Dwóch przestępców skazanych prawomocnym wyrokiem sądu chce zasiadać w Sejmie, mimo że Konstytucja RP wyraźnie im tego zabrania. Prawda jest jednak taka, że powinni zasiadać w którymś z warszawskich więzień, a nie na Wiejskiej.
Pewnego razu na dzikim wschodzie dwóch facetów zostało posłami. Nie jedynymi, było ich czterystu sześćdziesięciu, ale tylko ci dwaj, po zaprzysiężeniu, okazali się zwykłymi przestępcami skazanymi prawomocnym wyrokiem sądu na więzienie, o utracie prawa do zajmowania funkcji kierowniczych w państwie nie wspominając. W tej sytuacji Marszałek Sejmu, powołując się na zapis zawarty w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, który mówi, że „Wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego”, zawiesił ich mandat. A co miał zrobić, skoro ci dwaj zostali skazani?
Przestępcy nie wykazali skruchy. Najpierw opowiadali, jak to gardzą wyrokiem sądu, który ich skazał, a później uznali, że wygaszenie ich mandatów przez drugą osobę w państwie nic nie znaczy i odwołali się do jakiejś izby przy Sądzie Najwyższym, która według autorytetów prawnych w ogóle sądem nie jest, a w sumie to nawet nie wiadomo dokładnie, czym jest – może jakimś klubem dyskusyjnym albo kółkiem naukowym – w każdym razie tam się odwołali. Ta izba decyzję Marszałka odrzuciła „bez żadnego trybu”.
Cała sprawa owych nie-posłów ciągnie się od ośmiu lat. To wówczas „grupa trzymająca władzę” postanowiła dobrać się do skóry jednemu ze swych koalicjantów i stworzyła nieistniejącą aferę. To właśnie naszych dwóch nie-posłów kierowało akcją, do której zaprzęgnięto służby specjalne. Wszystko się wydało i chłopcy trafili przed sąd. Ten zdecydował, że z powodu rażącego naruszenia prawa i przekroczenia uprawnień sprawcy spędzą dwa lata w odosobnieniu, ale zanim wyrok się uprawomocnił, prezydent ułaskawił niedoszłych przestępców. W zasadzie sprawa mogłaby się na tym skończyć, gdyby nie to, że Sąd Najwyższy swoim majestatem stwierdził, iż ułaskawienie Prezydenta jest nic nie warte, bo najpierw trzeba skazać, żeby można było ułaskawiać.
Sprawa wróciła do Sądu Rejonowego, który stwierdził, że posłowie są jednak winni i skazał ich na więzienie. Tu pętla się domknęła, a Marszałek ją zacisnął, wywalając posłów z Sejmu. Niech w domu czekają na policję, która ich do więzienia doprowadzi. Nie byłoby problemu, gdyby nie Prezydent krzyczący na prawo i lewo, że jego ułaskawienie jest ważne i drugi raz nie musi ułaskawiać, gdyż ma to za sobą. Może i tak jest w rzeczywistości. Nie jestem prawnikiem, nie mnie rozsądzać. Wiem jednak, że żaden dokument, żadne ułaskawienie od Prezydenta, ani nawet od Prezesa, czyli überprezydenta, nie przywróci dojrzałej prostytutce cnoty.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.