Pojęcie luki dzietnościowej oznacza różnicę pomiędzy wymarzoną lub deklarowaną a rzeczywistą liczbą potomstwa. Jej istnienie jest niepodważalnym faktem – w wielokrotnie przeprowadzanych sondażach i badaniach Polacy oraz inni Europejczycy chętnie oświadczają, że chcieliby mieć dwoje lub nawet troje dzieci, a tymczasem taki model rodziny jest relatywnie coraz rzadszy. Z czego wynika ta rozbieżność? Czy tylko z tego, że nasze wyobrażenia o życiu i jego rzeczywistość potrafią drastycznie się rozmijać?
W istnieniu luki dzietnościowej duże nadzieje pokładają ci, dla których demograficzna sytuacja naszego kontynentu jest przedmiotem szczególnego zainteresowania. Często sądzą oni, że wystarczy usunąć różnego typu przeszkody, aby ludzie obdarzeni instynktem rodzicielskim zaczęli wreszcie realizować swoje plany. Skoro przecież mówią, że chcieliby doczekać się co najmniej kilkorga potomków, to z pewnością tak jest – prawda?
Faktycznie, to, że ludzie co innego robią, a co innego mówią, musi mieć jakieś podstawy. Czy rzeczywiście wynika to jednak tylko z różnego rodzaju barier, które zdaniem demografów i badaczy powstrzymują pary przed powoływaniem na świat dzieci? Zwróćmy uwagę, że luka dzietnościowa pojawia się w niemal wszystkich europejskich krajach. Niezależnie od prowadzonej tam polityki prorodzinnej, kontekstu kulturowego czy stopnia zamożności społeczeństwa. Trudno uwierzyć, że w bogatej, opiekuńczej i stosunkowo bezpiecznej Europie istnieje tak wiele nieprzekraczalnych barier prokreacyjnych. Ponadto działania ku temu, aby usunąć czy chociaż osłabić przedmiotowe bariery, są prowadzone od dłuższego już czasu. Na próżno. Nie pomagają świadczenia wychowawcze, dopłaty, ulgi podatkowe, rozbudowany system państwowej opieki, skrojone pod rodziców prawo pracy (zakrawające czasem wprost o dyskryminację bezdzietnych) lub intensywna promocja i lobbowanie rodzicielstwa prowadzone przez rozmaite instytucje państwowe czy kościelne.
Czy te wszystkie dowody nie powinny zatem pozbawić nas złudzeń i dosadnie uświadomić, że wcale nie w wyeliminowaniu potencjalnych przeszkód leży klucz do zrozumienia fenomenu luki dzietnościowej? Może to wcale nie ekonomiczno-społeczne bariery zmuszają ludzi do postępowania w sposób inny niż zamierzony, lecz po prostu na samym już początku składają oni deklarację niekoniecznie zgodną z ich przekonaniami? Zastanówmy się, z czego ewentualnie mogłaby wynikać pokusa zadeklarowania chęci posiadania większej liczby dzieci, niż rzeczywiście się pragnie.
Moim zdaniem całkiem realnym wytłumaczeniem takiego postępowania jest głęboko wpojony nam wszystkim odruch afirmacji rodziny i płodności. Otwarte mówienie, że nie chce się mieć dzieci, to zupełnie współczesny wynalazek, który wciąż budzi sporo negatywnych emocji, niezrozumienia czy po prostu złej woli. Świadoma rezygnacja z rodzicielstwa czy też jego krytyka do niedawna uważane były za akty gwałtu na naturalnym porządku świata, regułach funkcjonowania społeczeństwa, zasadach religii czy nawet na zdrowym rozsądku. Zanim przecież Otto von Bismarck wymyślił w XIX wieku konstrukt ubezpieczeń społecznych, to ludzie pozbawieni potomstwa w razie choroby czy starości rzeczywiście skazani byli albo na łaskę krewnych, albo na przytułek, albo po prostu na śmierć z głodu. Wieki takiego funkcjonowania spowodowały bardzo silne ugruntowanie przeświadczenia, że brak dzieci jest nie tylko amoralny i niewłaściwy, ale też po prostu niebezpieczny. Nawoływanie zaś do takiego sposobu życia jawiło się jako wywrotowe czy wręcz rewolucyjne. Pokutujące jeszcze gdzieś w naszych głowach ślady takiego myślenia przyjmują więc formę składania deklaracji niekoniecznie zgodnych z tym, co rzeczywiście planujemy w aspekcie naszego życia rodzinnego.
Czy to więc tylko kwestia obawy przed społecznym osądem skłania nas do snucia takich odbiegających od rzeczywistości wizji? Wydaje się, że pewną rolę odgrywa tu także zwykła, ludzka skłonność do „gdybania”. „Gdybanie” nic nie kosztuje, a za jego pomocą można przenieść się do fantastycznego świata iluzji. Cóż nam szkodzi powiedzieć, że chcielibyśmy mieć stadninę dorodnych arabów, nawet jeśli gnieździmy się w 30-metrowej kawalerce? Dokładnie tak samo trudno jest powiedzieć, że chcielibyśmy mieć dziesięcioro pięknych, zdrowych dzieci, nawet jeśli nie mamy ku temu ani warunków materialnych, ani odpowiedniego partnera, ani nawet siły i chęci. Tymczasem rodzicielstwo w prawdziwym życiu – jak potwierdzi każdy szczery rodzic – to nie tylko radość, ale przede wszystkim ogromna odpowiedzialność, ciężka praca i pasmo niekończących się wyzwań.
Pora więc rozstać się z mrzonką, że luka dzietnościowa stanowi jakąkolwiek furtkę czy szansę na zwiększenie dzietności poprzez usunięcie domniemanych barier. To nie one bowiem są kluczem problemu. Sedno sprawy stanowi nieszczerość ludzi, którzy snują wizje odbiegające od swoich faktycznych przemyśleń i wyborów. Oczywiście, mają do tego pełne prawo. Wszyscy mamy prawo podejmować decyzje prokreacyjne samodzielnie – bez przymusu, dyskryminacji i przemocy. Natomiast nachalne promowanie rodzicielstwa czy usilne nakłanianie do niego za pomocą instrumentów ekonomicznych ociera się już o manipulowanie naszymi decyzjami w tej sferze życia. Dobrze byłoby także, aby jednak stać nas było w tym wszystkim na szczerość. Koniec końców widzimy przecież, że wykreowana przez nas samych luka dzietnościowa jest w gruncie rzeczy środkiem zamulającym prawdziwy obraz rzeczywistości i jako taki może utrudniać trzeźwe myślenie o przyszłości.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.