Nawet gdyby faktycznie popularny, uroczy przesąd o zwierzętach przemawiających w Wigilię stał się rzeczywistością, a do samego prezesa PiS oficjalny apel wystosowałby ukochany kot, to politycy tej partii nadal niestety nie dostrzegliby w braciach mniejszych – ludzi.
Chcąc przed zbliżającymi się wyborami po raz kolejny zaplusować u samego jądra swego elektoratu, a więc u mieszkańców wsi, minister rolnictwa zapowiedział, że odebranie im zwierząt w przypadku niewłaściwego traktowania nie będzie już takie proste. W tym celu zamierza cofnąć uprawnienia organizacjom pozarządowym, które aktualnie mogą interweniować, a nawet odebrać zwierzę w sytuacji, gdy jest ono źle traktowane przez opiekunów. Minister jest przekonany, że wystarczy, gdy taką kompetencją będzie władać już i tak skrajnie przeciążona pracą, zmagająca się z niedofinansowaniem i brakami kadrowymi Inspekcja Weterynaryjna.
„Skończmy z odbieraniem rolnikom zwierząt przez różne organizacje, które czasem robią to tylko z chęci zysku” grzmiał minister Kowalczyk, chociaż nie pokusił się o doprecyzowanie, w jakiej konkretnie formie na swoich interwencjach zyskują organizacje chroniące prawa czworonogów. Warto nadmienić, że wiele z nich to fundacje, które utrzymują się jedynie dzięki hojności darczyńców, a za przeprowadzane interwencje nie mogą liczyć na żadne profity poza czystym sumieniem, poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku oraz ewentualną radością płynącą ze świadomości przerwania katorgi jakiegoś bezbronnego zwierzaka i umożliwienia mu powrotu do normalnego życia. Z całą więc pewnością ich praca nie jest sielanką czy kaprysem, zgodnie z którym mogą odbierać zwierzęta wedle własnego widzimisię. Kiedy jednak organizacja odbiera zwierzę, musi złożyć wniosek do gminy o wydanie decyzji w przedmiocie odbioru. Jednocześnie składane jest zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Po odebraniu zwierzęcia toczą się więc dwa odrębne postępowania prowadzone przez dwa niezależne organy, które oceniają słuszność podjętej interwencji. Cała procedura może ciągnąć się latami, a tymczasem to na barki organizacji spadają obowiązki związane z utrzymaniem zwierzęcia. Konieczność ta może stać się szczególnie niełatwa w momencie, gdy trzeba zadbać nie tylko o odpowiednią żywność i warunki sanitarne dla podopiecznego, ale i o odpowiednią dla niego przestrzeń. Ten ostatni wymóg może okazać się najbardziej kłopotliwy w przypadku zwierząt o znacznych gabarytach, jak np. konie lub krowy. A co począć w sytuacji, gdy od nieodpowiedniego opiekuna trzeba odebrać całe stado dużych zwierząt…?
Trudno więc dziwić się, że marzeniem organizacji naprawdę nie jest masowa, złośliwa odbiórka zwierząt strudzonym, Bogu ducha winnym gospodarzom. Najczęściej robią to w ostateczności, a zanim zdecydują się na ten krok, próbują negocjować z właścicielem i skłonić go do zmiany niepożądanych zachowań poprzez pouczenie albo pomoc w usunięciu nieprawidłowości. W tym miejscu może dojść do głosu ważny aspekt psychologiczny: kiedy opiekun czworonoga wie, że jeśli nie zacznie się troszczyć o zwierzę we właściwy sposób, to organizacja mu je odbierze, jest skłonny dużo bardziej poważnie traktować jej zalecenia i uwagi. W przypadku, gdy będzie miał świadomość, że „nikt mu nie może nic zrobić”, to z dużym prawdopodobieństwem zlekceważy wszelkie apele. Niestety, ale tak działa psychika większości ludzi. Kiedy mają oni świadomość bezkarności – po dobroci nikt ich nie przekona do współpracy.
Warto zwrócić także uwagę, że prawdziwi pasjonaci i miłośnicy zwierząt (bo tacy właśnie ludzie najczęściej wchodzą w skład ekipy tworzącej organizację dla zwierząt) są gotowi służyć im 24 godzin na dobę przez 7 dni w tygodniu. Natomiast Inspekcja Weterynaryjna pracuje tylko w dni powszednie, w godzinach 7–15. Co zatem ze zwierzętami, które cierpią poza „godzinami biurowymi”? Mają czekać godziny i dni na jakąkolwiek pomoc? A jeśli po prostu się jej nie doczekają…? Tylko organizacje są wystarczająco zdeterminowane, żeby ratować zwierzęta bez względu na porę dnia i okoliczności.
Wyjątkową grozę budzi fakt, że PiS postanowił zabrać się za demolowanie ochrony zwierząt w Polsce właśnie w grudniu, u progu zimy, a więc okresu, kiedy wezwań do skrajnie wyziębionych, przymarzających na łańcuchach przy budach psów jest najwięcej.
Oczywiście partia próbuje rozmydlić problem, jak zwykle obficie kadząc pochlebstwami swojemu elektoratowi. Rządzący sugerują, że rolnicy to ludzie ze swej natury bliscy przyrodzie i kochający wszystko, co żyje. Czasami rzeczywiście tak jest, mnóstwo rolników z pewnością bardzo kocha swoich podopiecznych, dba o nich i traktuje jak członków rodziny. Niestety nie jest to jednak regułą. Udawanie, że wśród rolników nie ma ludzi nieodpowiedzialnych, bezmyślnych lub zwyczajnie okrutnych, jest magicznym zaklinaniem rzeczywistości.
A rzeczywistość i fakty nie pozostawiają złudzeń. Jeśli PiS zrealizuje swoje zamiary i osłabi ochronę zwierząt w Polsce, liczba uratowanych stworzeń drastycznie zmaleje, a za to wzrośnie ilość budzących grozę przypadków maltretowania lub nawet śmierci zwierząt. Czy tak „optymistycznym” akcentem chcemy rozpocząć ten nowy rok…?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.