po trupach”. Najpierw brylował wśród elit Rzeczypospolitej na królewskim dworze w Warszawie. Po fatalnym podziale Ukrainy na część koronną i moskiewską oddał się do dyspozycji Piotra I, za co dostał tytuł hetmana wojska zaporoskiego.
Zbuntował się szybko przeciwko carowi, gdy ten ograniczył hetmańskie przywileje. Z tego powodu walczył przeciwko Rosji w koalicji z Karolem XII, królem szwedzkim, podczas Wojny Północnej. Po klęsce w bitwie połtawskiej Mazepa okazał się Zabłockim na mydle. Wygnany, dokonał żywota w mołdawskich Benderach, faktycznie internowany przez tureckiego sułtana.
Tragizm postaci bierze się z tego, że wybory Mazepy to w istocie historyczna droga Ukrainy do samostijnosti, czyli własnego bytu. Wynika z położenia pomiędzy sąsiadującymi potęgami.
Farsa polega na tym, że od czasów Mazepy Ukraińcy nie ruszyli się z cywilizacyjnych rozstajów nawet o krok. Od stuleci okno możliwości zamykają miałkie elity. Kierując się prywatą, czyli osobistymi interesami, bezwzględnie niszczą narodowe aspiracje.
Tożsamościowe rozterki oddaje anegdotyczna historia. W 1880 r. na fali budzącej się świadomości narodowej Kijowianie wznieśli pomnik Bohdanowi Chmielnickiemu. Hetmańską buławą wskazywał na Wschód, co miało symbolizować rosyjsko-ukraińską jedność na wieki. Ponad 100 lat później, a więc po rozpadzie ZSRS, Kijowianie obrócili pomnik o 180 stopni, tak aby Chmielnicki wskazywał Ukraińcom drogę na Zachód.
Mówiąc poważnie, za sprawą historycznych meandrów dochodzi do paradoksów. Postacie czczone przez Ukraińców, takie jak Chmielnicki i Mazepa, są zdrajcami dla Polaków i Moskali, co poniekąd jest zrozumiałe.
Lecz już bohater mieszkańców zachodniej Ukrainy Stefan Bandera pozostaje zbrodniarzem dla Ukraińców mieszkających na wschód od Dniepru. I odwrotnie, jeśli przypomnieć oburzenie mieszkańców wschodniej Ukrainy na akcję burzenia pomników Lenina i Dzierżyńskiego.
Spór ukraińskich nacjonalistów z ukraińskimi homo sovieticus o ustrój wspólnego państwa mieściłby się w pojęciu demokratycznej debaty. Niestety, oznacza konfrontację zwolenników niepodległego bytu i powrotu do statusu rosyjskiej guberni.
Całość oznacza katastrofę wspólnoty historycznej, która jest fundamentem każdego narodu. Nic dziwnego, że wpływa na fatalną kondycję współczesnej Ukrainy, a Moskwa po mistrzowsku wykorzystuje ułomność sąsiada.
Losy Ukrainy w XXI w. potoczyłby się z pewnością inaczej, gdyby rezultatem elitarnych postaw w duchu Mazepy nie była współczesna oligarchia. Jest potomkiem Chmielnickich, Razumowskich i Skorpadskich, którzy dla własnej kariery od kilkuset lat utrzymują Ukraińców w cywilizacyjnym stuporze.
Dziś Ukrainą nie rządzi parlament i prezydent. Demokratycznych standardów i praw własnościowych nie chroni niezależny wymiar sprawiedliwości. Za konstytucyjnymi instytucjami, aparatem państwa, partiami politycznymi, wreszcie mediami, kryją się skorumpowani miliarderzy. To „hetmani” Kołomojski, Poroszenko, Medwedczuk, Achmetow i Timoszenko pociągają za sznurki władzy, po to, aby okradać Ukrainę.
Jedyną różnicą są powiązania biznesowo-polityczne. Część ukraińskich elit zarabia miliardy na relacjach z UE oraz USA. Dla nich gwarancją bezpieczeństwa jest wybór opcji prozachodniej. Konkurencyjne grupa zawdzięcza prosperity interesom z Rosją. Wspólnie utrzymują Ukraińców w obywatelskiej stagnacji, a z własnego kraju czynią przedmiot międzynarodowych targów.
Każda próba zaburzenia równowagi elitarnych wpływów kończy się tragicznym przesileniem. Za krwawym Majdanem poszła aneksja Krymu i wojna na wschodzie kraju. Wołodymyr Zełenski, uderzając w prorosyjskich oligarchów, uruchomił natychmiast szantaż militarny Kremla.
Efekt cynizmu ukraińskich elit jest taki, że Rosja i Zachód uważają Ukrainę za militarny bufor, szlak tranzytowy, zbożową kolonię, rezerwuar taniej siły roboczej, wreszcie rynek zbytu. Wszystko, tylko nie suwerenny podmiot ładu międzynarodowego.
Za hasłem swobody wyboru sojuszy z jednej strony, a z drugiej sloganem ”Ukraińcy to Rosjanie”, kryje się ochrona własnych klientów.
Kiedy Ukraińcy wypowiedzą posłuszeństwo oligarchii, dokonując suwerennego wyboru cywilizacyjnego? W odpowiedzi na takie pytanie kryje się rozwiązanie ukraińskiego problemu Europy. Jednak abyśmy mogli pomóc Ukrainie, najpierw ona sama musi pomóc sobie.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.