Prawa zwierząt

Darowanemu koniowi możesz w zęby nie zaglądać, ale psu i kotu – powinieneś

Brak w prawie jednoznacznej definicji rasowego psa i kota to gotowe zaproszenie dla oszustów i pseudohodowców, których działalność jest źródłem cierpień zwierząt i problemów ludzi.

Zofia Brzezińska
Cavapoo, foto: Will Eames | Pixabay

Na początku należy z całą mocą podkreślić, że każde zwierzę – rasowe czy nie – ma jednakową wartość i w równym stopniu zasługuje na miłość, szacunek oraz troskę człowieka. Nie jest to zresztą pusty slogan, a poparta pierwszym artykułem ustawy o ochronie zwierząt, streszczającej cały jej sens w dwóch zdaniach, zasada: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”.

No dobrze, ale czy w takim razie należy z automatu i bezrefleksyjnie potępiać ludzi, którzy zamiast przygarnąć jakiegoś nieszczęśnika ze schroniska i pozwolić mu w godnych warunkach dożyć swoich dni, postanawiają kupić szczeniaka konkretnej rasy? Obserwując zapalczywość niektórych miłośników zwierząt, można odnieść takie wrażenie. Wystarczy zwrócić uwagę na ilość hejtu, jaka wylała się na Annę i Roberta Lewandowskich po tym, jak zdecydowali się oni na szczenię modnej rasy cavapoo. Jest to jednak nierozsądna i oparta na mylących emocjach reakcja. Abstrahując już bowiem od takiego oczywistego truizmu, że każdy ma prawo samodzielnie wybrać sobie pupila, to należy pamiętać, że naprawdę nie wszyscy kierują się w tej kwestii snobizmem czy chwilowym kaprysem. Wielu ludzi wybiera konkretną rasę, gdyż wcześniej gruntownie przestudiowali jej charakterystykę, ocenili własne możliwości i podjęli świadomą oraz odpowiedzialną decyzję w oparciu o rzeczowe argumenty. Nie każdy przecież ma wystarczającą ilość samozaparcia, cierpliwości i umiejętności, by podjąć się opieki nad schorowanym lub często straumatyzowanym zwierzęciem ze schroniska. A jeśli nierozważna decyzja ma prowadzić do różnego kalibru dramatów – począwszy od nieszczęść, jakie może spowodować niezapanowanie nad agresywnym zwierzęciem, a na rozczarowaniu, zniechęceniu, anulowaniu adopcji i ponownym bolesnym dla czworonoga powrocie do schroniska kończąc – to lepiej zawczasu mądrze z niej zrezygnować.

Dlatego naprawdę ważne jest, aby ludzie chcący dokonać zakupu rasowego zwierzęcia mogli zrealizować tę transakcję bez obaw o uczciwość i dobre zamiary kontrahenta. Niestety nie sprzyja temu obecny stan przepisów prawnych. Chociaż dokładną definicję rasowego psa i kota miała wprowadzić słynna „piątka dla zwierząt”, to ostatecznie do tego nie doszło ze względu na liczne kontrowersje, jakie budziły pozostałe przepisy ustawy. Gdyby jednak sprawy potoczyły się inaczej, dziś mielibyśmy sytuację w tym względzie wyklarowaną.  Psem rasowym byłby „pies o odpowiednim dla rasy fenotypie, który posiada rodowód wpisany do Polskiej Księgi Rodowodowej prowadzonej przez Związek Kynologiczny w Polsce albo do zagranicznego rejestru rodowodowego uznawanego przez ten związek.” W przypadku kota rasowego byłoby analogicznie z tym, że rejestr prowadzony byłby (lub uznany) przez Unię Felinologii Polskiej.

Nie warto jednak płakać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba zastanowić się, jak można by zapełnić tę znamienną lukę. Ustawa o ochronie zwierząt z pewnością nie przyjdzie nam tutaj z pomocą, gdyż jest zbyt ogólna. Pewnemu zabezpieczeniu może służyć jednak dodany do niej w 2012 roku art. 10a, który zakazuje rozmnażania psów i kotów w celach handlowych. Jest to zapisane w ust. 2, ale z wyjątkiem dla zwierząt zarejestrowanych w ogólnokrajowych organizacjach społecznych, których statutowym celem jest działalność związana z hodowlą rasowych psów i kotów. W zamyśle miało to ograniczyć liczbę bezdomnych zwierząt oraz ukrócić działania pseudohodowli... No właśnie – miało.

Na chwilę obecną nie pozostaje więc nic innego, jak zachować najwyższy stopień ostrożności przy zakupie wymarzonego przyjaciela. Na pewno pomoże w tym kilkukrotne nawet zweryfikowanie upatrzonej hodowli, jej historii oraz opinii o niej. Zanim też podejmiemy ostateczną decyzję, warto pokazać obiekt naszego zainteresowania specjaliście od ras psów, który utwierdzi nas w przekonaniu, że nie zostaniemy oszukani.

Ale jeśli każda metoda zawiedzie i okaże się, że mimo wszystko nowy członek rodziny nie jest tym, którym go przedstawiono? A jeśli z tej przyczyny dojdzie do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, np. łagodny „labrador” okaże się bardziej temperamentnym mieszańcem i „uszkodzi” naszego gościa, sąsiada lub jego psa? Wtedy na szczęście możemy liczyć na narzędzia prawa cywilnego, które pozostają w tej kwestii już bardziej zdecydowane. Roszczeń można dochodzić również na drodze cywilnej –  pomimo bowiem faktu, że zwierzę rzeczą nie jest, to w takich przypadkach wykorzystywane są właśnie przepisy dotyczące rzeczy. Wynika to ze wzmiankowanej w ustawie o ochronie zwierząt zasadzie: „Do spraw nieuregulowanych niniejszą ustawą stosuje się przepisy prawa cywilnego dotyczące rzeczy”. Dosłownie więc można wystąpić do właściciela hodowli z roszczeniem z tytułu rękojmi za wady „produktu” (art. 556-576 k.c.).

Z racji rękojmi sprzedawca odpowiada w ciągu dwóch lat od dnia wydania rzeczy. Wszelkie roszczenia z tego tytułu przedawniają się wraz z upływem roku od dnia stwierdzenia wady. Natomiast art. 556 k.c. wskazuje, że jeżeli jesteśmy konsumentem, to wykrycie wady przed upływem roku od dnia wydania rzeczy powoduje, że wadę uważa się za istniejącą w chwili wydania rzeczy. Warto nadmienić, że te uprawnienia nie wyłączają również możliwości żądania odszkodowania za szkodę, na którą składają się wydatki, takie jak np. koszty zawarcia umowy sprzedaży, koszty odebrania, przewozu, przechowania i ubezpieczenia rzeczy czy też poniesione nakłady.

A ponadto zawsze i nieodmiennie warto domagać się zwiększenia stopnia ochrony zwierząt w prawie, do której zalicza się nie tylko oczywisty zakaz znęcania się i okrutnego traktowania, ale też podobnie nikczemnych praktyk jak prowadzenie pseudohodowli. Nie dajmy się zwieść: to, że nie jest ona działaniem równie medialnym i wstrząsającym jak ewidentne przypadki bestialstw wobec braci mniejszych, nie znaczy że jest nieszkodliwa i można ją ignorować. Walcząc ze złem największym, nie wolno lekceważyć także jego mniejszych przejawów – zwłaszcza, że w tym przypadku ofiary tego zła, a więc przede wszystkim zwierzęta, nie mają żadnych szans na samodzielną obronę.


Przeczytaj też:

Spsiała demokracja

Niemiecka policja wycofała ze służby psy, którymi (zgodnie z narodową tradycją) szczuła demonstrantów. Zrobiła to po wyroku sądu mówiącym, że stosowane przez policję obroże łamią prawa zwierząt. Nie przejmowano się więc prawami zwykłych Niemców uczestniczących w protestach wymierzonych w politykę...

Ubój naszych sumień trwa

10 grudnia minie 7 lat od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który na powrót umożliwił zadawanie zwierzętom przed śmiercią niewyobrażalnych cierpień.

Czy wydarzenia w laboratoriach okryje kurtyna milczenia?

Nie łudźmy się – los zwierząt wykorzystywanych w służbie nauki zawsze był trudny, a nasze szanse na poprawienie go – znikome. Czy po wejściu w życie planowanych zmian w ustawie o ochronie zwierząt zmaleją one do zera?

Za kratkami 

Czyli opowiadanie o pieskach, w czasach gdy wiadomości huczą o zgonach, wirusach i wojnie.  


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę