Społeczeństwa skandynawska cieszą się renomą najbardziej świadomych ekologicznie i przyjaznych wobec natury. To właśnie Skandynawia stała się ojczyzną idei Allemansrätten (szw. prawo wszystkich ludzi), zgodnie z którą przyrodzone prawo do kontaktu z naturą ma każdy człowiek, gdyż ludzie są jej integralną częścią. Ostatnie doniesienia z tego regionu świata każą jednak poważnie zastanowić się nad tym, czy nadal zasługuje on na tak doskonałą opinię. W zeszłym roku Norwegowie zabili morsicę Freyę, a następnie wystawili jej pomnik (!?). A zaledwie tydzień temu szwedzcy urzędnicy z zimną krwią pozbawili życia pięć psów, które… nie miały wymaganych szczepień.
Allemansrätten cieszy przede wszystkim turystów, zwłaszcza tych preferujących podróże budżetowe. W myśl tej zasady bowiem powstały przepisy, które zezwalają na rozbicie namiotu na niemal każdym skrawku skandynawskiej ziemi. Wyjątkiem nie są nawet tereny prywatne, jednak na tych można rozgościć się tylko pod warunkiem, że nasza obecność nie przeszkodzi i nie naruszy prywatności właściciela (w tym celu musimy zachować odległość minimum 150 metrów od najbliższego budynku). Swobodnie nocować można jedną noc – dłuższy pobyt będzie już wymagał zgody właściciela. Poza tym zarówno w lasach państwowych, jak i prywatnych można bez przeszkód zbierać owoce, grzyby, kwiaty, a także bez ograniczeń pływać w jeziorach oraz rzekach.
Niestety, nieporównanie mniejsze swobody przysługują innym niż ludzie „częściom natury”. Ostatnie smutne wydarzenia pokazują, że zwierzęta w Skandynawii powinny mieć się na baczności. Ubiegłego lata świat przeżywał bulwersującą historię morsicy Freyi, która szczególnie upodobała sobie okolice portu w Oslo. Zwierzę uwielbiało wygrzewać się na zacumowanych łodziach i nic nie robiło sobie z uwagi ludzi, którzy szybko zafascynowali się niecodziennym gościem i oczywiście zachowywali lekkomyślnie: głaskali Freyę, zaczepiali, dokarmiali. Ponieważ żadne przestrogi przed spoufalaniem się z dzikim, silnym i ważącym 600 kg zwierzęciem nie poskutkowały, władze Oslo za nieodpowiedzialność ludzką postanowiły ukarać… morsicę, którą uśpili pod pretekstem „ochrony ludzkiego zdrowia i życia”. Wydarzenie oburzyło mieszkańców stolicy, gdyż zdążyli oni bardzo zżyć się z nietypowym ssakiem. Aby więc wyciszyć nastroje, władze postanowiły postawić pomnik zwierzęciu, które uprzednio uśmierciły. O tempora, o mores!
Jeszcze większą „miłością” do natury popisali się Szwedzi, o czym bardzo dotkliwie przekonała się 69-letnia mieszkanka Sztokholmu. 20 lipca emerytka wracała z urlopu w Serbii promem. W Gdańsku na pokład wsiadła z dwójką swoich podopiecznych: jamnikami Lorą i Lexem. Gdy następnego dnia prom dobił do wybrzeży Szwecji, kobieta była już właścicielką pięciu piesków; w trakcie podróży Lora zdążyła się oszczenić. Trzem zdrowym maluchom nie było jednak dane długo cieszyć się nowym życiem.
W Nynäshamn czekały już służby celne wraz z lekarzem weterynarii. Na psy zapadł wyrok: nowo narodzone szczenięta z przyczyn oczywistych nie miały wymaganych szczepień ani badań potwierdzających wystarczającą liczbę przeciwciał przeciwko wściekliźnie. W dodatku prawo szwedzkie zabrania transportować sukę świeżo po porodzie (konieczne jest odczekanie 7 dni). Podjęto okrutną decyzję. Zwierzęta postanowiono uśpić.
Urzędnicy nie zwracali żadnej uwagi na rozpacz starszej kobiety, dla której psy stanowiły rodzinę i jedyny sens życia. Pomimo pokrętnych wyjaśnień Szwedzkiej Rady Rolniczej, według których „eutanazja to ostateczność”, emerytce nie pozwolono skorzystać z żadnej alternatywy: nie mogło dojść do deportacji, gdyż tego dnia żaden prom do Polski już nie płynął, a z kolei kwarantanna zwierząt możliwa jest tylko na lotnisku Arlanda. Odległość między lotniskiem Arlanda a portem w Nynäshamn to zaledwie 100 km. Czy naprawdę nie było sposobu, aby przewieść tam zagrożone śmiercią zwierzęta?
W tej całej historii bulwersuje bezduszność i okrucieństwo szwedzkiego aparatu, który nie okazał żadnych względów ani dla życia pięciu psów, ani dla zdrowia i nerwów starszej już przecież kobiety, będącej ich właścicielką. Taka sytuacja nie powinna nigdy wydarzyć się z udziałem weterynarza, który poważa etykę swojego zawodu. Uśmiercenie zwierzęcia powinno być w każdym przypadku – ostatecznością, uwolnieniem od cierpienia, gdy nie ma już dla niego innego ratunku. Tutaj żadne ze zwierząt nie było nawet chore, a odebrano im życie jedynie dlatego, iż służbom „nie chciało się” dopomóc im w transporcie do miejsca, gdzie mogłyby zgodnie z prawem odbyć swoją kwarantannę. Dlatego mam wątpliwości, czy asystujący przy tym weterynarz w ogóle powinien nosić to miano.
Można oczywiście przyczepić się do tego, że seniorka zachowała się ryzykownie i nieroztropnie, biorąc w tak długą podróż suczkę w ciąży, nie zapoznawszy się uprzednio dokładnie ze wszystkimi odnoszącymi się do takiego przypadku przepisami. Jak kobieta sama jednak przyznała, rozwiązanie nastąpiło wcześniej, niż się spodziewała. Uważam również, że należy wziąć pod uwagę wiek pokrzywdzonej. Jasne, że nieznajomość prawa szkodzi, ale 69-latce naprawdę mogły niektóre jego niuanse zwyczajnie umknąć. Przykre, że zapłaciła za to aż tak druzgocącą cenę.
– To była moja jedyna radość. Odebrali mi ją. Nie mam siły, by dalej żyć. Mam złamane serce. One były dla mnie jak dzieci, był dla mnie całym światem – komentowała seniorka tragiczny incydent. Każdy, kto kocha swojego pupila i traktuje go jak członka rodziny, doskonale zrozumie jej emocje. Czy możemy sobie wyobrazić scenę, w której po beztroskim urlopie wracamy do domu, a w porcie ktoś nas zatrzymuje i jak gdyby nigdy nic, na naszych oczach morduje jednego z członków naszej rodziny?
Jak więc widać, mentalność skandynawska nadal pozostaje zagadką. Z jednej strony – deklaracje gorącego umiłowania natury, a z drugiej – ewidentny brak respektu wobec życia zwierząt.
Brawo, Szwedzi. Wasza czujna i „waleczna” postawa doprowadziła do wyeliminowania straszliwego zagrożenia dla ludzkości – dwóch niewielkich jamników oraz kilkugodzinnych, pełzających, ślepych jeszcze psich osesków. Dzięki takim działaniom świat od razu może poczuć się szczęśliwszy i bezpieczniejszy. Na pewno wszyscy będziemy spać dzisiejszej nocy spokojniej, wiedząc, że tak groźne stwory zostały unicestwione. Gratulacje.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.