Polskie prawo przewiduje, że do gwałtu dochodzi, gdy ktoś „przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego”. Są też odpowiednie paragrafy karzące wykorzystywanie stanowiska służbowego lub innej zależności do wymuszania czynności seksualnych. Feministka Maja Staśko uważa jednak, że te definicje nie są wystarczająco pojemne. Twierdzi ona wręcz, że „większość gwałtów w Polsce jest legalna” i dochodzi do nich bez przemocy, gróźb czy podstępów. Trzeba więc poszerzyć definicję gwałtu, tak aby uznać za takie przestępstwo każdą czynność seksualną bez wydanej wcześniej wyraźnej zgody. Na pierwszy rzut oka można przyklasnąć takiej idei. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a próba zmiany definicji tak ciężkiego przestępstwa, jak gwałt może okazać się gigantycznym bublem prawnym i przyczyną tragedii wielu niewinnych ludzi.
Gwałt jest nieodłącznie związany z przemocą (również tą definiowaną jako groźba czy szantaż). Logiczne jest, że gdy nie ma przemocy, to nie ma również gwałtu. Staśko i jej koleżanki chcą jednak, by kwestią rozstrzygającą o tym, czy doszło do gwałtu, było to, na ile wyraźna była zgoda na seks. Czy wystarczy zgoda ustna? A może pisemna? A może na wszelki wypadek należałoby spisać umowę poświadczoną notarialnie? W wielu przypadkach będziemy mieć do czynienia ze słowem przeciwko słowu. Była dziewczyna może oskarżyć swojego byłego chłopaka o gwałt, bo z nią zerwał. Może zrobić gwałciciela z kogoś, z kimś się lekkomyślnie przespała. Bezpodstawne oskarżenia o gwałt mogą się pojawiać w postępowaniach rozwodowych. To na oskarżonym będzie spoczywał ciężar udowodnienia, że nie jest gwałcicielem. To co, że nie ma żadnych dowodów użycia przemocy w celu wymuszenia seksu. Nie ma również dowodów na to, że udzielono zgody na seks, więc jesteś gwałcicielem! Radosna twórczość lewicowych (p)oślic sprawi, że każdy zdatny do rozpłodu mężczyzna będzie musiał mierzyć się z ryzykiem tego, że jak prześpi się z nieodpowiednią kobietą, to trafi do więzienia z piętnem gwałciciela. Wielu mężczyzn będzie się więc zabezpieczało przed takimi pułapkami, czy to nagrywając rozmowy ze swoimi partnerkami seksualnymi, czy to mniej angażując się na rynku matrymonialnym. Wielkomiejskie feministki mogą być omijane przez nich szerokim łukiem. Pozostanie tym paniom jedynie romantyczna kolacja z kotem.