Czy monumentalne dzieło Henryka Siemiradzkiego to jedynie przykład schyłku akademizmu w malarstwie europejskim?
Rok 1897: Henryk Siemiradzki jest u szczytu sławy. Jego obraz „Dirce chrześcijańska” odbywa tournée po europejskich miastach, które rozpoczyna w Wenecji. O skali zainteresowania świadczy frekwencja – tylko w Petersburgu 25 tys. widzów przyszło zobaczyć monumentalne dzieło. Pokazy odbywają się też m.in. w Moskwie, Warszawie, Krakowie i Lwowie. Publiczność się zachwyca, ale grupa krytyków sztuki kręci nosem. Wśród nich jest Stanisław Witkiewicz, ojciec Witkacego, który zarzuca Siemiradzkiemu brak głębszych emocji w przedstawionej scenie. Ale masowych odbiorców to nie odstręcza, wręcz doszukują się w dziele nowych znaczeń – dla polskiej publiczności uśmiercona w okrutny sposób chrześcijanka ucieleśnia udręczony polski naród i zniewoloną Polskę. Tyle że półnaga sylwetka Dirce kojarzy się raczej z erotyzmem niż mesjanizmem. Na pewno obraz jest niczym wybrzmiewający ostatni akord akademizmu w malarstwie europejskim i zawiera w sobie wszystkie istotne elementy tego nurtu w sztuce XIX w. Ale nie tylko. Nim jednak uważniej przyjrzymy się „Dirce chrześcijańskiej”, skupmy naszą uwagę na autorze dzieła.
Droga Henryka Siemiradzkiego po uznanie i sławę wcale nie była taka prosta. Ojciec Henryka służył w rosyjskiej armii, a swoją wojskową karierę zakończył w 1871 r. w stopniu generała. Tyle że w rodzinie przyszłego artysty pielęgnowano polski język i szlachecką tradycję (protoplaści rodu w XVII w. osiedli na Kresach). Hipolit Siemiradzki i jego żona Michalina z Pruszyńskich wychowywali swe dzieci na Polaków i katolików. Henryk urodził się 24 października 1843 r. w Nowobiełgorodzie (dziś: Poczenihy na Ukrainie), ale dzieciństwo spędził w Charkowie. Tam też ukończył gimnazjum, gdzie m.in. pobierał pierwsze lekcje rysunku. Nie od razu jednak odkrył w sobie duszę artysty: na studia ojciec wysłał go na Wydział Matematyczno-Przyrodniczy Uniwersytetu Charkowskiego, który ukończył w 1864 r. na podstawie dysertacji zatytułowanej „O instynkcie owadów”. Ale nie został zgłębiającym naturę przyrodnikiem, ponieważ jeszcze w tym samym roku przyjęto go na Akademię Sztuk Pięknych w Petersburgu. Przez pierwsze dwa lata był jedynie „wolnym słuchaczem” (nie mógł być od razu wpisany na listę studentów z powodu przekroczenia 21 lat). Doceniono jednak jego starania i umiejętności: „w trakcie studiów był pięciokrotnie nagradzany srebrnym medalem i dwukrotnie złotym, cieszył się także uznaniem i poparciem rektora Akademii, Fiodora Bruniego” (Ewa Micke-Broniarek, „Henryk Siemiradzki”, Culture.pl). Na zakończenie studiów plastycznych namalował obraz „Aleksander Macedoński i jego lekarz Filip”, dzięki czemu uzyskał sześcioletnie stypendium na dalszą naukę.
Siemiradzki udał się do Monachium, lecz nie zapisał się na tamtejszą ASP. Utrzymywał natomiast kontakty z grupą polskich artystów zgromadzoną wokół Józefa Brandta i Maksymiliana Gierymskiego. Po krótkim pobycie w Dreźnie (gdzie poznał m.in. Józefa Ignacego Kraszewskiego), wyjechał do Włoch. Zwiedził Wenecję, Weronę, Florencję i Neapol, podziwiając zgromadzone tam dzieła sztuki. Ale miejscem, które na kolejne 30 lat skradło jego serce, było Wieczne Miasto. Jak po latach wspominała jego córka, „zobaczył Rzym i wszystko przestało dla niego istnieć. To był jego świat, jego powołanie jako artysty”. Tam zamieszkał, tam założył rodzinę (w 1873 r. ożenił się ze swoją 18-letnią kuzynką Marią Pruszyńską, z którą miał czworo dzieci), tam wreszcie stworzył największe dzieła.
W ówczesnym świecie sztuki ceniono jego obrazy – uzyskał stopień profesora na Akademii w Petersburgu, został członkiem europejskich instytucji artystycznych: Akademii Sztuki w Berlinie, Akademii Sztuk Pięknych w Sztokholmie, Akademii św. Łukasza w Rzymie i Académie des Beaux-Arts w Paryżu. Sławę przyniosły mu dzieła o tematyce antycznej (zwłaszcza „Pochodnie Nerona”, ale też „Taniec wśród mieczów” czy „Antoniusz i Kleopatra”), biblijnej („Chrystus u Marii i Marty”, „Chrystus nauczający dzieci”) oraz alegorycznej (np. kurtyna Teatru Miejskiego w Krakowie, obecnie: Teatr im. Juliusza Słowackiego).
Siemiradzki malował chętnie sceny ze współczesnego życia włoskiej prowincji (np. „Z pociechą i pomocą”, „W klasztornej ciszy”, „Sielanka rzymska – łowienie ryb”; „Sielanka rzymska – przed kąpielą”, „U źródła”). Jak podkreśla Ewa Micke-Broniarek, „w swojej wizji artystycznej utożsamił ją z mityczną Arkadią, w której piękni, szczęśliwi ludzie wiodą beztroskie życie w łagodnym klimacie, wśród bujnie rozkwitłej przyrody(...). Idealizując wygląd bohaterów tych obrazów zgodnie z antycznym kanonem piękna, partie pejzażowe malował z pasją realisty, wnikliwego obserwatora natury, który jej wygląd przenosił na płótno z niemal fotograficzną wyrazistością”.
Siemiradzki zdobył uznanie nie tylko wśród akademików. Jego willę przy Via Gaeta odwiedzili m.in. Małgorzata, królowa Włoch, brat cara Rosji – książę Paweł, ale też wielu Polaków przybywających do Rzymu, wśród nich Henryk Sienkiewicz. I tu istotna dygresja: to nie Siemiradzki namalował w 1897 r. „Dirce chrześcijańską” pod wpływem powieści Sienkiewicza, która ukazała się rok wcześniej – to malarz miał wcześniej pokazać pisarzowi kaplicę Domine Quo Vadis przy Via Appia Antica…
Jak podaje Ewa Micke-Broniarek, Siemiradzki odwiedzał polskie ziemie głównie przy okazji wystaw swoich prac w Krakowie, Warszawie czy Lwowie. Artysta „w 1879 r., podczas krakowskiego jubileuszu Józefa Ignacego Kraszewskiego, ofiarował narodowi polskiemu swój monumentalny obraz «Pochodnie Nerona», inicjując utworzenie Muzeum Narodowego w Krakowie”. Ponadto w 1884 r. Siemiradzki kupił dworek w Strzałkowie koło Częstochowy, gdzie lubił wraz z rodziną spędzać wakacyjne miesiące. Tam też zmarł 23 sierpnia 1902 r. w wieku zaledwie 58 lat.
Oryginał „Dirce chrześcijańskiej” możemy podziwiać w warszawskim Muzeum Narodowym. Tu mamy miniaturową reprodukcję. A proszę sobie wyobrazić obraz o wymiarach 263 x 530 cm. Namalowane na nim postaci są niemal naturalnych rozmiarów, a perspektywa tak skonstruowana, że można mieć złudzenie, iż stoimy na klepisku rzymskiego amfiteatru i obserwujemy rozgrywającą się scenę.
Tytułowe imię Dirce nawiązuje do tragicznej bohaterki mitologii greckiej, drugiej żony króla Teb, Likosa, który dla niej odtrącił i uwięził brzemienną Antiope. Synowie Antiope, Amfion i Zetos, gdy przejęli w Tebach władzę, rozkazali zgładzić Dirce: została przywiązana do rogów byka i poturbowana na śmierć przez zwierzę. Siemiradzki przedstawił rzymską inscenizację tego mitu – odtworzonego na życzenie cesarza Nerona, który polecił uśmiercić w ten sposób młodą i piękną chrześcijankę. Źródłem inspiracji dla tego obrazu była poczytna wówczas rozprawa francuskiego filozofa Ernesta Renana „L'Anti-christ” (za: Aneta Błaszczyk-Biały, http://cyfrowe.mnw.art.pl). Męczeńską śmierć pierwszych chrześcijan ukazał Siemiradzki dwie dekady wcześniej w „Pochodniach Nerona”. Tam również mamy nieco nagości, przepych i dekadencję, ale w „Dirce chrześcijańskiej” nie ma wątpliwości, kto jest centralną postacią dramatu.
Sam Siemiradzki tak to opisał: „Dziewczyna, przywiązana do byka sznurami, owiniętymi w kwiaty, na pół nieżywa ze strachu, wstydu i bólu fizycznego; zwierzę zabite przez gladiatorów, cieknie krwią. Widowisko ukończone”. Tyle że, jak przekonywała dr Grażyna Bastek (radiowa Dwójka, „Jest taki obraz”, 6 maja 2017 r.), według doktryny akademickiego malarstwa „obrazy historyczne, a zwłaszcza mitologiczne musiały być w jakimś sensie kuszące, zmysłowe, kryptoerotyczne”.
Dirce jest więc nie tylko półnaga, ale na jej ciele nie znajdziemy żadnych zabrudzeń, zadrapań czy śladów krwi, a alabastrowa cera kontrastuje z czarnym cielskiem byka. Po lewo widać Nerona, obok niego stoi pretorianin, w dalszym planie obrazu – przedstawiciele dworu cesarskiego, na balkonie zaś gromadzą się żądni sensacji mieszkańcy Rzymu. Z prawej strony płótna jego część wypełniają sylwetki czarnoskórych niewolników niosących cesarską lektykę oraz więźniów – chrześcijan, którzy być może uczestniczyli w krwawym widowisku. Neron zapewne za chwilę zagra na lirze, z którą sługa czeka tuż obok cesarza. Wszystko dokoła ocieka wcale nie krwią, a złotem. Oddane z pietyzmem i przepychem drapowane materie, połyskująca w świetle biżuteria, monumentalne kolumnady i teatralność całego zdarzenia nieco kłócą się ze wzniosłym tematem męczeńskiej śmierci młodej chrześcijanki. Zdaniem Magdaleny Wróblewskiej („Dirce chrześcijańska”, Culture.pl), na obrazie „wielka historia przekształciła się w pokaz atrakcyjnych dla oka form i popis wirtuozerii technicznej malarza. Egzotyka i przepych połączone zostały z erotyzmem i przemocą”. To łabędzi śpiew akademizmu. Taki sposób obrazowania powrócił dopiero za sprawą… X muzy i monumentalnych filmów kostiumowo-historycznych kręconych w Hollywood.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.