Czy głośna afera z byłymi posłami Kamińskim i Wąsikiem – poza rozgrzaniem do czerwoności emocji politycznych z obu stron barykady – w jakikolwiek sposób wpłynie na polską rzeczywistość? Moim zdaniem stanowi ona wręcz doskonały pretekst do tego, aby wreszcie na poważnie zastanowić się nad zasadnością i sensem dalszego istnienia prawa łaski. Czy tak trudno bowiem dostrzec, że stanowi ono przede wszystkim narzędzie dla głowy państwa do ułaskawiania „wygodnych” dla siebie osób, w tym partyjnych kolegów, sojuszników i ludzi bliskich mu ideologicznie? Z obiektywnym i służącym zasadom sprawiedliwości gestem nie ma ono nic wspólnego.
„Akt łaski stosowany jest przede wszystkim, gdy skutki wyroku są nadmiernie dolegliwe, a ich represyjny charakter znacznie przekracza poziom zamierzony przez sąd” – głosi definicja umieszczona na stronie internetowej prezydenta. Cóż, tu się pojawia pierwsza nieścisłość. Co to znaczy, że skutki wyroku są „nadmiernie” dolegliwe? Kara powinna być dolegliwa, ponieważ tylko pod takim warunkiem jest ona w stanie wypełnić swoją resocjalizacyjną, represyjną oraz prewencyjną i profilaktyczną funkcję. Naturalnie nie powinna być „nadmiernie” dolegliwa, ale dlaczego stopień tej dolegliwości ma oceniać właśnie prezydent? Na jakiej podstawie ma to zrobić? Własnych wyobrażeń co do stopnia „dolegliwości” sankcji? Czy może raczej jej „dolegliwość” w oczach głowy państwa będzie zależeć przede wszystkim od tego, wobec kogo jest ona skierowana? Czy nie jest dziwnym zbiegiem okoliczności fakt, że im bliżej jest politycznie konkretnemu skazanemu do prezydenta, tym bardziej jego kara nagle okazuje się „nadmiernie” dolegliwa?
Biorąc więc pod uwagę, że prezydent – przynajmniej oficjalnie – ma być przede wszystkim reprezentantem narodu, wobec którego przysięgał pełnić określoną służbę, należy się zastanowić, jaki interes mają Polacy jako społeczeństwo w tym, aby prawo łaski nadal stanowiło furtkę do ucieczki przed sprawiedliwością dla politycznych kolegów prezydenta. Gorąca sprawa eksposłów to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Prezydent uwolnił też od kary swoich naczelnych propagandystów, Magdalenę Ogórek i Rafała Ziemkiewicza, którzy zostali przed sąd skazani na karę grzywny za znieważenie lewicowej aktywistki. Cóż, przynależność światopoglądowa osób w tym układzie to zapewne czysty przypadek, czyż nie? Z całą pewnością prezydent zachowałby się identycznie, gdyby to lewicowi publicyści zostali ukarani za znieważenie kogoś o poglądach prawicowych... bo przecież liczy się tylko i wyłącznie obiektywna sprawiedliwość i „nadmierny” stopień dolegliwości kary, prawda…?
Prezydent zastosował również akt łaski wobec skazanej za rozbój Mariki, która w towarzystwie kilku mężczyzn napadła na niosącą tęczową torbę dziewczynę i usiłowała odebrać jej własność. Dopuściła się zwykłej, ordynarnej kradzieży z użyciem siły – a więc rozboju. Czy Andrzej Duda postąpiłby podobnie, gdyby w analogicznej sytuacji ofiarą przemocy ze strony np. uczestników Parady Równości padła osoba niosąca torbę z wizerunkiem krzyża lub jakiegoś innego religijnego symbolu?
Jak więc widać, prawo łaski jest doszczętnie upolitycznionym narzędziem, które nie tylko nie służy w żaden sposób wymiarowi sprawiedliwości, ale wręcz go deprecjonuje. To bardzo wygodny wytrych dla politycznych popleczników prezydenta, którzy mając w świadomości jego istnienie, mogą dużo „luźniej” podchodzić do kwestii przestrzegania prawa, wiedząc, że w razie czego głowa państwa i tak pospieszy im na ratunek. Przeciętni, szarzy obywatele raczej nie będą mieli realnych szans na to, aby przedstawić swoje racje prezydentowi i uzyskać od niego prawo łaski. A już nie daj Boże, aby o prawo łaski starał się ktoś mający powiązania ze środowiskiem opozycyjnym wobec PiS-u – taki delikwent to lepiej nawet niech nie zbliża się do Pałacu Prezydenckiego.
Warto również zastanowić się, skąd właściwie wywodzi się idea przysługującego głowie państwa prawa łaski, które jest w mocy tak silnie kształtować naszą polityczną oraz prawną rzeczywistość. Otóż korzenie tego zjawiska sięgają starożytności. Rzymski cesarz, będący w oczach swoich poddanych również bogiem, miał pełną władzę i moc zmieniania wyroków według swojego widzimisię i nikogo to wówczas nie bulwersowało – w końcu bóg lepiej orientuje się w kwestiach sprawiedliwości niż jakiś zwykły ludzki sąd. W kolejnych wiekach prawo łaski zainstalowało się w średniowiecznych systemach feudalnych i również nie wzbudzało większych kontrowersji, ponieważ święcie wierzono, że władca – nawet jeśli sam już nie jest bogiem – to przecież panuje z woli Boga. Nikomu więc powieka nie drgnęła, gdy król wkraczał w sprawy sądowe i „robił porządek” zgodnie z własną wizją. I chociaż w okresie renesansu polska szlachta robiła wszystko, aby władzę monarszą ograniczyć, to relikt prawa łaski zachował się do dziś i przetrwał nawet upadek monarchii. Jak na ironię – przeżył system, dla którego został stworzony. Widnieje zarówno w konstytucjach przedwojennych – marcowej i kwietniowej – jak i w stosowanej obecnie.
Dzisiaj chyba jednak wiemy już dobrze, że prezydent nie jest ani bogiem, ani nie rządzi z woli boskiej, lecz raczej w efekcie ludzkiego wyboru, ani też nie ma jakichś szczególnych cech, takich jak nadzwyczajna wiedza czy kompetencje, które uzasadniałyby przyznawanie mu prawa do ingerowania w dziedzinę władzy sądowniczej. Monteskiusz nie stworzył trójpodziału władzy dla zabawy czy zgrywu. On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak kluczowe dla prawidłowego i zdrowego funkcjonowania państwa jest wyraźne oddzielenie od siebie wszystkich trzech filarów systemu: władzy ustawodawczej, sądowniczej i wykonawczej. Fakt, że obecny prezydent ma wykształcenie prawnicze, nie czyni jego ingerencji mniej nieadekwatnymi czy szkodliwymi. Zdążyliśmy się bowiem już przekonać, że jego wykształcenie prawnicze przejawia się głównie w postaci dyplomu, a „szacunek” do konstytucji i praworządności w jego wykonaniu to oksymoron.
Uczciwie trzeba przyznać, że chociaż Andrzej Duda nadużywa prawa łaski wręcz w kuriozalnych rozmiarach, to nie on jedyny to czynił. Poprzedni prezydenci również mają na koncie różne, nieraz bardzo kontrowersyjne ułaskawienia. Np. Lech Wałęsa ułaskawił swego czasu gangstera o pseudonimie „Słowik”. Ale to jedynie dodatkowy argument za tym, aby to szkodliwe, archaiczne i nieracjonalne prawo w końcu zdezaktualizować.
Oczywiście, skoro prawo łaski stanowi prerogatywę prezydenta wymienioną w konstytucji, to nie będzie łatwo go usunąć. Zmiana konstytucji wymaga uruchomienia specjalnej procedury. Trudne nie znaczy jednak – niemożliwe. Może więc czas najwyższy ruszyć z przygotowaniami do tych zmian…?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.