Czasami znam wystawiany w teatrze tekst. A przynajmniej tak mi się wydaję. Idę na Różewicza, a słyszę, że to nie Różewicz. Idę na Szekspira i słyszę, że to nie Szekspir. Co wtedy? Nie chodzić do teatru? Chętnie. Świat jest pełen ciekawych propozycji.
To zjawisko się nasila – zjawisko dezinformacji poczynionej przez teatry, jakby chciały przypominać media społecznościowe opanowane przez manipulatorów, agentów wpływu lub po prostu świrów.
Nie chodzi bynajmniej o tak zwane przepisywanie klasyki, które wdarło się do teatrów kilkanaście lat temu.
Szliśmy na Szekspira, a tymczasem ze sceny leciały bluzgi lub tekst grafomański. Okazuje się, że to nie Szekspir, lecz Szekspir na siłę uwspółcześniony – raczej przez matołków. A przecież na opis takich sytuacji są odpowiednie formuły: spektakl ma motywach, inspirowany itd. itp.
Taka informacja to dobre ostrzeżenie dla tych, którzy chcą Szekspira od najlepszych tłumaczy, a nie domorosłych dramaturgów. Swoją drogą ciekawe, czy widzowie poszliby na spektakl, gdyby na afiszu zamiast Szekspira był Szekspir według Piprztyckiego? Chyba nie. Tymczasem Piprztycki ukryty za potężnym nazwiskiem może liczyć na większą frekwencję. Piprztycki: niedoczekanie twoje!
Oczywiście nie wykluczam, że współczesna transpozycja klasyki może być ciekawa. Jednak autor to autor. Niech pracownicy działów literackich napiszą jego imię i nazwisko we wszystkich materiałach. Prawo autorskie chyba nawet tego wymaga!
Z przepisywaniem można sobie ostatecznie poradzić. Po pewnym czasie wyrobiony widz rozpozna, czy to oryginał, czy fałszywka. Co jednak wtedy, gdy oglądamy teoretycznie Szekspira, a tymczasem w Teatrze Narodowym aktorka zaczyna coś śpiewać. Po angielsku zresztą. Większość teatromanów ma prawo sądzić, że to Szekspir, bo tak jest na afiszu. Tymczasem nie.
Miałem zabawną z tym przygodę, ponieważ, domyślając się podobieństwa muzyki do stylistyki Radiohead, a w takiej manierze utrzymany był utwór śpiewany przez aktorkę Narodowego, napisałem w recenzji, że to podróbka, słaba kopia. Tymczasem to były naprawdę songi Radiohead, których znać przecież wszystkich, idąc na Szekspira, nie muszę. Zwłaszcza gdy dźwięk w Narodowym przy użyciu mikroportów nie jest wart pieniędzy wydanych na ten cel. Po prostu źle słychać. Chcesz, a nie rozpoznasz tego, co śpiewają.
Jest jednak z tego galimatiasu bardzo proste wyjście: zaznaczyć, gdzie się da – na afiszu, w programie, na stronie www – że w spektaklu użyte są piosenki Radiohead. Myślę sobie, że to nie tylko możliwość, lecz konieczność nałożona przez prawo autorskie.
Mija trochę czasu i jestem na „Do piachu” w Teatrze Polskim w Bielsko-Białej. Tekst, teoretycznie, Tadeusza Różewicza. Teoretycznie. Na scenie siedzi jednak muzyk z lirą korbową i śpiewa o rycerzach m.in. z Karyntii.
Lubię Karyntię, jej góry i ciepłe jeziora, ale wiem, że Różewicz w „Do piachu” nie napisał o Karyntii ani słowa. Pisał, ale o partyzantach ze Świętokrzyskiego. Oglądając rzekome „Do piachu”, czuję więc, że coś zgrzyta. Ktoś mnie robi w konia.
Mniejsza o tak zwanego zawodowego recenzenta – jakoś sobie poradzi, ale co ze zwykłym widzem, a zwłaszcza z uczniami, młodzieżą szkolną, która dopiero zapoznaje się z teatrem i literaturą? Powiedzcie wy, teatralni wyjadacze, wystawiający „Do piachu” – czy widzowie po waszym spektaklu mają kojarzyć Różewicza z Karyntią?
I w tym przypadku proponuję napisać – na afiszu, w programie, na stronie www – kto pisał o Karyntii i czyj wiersz wykorzystano w adaptacji.
Te rzeczy powinny być oczywiste, jak podawanie we wszystkim możliwych publikacjach związanych ze spektaklem informacji, jakie role grają aktorki i aktorzy w spektaklu. Imiona i nazwiska proszę, jak na przesłuchaniu w „Stawce większej niż życie”.
A może pracownicy teatralnych działów literackich sami nie wiedzą i nie rozumieją, co się dzieje na scenie i dlatego wszystkich aktorów hurtem wrzucają do jednego worka, wszystkie użyte teksty przypisują jednemu autorowi, gdy autorów jest wielu, a ty, teatromanie, orientuj się sam.
Albo oglądaj seriale. Coraz częściej myślę: chętnie!
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.