Człowiek a środowisko

Homo destruktor

Nawet osoby mające dewocyjny stosunek do wegetarianizmu muszą przyjąć do wiadomości fakt stwierdzony naukowo: wszyscy, również zatwardziali jarosze, wywodzimy się od pokoleń bezwzględnych mięsożerców.

Krzysztof Kowalski
Prehistoryczne rysunki w Cuevas de las Manos w prowincji Santa Cruz, Argentyna. Foto: Unknown artist Marianocecowski, Public domain, via Wikimedia Commons

Krokodyl, orzeł, lew, niedźwiedź polarny, orka – lista jest długa – w zoologii zwierzęta te zaliczane są do tzw. drapieżników alfa, wiodących, zajmujących najwyższe miejsce w łańcuchu pokarmowym. Ostatnio badacze dochodzą do wniosku, że do tej „drapieżnej ligi mistrzów” należały także istoty praludzkie, już przed dwoma milionami lat, a potem istoty już w pełni ludzkie – określane mianem „sapiens”.

Przez żołądek do poznania dziejów

Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie zrekonstruowali dietę ludzi z epoki kamiennej. Rekonstrukcja ta opiera się nie tylko na porównaniu z preferencjami łowców żyjących jeszcze współcześnie, badanych przez etnologów, ale także, a może przede wszystkim, na „pamięci naszego ciała”, na genetyce, fizjologii, morfologii. „Nasze zachowania zmieniają się szybko, ale ewolucja jest powolna i nasze ciało wszystko zapamiętuje” – podkreśla dr Miki Ben-Dor. Badacze z Izraela przedstawili 25 dowodów świadczących ich zdaniem o tym, że w przeszłości człowiek był drapieżnikiem alfa.

Po pierwsze – kwasowość żołądka człowieka jest większa niż u wszystkożernych, a nawet u innych drapieżników. Aby ją podtrzymywać, niezbędna jest duża dawka energii, a tę gwarantuje dieta mięsna. Kwasowość ta zapewnia także ochronę przed niebezpiecznymi bakteriami obecnymi w mięsie. Było to istotne, ponieważ człowiek prehistoryczny często zmuszony był spożywać mięso zwierząt martwych już od wielu dni, a nawet tygodni.

Po drugie – pozostając wciąż przy systemie trawiennym – u ludzi okrężnica jest o 77 proc. krótsza niż u szympansów, natomiast jelito cienkie jest dłuższe o 64 proc. Okrężnica pomaga w wydobywaniu energii z pokarmu roślinnego, jelito cienkie zaś wydobywa cukry, proteiny i tłuszcz. Po rozdzieleniu się linii ewolucyjnych wiodących do szympansów i praludzi, ci ostatni przystosowywali się do jedzenia mięsa, jednocześnie z wolna tracąc wielką zdolność do korzystania z pokarmu roślinnego.

Po trzecie – kolejna wskazówka ukazująca superdrapieżnika – w ciele człowieka tłuszcz magazynowany jest w ogromnej liczbie małych komórek. Genetycy potwierdzają, że genom człowieka został ukształtowany w toku ewolucji w taki sposób, aby można było korzystać z diety bogatej w tłuszcz. Są na to dowody archeologiczne w postaci ogromnej ilości szczątków zwierzęcych na stanowiskach z epoki kamienia, sprzed epoki rolniczej. Natomiast przybory przeznaczone do obróbki i przetwarzania roślin pojawiły się masowo dużo później – właśnie w epoce rolniczej.

Ludzie z końca epoki lodowej byli wyspecjalizowani w polowaniu na duże zwierzęta, byli zatem supermięsożercami. Mniej więcej 85 tys. lat temu w Afryce i około 40 tys. lat temu w Europie – na co wskazują dane archeologiczne i genetyczne – rozpoczęło się stopniowe wprowadzanie do diety pokarmu roślinnego, zbieranego. Dopiero wtedy dieta ludzi zaczęła się różnicować.

„Trudno jest przekonać wegetarianina dewota, że jego przodkowie nie byli wegetarianami. Tak jak to odkrył Darwin, przystosowanie gatunków do pozyskiwania i trawienia pokarmu jest głównym motorem zmian ewolucyjnych. Czy tego chcemy, czy nie chcemy, istoty ludzkie były najgroźniejszymi drapieżnikami przez większość swoich dziejów. Bez przyjęcia do wiadomości tego faktu nie da się napisać prawdziwej historii naszej ewolucji biologicznej i kulturowej” – podkreśla dr Miki Ben-Dor.

A w tej prawdziwej historii człowiek – jako wielki mięsożerca – był także wielkim destruktorem. Homo sapiens nigdy nie trwał w zgodzie ze swoim środowiskiem i to pomimo, że był od tego środowiska uzależniony, że umożliwiało mu ono przetrwanie jako gatunku. A jednak gwałcił je od zarania swoich dziejów.

Mniejszy zabija większego

„Gatunek ludzki charakteryzują dwie zasadnicze cechy. Po pierwsze, atakuje on zwierzęta większe od siebie. Po drugie, wybiera młode osobniki” – podkreśla prof. Jean-Jacques Hublin z Collège de France. I wyjaśnia, dlaczego jest to istotne: nie ma lepszego sposobu, aby zgładzić jakiś gatunek, niż zabijanie jego młodych. Największe zwierzęta rozmnażają się powoli, ich ciąża trwa długo, rodzą nieliczne potomstwo, jedno, dwa małe za jednym razem. Jeśli młode pokolenie staje się mniej liczne, słabnie cały gatunek, staje się zagrożony. Kolonizacja całej planety przez Homo sapiens – co rozpoczęło się około 100–70 tys. lat temu – koincyduje z zanikaniem megafauny: tygrysów szablozębnych, olbrzymich torbaczy, niedźwiedzi jaskiniowych. Czy zwierzęta te padły ofiarą człowieka?

W Australii, w jaskini Warratyi odkopano kości zwierzęce i narzędzia świadczące o tym, że przodkowie Aborygenów już 50 tys. lat temu polowali na diprotodony – olbrzymie wombaty, torbacze wielkością dorównujące nosorożcowi białemu – i gigantyczne ptaki. Dr Giles Hamm z Uniwersytetu w Melbourne, badacz tej jaskini, twierdzi, że doszło wówczas do swoistego „blitzkriegu”: w ciągu niespełna tysiąca lat nastąpiła błyskawiczna destrukcja australijskiej megafauny bezbronnej wobec nowego superdrapieżnika.

Wykopaliska w jaskini Hall w Teksasie dostarczają wskazówek, że podobny ewenement miał miejsce w Ameryce: około 15 tys. lat temu różnorodność roślin wzrosła, natomiast wielkie zwierzęta zanikały (artykuł w „Nature Communications”, czerwiec 2020 r.). Wygasło wówczas dziewięć gatunków dużych zwierząt. Stąd wniosek, że łowcy z epoki kamienia byli nierozważnym gatunkiem drapieżnym, bezmyślnym, niezdolnym do oceny konsekwencji swoich poczynań. Czy ich przeciwieństwem byli rolnicy?

Doszliśmy do kresu

Przejście do uprawy i hodowli, jakie dokonało się około 10 tys. lat temu na Bliskim Wschodzie, a potem rozszerzyło się na cały świat, zazwyczaj przedstawiane jest jako ogromny postęp. Człowiek udomowił niektóre gatunki zwierząt, nauczył się orać i siać – w ten sposób środowisko przestało być plądrowane, zamiast tego zaczęto je organizować. Czy wyszło to na dobre planecie? Owych dziesięć tysiącleci, jakie upłynęły od tego czasu, świadczy o czymś przeciwnym. Uprawa i hodowla „a fortiori”,  prowadzone w sposób intensywny, niszczą pierwotne środowisko naturalne, a emisja gazów zmienia skład atmosfery.

Z taką mroczną konstatacją zgadza się wielu naukowców. W 2000 r. laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii Paul J. Crutzen z Max Planck Institute w Niemczech i amerykański biolog Eugene Stoermer z Uniwersytetu w Michigan zaproponowali – na łamach pisma „Science” – wydzielenie nowej ery geologicznej o nazwie antropocen. Uzasadnili to tym, że aktywność ludzka dogłębnie zmodyfikowała biologiczne i fizyczne funkcjonowanie planety. Za początek nowej ery uznali XVIII wiek i pojawienie się maszyn parowych, które wymagały masowego spalania węgla, co spowodowało wzrost w atmosferze zawartości dwutlenku węgla.

Trzy lata później inny badacz, Amerykanin William Ruddiman, paleoklimatolog z Uniwersytetu Wirginii, zaproponował cofnięcie początku antropocenu do momentu pojawienia się rolnictwa. W lipcu 2020 r. pismo „Quaternary Science Reviews” odkurzyło jego propozycję, opierając się na najnowszych badaniach nad emisją metanu i pyłkami roślin. Okazuje się, że w ciągu ostatnich 8000 lat nastąpił wyraźny wzrost koncentracji w atmosferze tego gazu, a 6000 lat temu w sposób gwałtowny zaczęły kurczyć się obszary leśne, ustępując miejsca polom uprawnym i pastwiskom.

„2/3 powierzchni lądów jest użytkowane przez rolnictwo. 75 proc. powierzchni kontynentów jest zmodyfikowane przez człowieka. Tylko 13 proc. oceanów unika, jak dotąd, wpływu ludzkiej aktywności. 70 proc. stref wilgotnych zostało osuszonych od 1970 r.” – stwierdza raport WWF (World Wildlife Fund) z 2020 r.

„Obecnie 97 proc. biomasy zwierzęcej składa się z ludzi i zwierząt hodowlanych, a jedynie 3 proc. to animalna biomasa dzika. Homo sapiens zakończył podbój planety i doszedł do kresu swoich możliwości” – ubolewa William Ruddiman. I po raz pierwszy w swojej historii Homo sapiens (w osobach naukowców zajmujących się tym zagadnieniem) zdał sobie z tego sprawę.

Złowieszcze panowanie nad światem

Od czasu szczytu klimatycznego w Rio de Janeiro w 1992 r., na którym przyjęto międzynarodową konwencję o bioróżnorodności, klimacie i deforestacji (wylesianiu), społeczność naukowa usiłuje uczulać polityków i decydentów na konieczność zredukowania emisji gazów cieplarnianych oraz zahamowania destrukcji bioróżnorodności flory i fauny – z mizernym skutkiem. Naukowcy wskazują, że czas najwyższy, aby człowiek przestał być „arcypiromanem”, „arcymięsożercą”, „globalnym destruktorem”. Jeżeli coś na planecie trzeba zmienić, aby poprawić jej kondycję, to tym czymś jest przede wszystkim natura człowieka.

Ale czy wykonalne?

Najnowsze badania archeologiczne, paleontologiczne, paleobotaniczne każą zapomnieć o idyllicznym obrazie prehistorycznego człowieka zbierającego garść jagód i modlącego się do zabijanego mamuta. Taki raj nigdy nie istniał – stawia jasno sprawę Jed Kaplan, klimatolog z Uniwersytetu w Lozannie.  Wtóruje mu archeolog Jan Kolen z Uniwersytetu w Lejdzie. Nasi przodkowie, łowcy, używali wszelkich dostępnych im środków i sposobów do eliminowania przeszkód stojących na drodze do realizacji ich celów. Jednym z takich środków był ogień. Motywacja Homo sapiens w epoce lodowej, a potem w epoce rolniczej była prosta: używać ognia do tworzenia przestrzeni sprzyjających polowaniu, uprawie, hodowli, przemieszczaniu się, wymianie dóbr. Najpierw łowcy, a potem rolnicy, podkładali ogień wszędzie w swojej okolicy, a pastwą tych celowo wzniecanych pożarów padało wszystko, co żyło na tym terenie.

Portret Homo sapiens, jaki wyłania się z najnowszych badań naukowych, to wizerunek superdrapieżnika, destruktora środowiska naturalnego. A wszystko to lege artis: „Roście i mnóżcie się, i napełniajcie ziemię, a czyńcie ją sobie poddaną i panujcie nad rybami morskimi i nad ptastwem powietrznym, i nade wszemi zwierzęty, które się ruchają na ziemi” (Księga Rodzaju, I: 28 – przekład księdza Jakuba Wujka z 1599 r.).


Przeczytaj też:

Homo agresor

„Ustalenie przyczyny śmierci jest wyjątkowo trudne, ponieważ zmiany na powierzchni, w strukturach i w kształcie kości informują zazwyczaj tylko o pewnych schorzeniach. Ponadto istniało wiele innych przyczyn, jak głód, przypadkowe zatrucia i szereg innych czynników jak wypadek czy morderstwo” – pi...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę