Parlament

Ile kosztuje ten cyrk?

23 czerwca w Sejmie odbyła się debata nad odwołaniem wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego. Opozycja wniosła też wniosek o wotum nieufności wobec trzech ministrów: Mariusza Kamińskiego, Jacka Sasina i Michała Dworczyka.

Paweł Łepkowski
Foto: Fungus/Adobe stock

Jaki był wynik głosowania? Oczywisty. Mamy większościową, pisowską, zdyscyplinowaną, ślepo posłuszną nieomylnemu wodzowi maszynkę do głosowania, którego wynik zawsze jest oczywisty.  I w zasadzie na tym można byłoby zakończyć komentarz w tej sprawie. Po co pisać dalej? Może tylko przy okazji warto sobie odpowiedzieć na dwa pytania: ile te debaty nad wotum zaufania kosztują i po co w ogóle posłowie na nie przychodzą?

Od czasu jak Zjednoczona Prawica doszła do władzy w regularnych cyklach opozycja wzywa do odwołania jakiegoś przedstawiciela tej władzy i regularnie przegrywa głosowania. Kilka lat temu tego typu akcja miała jeszcze jakiś sens propagandowy. Transmisje telewizyjne z Sejmu gromadziły przed telewizorami tłumy i wzbudzały większe emocje niż mecze polskiej reprezentacji na mistrzostwach świata. Ludzie do siebie dzwonili i mówili: „oglądasz obrady z Sejmu, ale tam jest gorąca dyskusja!”. A teraz? Niech sobie każdy odpowie, kiedy ostatnio z zainteresowaniem oglądał relacje z obrad Sejmu?

Kiedyś debaty parlamentarne elektryzowały. Dzisiaj nudzą i brzydzą. Kiedyś dawały okazję, żeby posłuchać co obie strony mają do powiedzenia. A teraz? Ten sam bełkot po obu stronach sporu politycznego, rodem z jakiegoś marnego sitcomu.

Prezes Jarosław Kaczyński jest naprawdę szczęściarzem. Tylko przywódca, któremu los sprzyja, ma przeciw sobie tak marną opozycję. Tak jak pewna drużyna, która systematycznie odpada ze wszystkich międzynarodowych mistrzostw piłki nożnej, tak obecna opozycja nie tylko przegrywa każde głosowanie, ale w dodatku jej iluzoryczna jedność rozpada się z dnia na dzień.

Nie ma zresztą po co analizować jakości formacji antypisowskich. To po prostu słabizna, brak charyzmy, dyletanctwo, a coraz częściej błazenada, farsa i tragikomedia.

Nie oznacza to oczywiście, że jestem zwolennikiem rządu Zjednoczonej Prawicy. Jest mi zwyczajnie obojętne czy mój ogród niszczą ślimaki, turkucie, krety czy gryzonie. Szkodniki to szkodniki. Jedyne co je różni to większa odporność na środki ochronne.

Mnie znacznie bardziej interesuje ile te „gorące” debaty sejmowe kosztują i dlaczego ja, jako przymusowy podatnik państwa polskiego, mam za ten cyrk płacić?

Były wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka wyliczył kiedyś, że jeden dzień pracy izby niższej naszego parlamentu kosztuje 1 300 000 zł netto.

Drogo? A kogo to na ulicy Wiejskiej interesuje? Za tę imprezę płacą podatnicy, a więc nowożytni niewolnicy nadzorowani przez służby karno-skarbowe. Kto nie płaci, ten idzie do więzienia lub traci majątek.

Oczywiście, w ramach prostej rozrywki umysłowej możemy się przez chwilę zastanowić co za ten marny jednodniowy „reality show z Wiejskiej” można byłoby kupić? Na przykład: cztery proste sygnalizacje świetlne wraz z okablowaniem i organizacją ruchu na ulicach przy przejściach dla pieszych. Można byłoby otworzyć gdzieś na wsi całkiem dobrze wyposażony gabinet stomatologiczny, albo małą przychodnię lekarską, zbudować piękną szkolną salę gimnastyczną, wesprzeć przez pół roku schronisko dla zwierząt, dofinansować dom dziecka itd. A za trzy dni takiej szopki można zbudować nowoczesne gminne przedszkole.

Takie przykłady można mnożyć.

Czy nie byłoby prościej, gdyby do końca tej kadencji zamknąć Sejm? Zwolnić panią marszałek i wicemarszałków oraz skończyć z tymi jałowymi, nieskutecznymi awanturami na głównej sali obrad i na komisjach?

Skoro prezes Jarosław Kaczyński i tak decyduje jak ma głosować większość sejmowa 232 posłów koalicji rządowej, a opozycja i tak zawsze przegrywa robiąc za słupy wystawowe,  to jaki sens mają jakiekolwiek dyskusje nad sensem ustaw i uchwał?

Za zaoszczędzone koszty jednego miesiąca pracy Sejmu  rząd premiera Morawieckiego mógłby rozdać 80 600 rodzinom jałmużnę z programu „500 plus”. Takie oszczędności to czysty polityczny zysk dla PiS-u. Kasa na populistyczne programy utwardzające pisowski elektorat leży na korytarzach sejmowych. Wystarczy przegłosować, że Sejm zostaje zamknięty do początku następnej kadencji i problem z głowy. Opozycja przestaje istnieć, premier z niczego się nie tłumaczy, a budżet sejmowy idzie na przykład na TVP Info. Warto to przemyśleć.



Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę