Na przełomie XVI i XVII w. Caravaggio był u szczytu sławy. Sukces zapewniło mu m.in. „Powołanie św. Mateusza”. Niepohamowana wybuchowość Caravaggia dawała imponujące rezultaty w jego twórczości, ale też... przywiodła go do zguby w wieku zaledwie 39 lat.
Do dzisiaj zachowało się kilkadziesiąt obrazów Caravaggia – żadnych szkiców czy rysunków, bo ich po prostu nie robił. By stworzyć kilkumetrowe dzieła, wykorzystywał jedynie nowinkę techniczną: za pomocą camera obscura, urządzenia optycznego pozwalającego na wykonywanie wielkich malowideł, nanosił kontury bez wcześniejszego szkicowania. W swoich obrazach wyrzekł się piękna ludzkiego ciała, idealizowanego przez malarzy renesansowych, a w celu ukazania realizmu wprowadził do swych dzieł ostry światłocień i postaci zwykłych ludzi – jego biblijni święci mają twarze i ciała grzeszników. Malowidła Caravaggia cechuje połączenie fizycznej formy i psychologicznej treści, a jego styl stał się wzorem dla malarzy epoki baroku. Caravaggio był zapomniany w wiekach XVIII i XIX; na nowo odkryto go dopiero w XX stuleciu. Obecnie jest uznawany za pierwszego wielkiego artystę barokowego, który klasyczne renesansowe piękno zastąpił realizmem codzienności.
Ta łacińska sentencja, tłumaczona jako „bez nadziei, bez lęku”, przyświecała artyście i jego kompanom. Caravaggio przeżył zaledwie 39 lat. Ale za to jak intensywnie! Nie stronił od szemranych uciech Wiecznego Miasta, nie znosił jakiejkolwiek zniewagi, z miejsca wymierzał sprawiedliwość, nie tolerował krytyki swoich dzieł – wpadał wówczas w furię. Za wszczynane burdy trafiał za kraty, a za popełnioną w afekcie zbrodnię zaocznie skazano go na karę śmierci. Władze Rzymu wyznaczyły nawet nagrodę za jego głowę. Nim dowiemy się, jak skończył, cofnijmy się na początek ścieżki życia Caravaggia.
Urodził się jako Michelangelo Merisi 29 września 1571 r. – syn Ferma Merisiego, byłego zarządcy i architekta-dekoratora domu Francesca Sforzy, i Lucii Aratori pochodzącej z bogatej mediolańskiej rodziny. W 1576 r. familia przeniosła się do Caravaggio, miasteczka w Lombardii, uciekając przed szalejącą w Mediolanie zarazą. Mimo to zarówno ojciec przyszłego malarza, jak i dziadek zmarli w 1577 r. Przypuszcza się, że Michelangelo Merisi dorastał w Caravaggio, ale jego rodzina nadal utrzymywała kontakt ze Sforzami oraz z ich krewniakami Colonnami, którzy w przyszłości wywarli duży wpływ na życie artysty. Nim ukończył 20 lat, terminował u Simone"a Peterzano z Mediolanu, ucznia Tycjana. W 1592 r. Caravaggio przybył do Rzymu, gdzie najął się za rzemieślnika u odnoszącego sukcesy Giuseppe"ego Cesariego, malarza papieża Klemensa VIII. W tym okresie malował w swoim warsztacie portrety połączone z martwą naturą. Znane są obrazy z tego okresu: „Chłopiec obierający owoc”, „Chłopiec z koszem owoców” czy „Chory Bachus”. Zwłaszcza ten ostatni jest ciekawy, bo zapowiada późniejsze dokonania artysty: Caravaggio odarł Bachusa z boskości (brudne paznokcie, zielonkawe ciało, poszarzałe usta, zmęczone oczy).
Następne dzieło przykuło uwagę kardynała Francesca Marii Bourbona Del Montego, jednego z czołowych rzymskich koneserów sztuki. Kardynał kupił „Grających w karty” (przedstawia chłopca padającego ofiarą dwóch szulerów; obraz jest skomplikowany psychologicznie, uważa się go za pierwsze arcydzieło Caravaggia) i zapewnił mecenat artyście, który zamieszkał w pałacu Del Montego, w zamian malując dla niego m.in. „Muzykantów” czy „Lutnistę”.
W 1599 r. otrzymał zlecenie na dekorację kaplicy Contarellich w kościele San Luigi dei Francesi w Rzymie. Dwa dzieła, ukończone w 1600 r., „Męczeństwo św. Mateusza” i „Powołanie św. Mateusza” wywołały sensację (dlaczego – o tym za chwilę). W efekcie niespełna 30-letniemu artyście sukces uderzył do głowy.
W czasach Caravaggia takie zawołanie nie było czczą pogróżką. Wokół nie do końca świątobliwego Watykanu rozpościerał się 100-tysięczny hałaśliwy i spocony Rzym – miasto żebraków, ulicznych grajków, pijaków, znachorów i dziwek. Wiecznie zadłużony Caravaggio wraz ze swymi kompanami chętnie balował w szemranych karczmach, a sprowokowany wszczynał burdy i wykrzykiwał powyższą obelgę.
Rywalizował z innymi malarzami. „Po tawernach Rzymu krążył wierszyk: «Giovanni Baglione, jesteś niczym. Twoje obrazy to chłam"» (Simon Schama, „Potęga sztuki”, serial BBC). W 1603 r. Baglione oskarżył Caravaggia o zniesławienie, za co artystę aresztowano. Według zachowanych zeznań, ponoć tak się złośliwie tłumaczył: „Nie mam nic wspólnego z tymi wierszami. Ale ten, kto je pisał, jest znawcą sztuki”. Spędził miesiąc w więzieniu, a potem nałożono nań areszt domowy – w razie złamania zakazu groziły mu galery. Oczywiście, Caravaggio uciekł, zabierając ze sobą miecz i nóż. Wdał się w kolejne burdy, by w maju 1606 r. w pojedynku przy via della Scrofa śmiertelnie ranić Ranuccio Tomassoniego. Caravaggio zbiegł do Neapolu pod skrzydła swych patronów. Zaocznie skazano go na ścięcie!
Chroniony przez rodzinę Colonnów najsłynniejszy malarz Rzymu stał się najsławniejszym malarzem Neapolu. Powiązania z Colonnami zapewniły mu szereg zleceń kościelnych, dzięki czemu powstała np. „Madonna Różańcowa” (1607 r.). Po paru miesiącach Caravaggio wyjechał na Maltę, gdzie swą siedzibę mieli joannici. Liczył na to, że patronat Alofa de Wignacourt, wielkiego mistrza zakonu, pomoże mu zdobyć uniewinnienie w związku ze śmiercią Tomassoniego. Artysta został nadwornym malarzem joannitów, a de Wignacourt uczynił go rycerzem zakonu. Caravaggio namalował wówczas m.in. największy swój obraz i jedyny przez siebie podpisany: „Ścięcie św. Jana Chrzciciela” (1608 r.) – toczący się przed oczami widza dramat: rzeź na więziennym podwórzu, gdzie rozciągnięto Jana Chrzciciela, by odciąć mu głowę (artysta złożył podpis w kałuży krwi świętego). To śmierć naszych złudzeń, że sztuka czyni nas lepszymi, że zbawi nas od złego.
Demony targające Caravaggiem znowu wzięły górę – śmiertelnie zranił jednego z joannitów, za co został usunięty z zakonu i wtrącony do więzienia. Udało mu się jednak zbiec na statek i wrócić do Neapolu. W tym czasie została ogłoszona amnestia. Caravaggio wreszcie mógł wrócić do Rzymu. Zabrał więc ze sobą parę obrazów, w tym słynnego dziś „Dawida z głową Goliata” (1608–1610), i odpłynął do Wiecznego Miasta. Nigdy tam jednak nie dotarł: według najnowszych ustaleń, 18 lipca 1610 r. geniusz malarstwa, zapomniany przez Boga i ludzi, zmarł z wycieńczenia – zabiło go upalne słońce zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Rzymu.
Powróćmy jednak do chwili triumfu. Caravaggio miał namalować dyptyk: powołanie i męczeństwo św. Mateusza (1599–1600). Zamówiono u niego wielkie dzieło, ciężką artylerię w wojnie Kościoła katolickiego o dusze niepiśmiennych wiernych, ku pokrzepieniu ich serc. Caravaggio jednak zamiast pokazać św. Mateusza gdzieś w Ziemi Świętej, z oczami zwróconymi ku niebu, w otoczeniu aniołów, namalował zwykłego człowieka, grzesznika, który dopiero przejdzie przemianę. Przeniósł też „akcję” do izby celnej przypominającej raczej podrzędną karczmę lub szemrany pokoik gdzieś w Rzymie.
Obraz, olej na płótnie o wymiarach 322 × 340 cm, ma jakby dwie części. Celnik Mateusz siedzi przy stole z czterema współpracownikami zajętymi liczeniem pieniędzy. Są to mężczyźni w różnym wieku, dostatnio i jaskrawo ubrani, dwóch z nich ma kapelusze z piórami na głowach, u boku mają szpady. Z prawej strony Caravaggio namalował Chrystusa, który właśnie wszedł do środka ze św. Piotrem. Jezus wyciągniętą ręką wskazuje na Mateusza, jego twarz wyraża zdecydowanie – zapewne przed chwilą padły słowa: „Pójdź za Mną!” (gest Chrystusa porównywany jest do gestu Boga Ojca z fresku Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej). Mateusz, siedzący w środku grupy przy stole, jest zaskoczony, niezdarnie naśladuje gest Chrystusa i kieruje rękę na własną pierś, jakby upewniał się, czy to o niego chodzi. Dwaj celnicy nie dostrzegają przybyszów i nadal zajęci są liczeniem pieniędzy. Młodsi, siedzący bliżej drzwi, ze zdumieniem i zaciekawieniem patrzą w stronę Jezusa.
Posługujący się światłocieniem Caravaggio wykorzystał wszystkie walory ostrego i ukośnego oświetlenia sceny. Światło spływające z niewidocznego okna, z góry – niczym z niebios, wyodrębnia jedynie fragmenty twarzy i postaci, podkreślając ich emocje: zdziwienie Mateusza, zachłanność starych celników i zuchwałość młodych. W oknie przedstawionym nad sceną dominuje ciemny znak krzyża (w formie tzw. szprosów), również postaci układają się w ten znak zapowiadający męczeńską śmierć Zbawiciela. Trudno też przeoczyć brudne i bose stopy Jezusa i św. Piotra – Caravaggio pokazał ich jako prostych pielgrzymów spieszących, by wypełniło się przeznaczenie. Tym obrazem artysta własną misję wypełnił z nawiązką – rozpoczął nową erę w sztuce sakralnej.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.