USA

Upadek amerykańskiego feminizmu?

W światowej historii ruchu feministycznego najważniejszą rolę obok Francuzek i Brytyjek odegrały Amerykanki. To one przyczyniły się szczególnie do powstania tzw. feminizmu drugiej fali – ruchów kobiecych lat 60. i 70. ubiegłego stulecia.

Wydawałoby się więc, że nigdzie na świecie poglądy feministyczne nie mają tak ugruntowanej pozycji jak w społeczeństwie amerykańskim. Nic bardziej mylnego. Paradoksalnie to właśnie Amerykanie najgłośniej dzisiaj krytykują dzisiaj tę ideologię.

Roberta O.
Phyllis Schlafly. Foto: Gage Skidmore, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Druga strona feminizmu

W marcu 2011 roku ukazała się na amerykańskim rynku wydawniczym książka, która wzbudziła wielką narodową dyskusję na temat „szkodliwości” ideologii feministycznej.

Phyllis Schlafly, powszechnie szanowana ekspertka w dziedzinie prawa konstytucyjnego oraz założycielka konserwatywnego Eagle Forum, napisała wraz ze swoją siostrzenicą Suzanne Venk książkę pt. ,,The Flipside of Feminism” (Druga strona feminizmu).

Autorka tłumaczyła, że do napisania tej książki zachęciła ją niefortunna wypowiedź Sary Pallin, gubernator stanu Alaska i republikańskiej kandydatki na urząd wiceprezydenta z 2008 roku, która w jednym z programów telewizyjnych stwierdziła, że jest zadeklarowaną feministką.

Phyllis Schlafly nie pozostawiła w swojej książce suchej nitki na ruchu feministycznym od początku jego istnienia, to jest od pierwszych demonstracji amerykańskich i angielskich sufrażystek w 1840 roku.   

,,Feminizm od początku swojego istnienia sabotował prawdziwe szczęście kobiet” – podkreśla autorka. ,,A co gorsze” – dodaje – ,,przewrócił relacje damsko-męskie do góry nogami, czego dowodem jest fakt, że to mężczyźni poszukują dzisiaj miłości, stabilnej rodziny z dziećmi, kiedy znaczna część kobiet oczekuje od życia jedynie niezależności”. 

Phyllis Schlafly specjalnie zaprosiła do współpracy nad książką swoją siostrzenicę, byłą aktywistkę feministyczną, która w miarę lat i dojrzewania całkowicie zmieniła swoje poglądy.

Największą furię środowisk lewicowo-feministycznych wywołały jednak następujące zdania ze wspomnianej książki: ,,Niestety od czasu jak do naszego życia zakradł się feminizm, kobiety porzuciły swoje role w stadach naszego gatunku i uznały, że powinny dzielić zajęcia razem z mężczyznami. Zażądały tych samych praw dla obu płci, równego podziału obowiązków oraz miejsca na piedestale. Jednak zamiast osiągnąć wymarzoną niezależność, znalazły się w sytuacji konfliktowej. Na piedestale społecznym nie ma bowiem miejsca dla obu płci. Kobiety zaczęły więc spychać mężczyzn z piedestału i zajmować ich miejsce. To jednak nie ma nic wspólnego z równością. To matriarchat!”

Także poglądy autorki na sprawy seksu spowodowały zmasowaną krytykę jej książki w bardziej liberalnych społecznie mediach.

,,Niestety we współczesnym społeczeństwie zbudowanym na ideach feministycznych także współżycie płciowe zaczyna być problemem... Współczesny wzorzec małżeństwa stanowi głównie problem dla mężczyzn, ponieważ oni dotychczas nigdy nie odczuwali zmęczenia do uprawiania seksu. Tymczasem współczesny świat stawia dotychczasowy naturalny porządek rzeczy do góry nogami. Jeżeli ta zmiana jest coraz częściej spotykana, to zasługa wyłącznie kobiet!”

Elita feministyczna

Mimo że książka nie była skierowana do osób o liberalnych społecznie poglądach, a od początku była dedykowana przez autorkę środowiskom konserwatywnym, to spotkała się tak naprawdę z ogromnym zainteresowaniem i oddźwiękiem w środowiskach mniej lub bardziej aktywnych feministek.

,,Druga strona feminizmu” była bowiem od początku do końca krytyką Sary Pallin za to, że głosząc wszem i wobec swój nieskazitelny konserwatyzm społeczny, sama uważa się za feministkę i zabiega o głosy osób z tego środowiska. Autorka uważa, że nie można być jednym i drugim jednocześnie. To dwa światy całkowicie do siebie nie pasujące. Anihilują się wzajemnie jak materia i antymateria.

Co ciekawe, w ostatnich latach także amerykańskie media nurtu głównego coraz częściej krytykują feminizm. Jest to zjawisko odwrotnie proporcjonalnie do tego, co dzieje się w Europie Wschodniej, w tym głównie w Polsce. My przerabiamy dopiero lekcję z amerykańskich lat siedemdziesiątych.

Znamienne, że w USA – ojczyźnie tego ruchu – nawet byłe działaczki feministyczne coraz częściej rozstają się ideologią, którą się zachłysnęły w młodości.

Amerykańskie media szczególnie ostro krytykują współczesną ,,elitę feministyczną USA”, do której trzeba zaliczyć prezenterkę telewizyjną Oprah Winfrey, pierwszą damę Michelle Obamę, dziennikarkę CBS Katie Couric czy Adriannę Huffington. Ta ostatnia jest interesującym przykładem ideologicznego kameleona, odwrotnością wspomnianej autorki książki ,,Druga strona feminizmu” Phyllis Schlafly. Jeszcze będąc panną,  jako Adrianna Stassinopoulos napisała w 1973 roku książkę ,,The Female Woman” atakującą Ruch Wolności Kobiet. W latach 90. XX wieku znana była z poglądów bardzo konserwatywnych, które wraz z początkiem nowego stulecia zaczęły się pod wpływem nieudanego małżeństwa przeobrażać w przekonania feministyczne. Dzisiaj jest jedną z najbardziej wyśmiewanych ,,przypadkowych feministek” w USA.

Jeżeli ktoś chce wydrwić ruch kobiecy, przytacza najczęściej wypowiedzi pani Huffington z epoki jej fascynacji konserwatyzmem społecznym. Zdumiewające jest, jak ta kobieta sama sobie zaprzecza w wielu sprawach natury obyczajowej.

„Pięć powodów dla których feminizm należy uznać za szkodliwy dla Ameryki”

88-letnia Phyllis Schlafly wyodrębniła pięć powodów, dla których ideologia feministyczna zaprowadziła Amerykę na skraj upadku społecznego i obyczajowego.

Po pierwsze, uważa że feminizm krzywdzi małżeństwo. Kobiety zwlekają z decyzją o małżeństwie, zachowując tzw. wolną tożsamość, a mężczyźni chętniej sięgają po łatwe usługi seksualne, uzasadniając tym coraz dalsze odsuwanie w czasie zawarcia związku z jedną kobietą.

Po drugie, feminizm rzekomo uderza w wychowanie dzieci. Coraz więcej dzieci trafia do placówek opiekuńczych, ponieważ matki realizują swoje ambicje zawodowe. Schlafly wskazuje, że dzieci w najważniejszym okresie swojego rozwoju nabierają stadnych odruchów, co skutkuje narastającą brutalizacją życia i epidemią złych nawyków, w tym np. otyłości.

Po trzecie, poglądy feministyczne wpędzają według niej rodziny w pułapkę wysokiego dochodu i pułapkę kredytową. Obydwoje małżonkowie wpadają w obsesyjne uzależnienie od utrzymania luksusowego, ponadstandardowego  poziomu życia. Utratę więzi rodzinnych wyrównują zakupami kolejnych całkowicie zbędnych gadżetów do gospodarstwa domowego. Utracone lata dzieciństwa swoich dzieci próbują przekupić drogimi prezentami, które w ostateczności pogłębiają jedynie u dziecka postawę roszczeniową i dystans do budowania trwałych więzi rodzinnych.

Po czwarte, ,,Title IX” prawa edukacyjnego USA powstały w wyniku protestów feministycznych zrobił więcej szkody niż pożytku, o czym piszę w dalszej części tego artykułu.

Po piąte, feminizm w jej opinii powoduje strach i zniewieścienie mężczyzn. Lepiej milczeć lub nie mieć własnej opinii, niż zostać oskarżonym o seksizm, molestowanie czy szowinizm.

Innymi słowy, pani Schlafly uważa, że feminizm jest rakiem, którego amerykańska cywilizacja odkryła za późno na leczenie chirurgiczne.

Ustawowa równość, czyli sposób na zarżnięcie edukacji

W 1972 roku Richard Nixon podpisał, pod naciskiem niezwykle modnych i prężnych w tym czasie feministycznych środowisk akademickich, poprawkę do prawa edukacyjnego USA znaną jako ,,Title IX”. Narzucała ona wszystkim stanom obowiązek traktowania wszystkich uczniów i studentów równo bez względu na płeć czy pochodzenia etniczne.

Jaki efekt przyniosło nowe prawo według antyfeministów? Zgodnie z danymi Banku Światowego od końca II Wojny Światowej do połowy lat 70. XX wieku Ameryka zajmowała pierwsze miejsce pod względem proporcji nakładów na badania i rozwój naukowy kraju w stosunku do PKB. Amerykanie w epoce ,,nierówności między płciami” byli narodem przeznaczającym na projekty badawcze i cele edukacyjne największe środki na świecie. Jednak od  1972 do 2009 roku  USA spadły pod tym względem z pierwszego na dziewiąte miejsce. Obecnie większe nakłady na naukę w stosunku do PKB  przeznacza się w Izraelu, Finlandii, Szwecji, Japonii, Korei Południowej, Danii, Szwajcarii i Niemczech.

Natomiast w USA od 40 lat zdecydowanie wzrosła liczba kobiet z wykształceniem wyższym. Obecnie liczba absolwentek wyższych uczelni przewyższa liczbę absolwentów tychże uczelni w sumie o ok. 15 proc.

Schlafly podkreśla jednak, że nadal feministki wylewają tony łez, że dziewczęta, których rodzi się więcej niż chłopców, stanowią w amerykańskich szkołach publicznych i prywatnych jedynie 99,1 proc. liczby chłopców. W tym przypadku Ameryka zajmuje 85 miejsce na świecie. Amerykańskie feministki i populiści z otoczenia prezydenta Bidena stawiają sobie szczytny cel osiągnięcie rekordu edukacyjnego Senegalu lub Mauretanii, gdzie uczennic jest o 5 proc. więcej niż uczniów.

W opinii wielu konserwatystów wzrost liczby wykształconych kobiet nie przełożył się w ostatnich 4 dekadach na gwałtowny ich udział w rozwoju nauki czy kultury.

Zgodnie z danymi Banku Światowego na jeden milion Amerykanów przypada obecnie 4673 naukowców oraz specjalistów zajmujących się inicjowaniem lub tworzeniem nowej wiedzy, produktów, procesów, metod lub systemów zarządzania projektami. Dla porównania w Finlandii te proporcje wynoszą 7647 na 1 milion ludzi, chociaż nie obowiązuje tam Title IX amerykańskiego prawa edukacyjnego.

Schlafly przekonywała, że systematyczny wzrost wykształcenia kobiet nie odzwierciedla się w rozwoju amerykańskich projektów badawczych.

W poszukiwaniu Einsteinów w sukience

Istnieją tematy, które podobno doprowadzają feministki do białej gorączki. Tak uważa wspomniana autorka. Należy do nich proste pytanie: ile Amerykanek otrzymało naukową Nagrodę Nobla? Odpowiedź jest bardzo niepoprawna politycznie: wśród 315 amerykańskich noblistów-naukowców jest tylko 10 pań. Wśród nich są: psycholog Gerty Theresa Cori,  urodzona w Katowicach fizyk Maria Goeppert Mayer, biochemiczka Dorothy Mary Crowfoot Hodgkin, urodzona w Australii Elizabeth H. Blackburn – biochemiczka z San Francisco, Carol W. Greider – biochemiczka z San Diego, fizjolog Linda B. Buck z Seattle, lekarka Rosalyn Sussman Yalow, genetyk Barbara McClintock, psycholog Gertrude B. Elion oraz teoretyk ekonomii Elinor Ostrom.

Te uczone stanowią jednak zaledwie 0,3 proc. amerykańskich noblistów. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby w  Szwedzkim Komitecie Noblowskim zasiadali sami męscy szowiniści? Gdzie? W Szwecji? „Give me a brake” – pisze rozbawiona Schlafly. Przecież stałym argumentem środowisk feministycznych są jakieś badania, które wykazały, że kobiety są o 15 proc. mądrzejsze od mężczyzn.

A przecież Nagroda Nobla to w opinii pani Schlafly nie jedyny miernik poziomu nauki w  społeczeństwie. Podobna proc.owo reprezentacja dotyczy innych prestiżowych nagród naukowych.

Znamienne jest także, że chociaż 60,4 proc. absolwentów studiów magisterskich oraz 52 proc. absolwentów studiów doktoranckich w USA to kobiety (źródło: National Center for Education Statistics, Fast Facts 2011), to jednak mimo takiej nadreprezentatywności kobiety stanowią zaledwie 27 proc.  amerykańskiej kadry naukowo-akademickiej. Na uniwersytetach Columbia i Yale tylko 38 i 37 proc. stanowią członkinie wydziałów, a na uniwersytetach Harvarda i Cornell jest ich zaledwie 31 proc. Tytuły profesorskie, będące wynikiem określonych osiągnięć naukowych,  przyznaje się więc nadal głównie mężczyznom.

Phyllis Schlafly i jej siostrzenica Suzanne Venk, autorki książki ,,The Flipside of Feminism” uważają, że feministki nie potrafią wytłumaczyć paradoksu, że więcej kobiet kończy studia niż mężczyźni, ale tylko ułamek z nich może pochwalić się poważnymi osiągnięciami naukowymi. Czy coś więc w tej całej propagandzie feministycznej szwankuje, czy obie panie po prostu dały się zmanipulować?!


Przeczytaj też:

W czerwieni jest Ci do twarzy

Kobieta w społeczeństwie jest nieprawdziwa i nie istnieje. Została skonstruowana według schematów ideologicznych, pozlepiana z założeń, paradygmatów, które kreują także przestrzeń, w której się porusza.

Być jak kura domowa

W angielskiej (choć nie tylko) modzie pojawił się nowy trend. Wygląda jak czarno-biały dubbingowany amerykański film z przełomu lat 50. i 60. Widzimy na nim uśmiechniętą panią domu, zawsze w pełnym makijażu, ubraną w fartuch, spódnicę i szpilki, podającą obiad zadowolonemu mężowi i dzieciom. Mężc...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę