315 bilionów dolarów sięgnął globalny dług w pierwszym kwartale bieżącego roku. Licznik napędzają, łeb w łeb, państwa rozwinięte i gospodarki rozwijające się. I może mieć to dalekosiężne skutki – zarówno dla jednych, jak i drugich.
Rekordową kwotę globalnego zadłużenia podaje w opublikowanym w ostatni wtorek raporcie kwartalnym „Global Debt Monitor” waszyngtoński Institute of International Finance (IIF). Zresztą to, że rekord padnie, było niemalże pewne – już jesienią ubiegłego roku międzynarodowe instytucje finansowe alarmowały, że zadłużenie przebiło symboliczny próg 300 bln dolarów, rosnąc zwłaszcza w końcówce 2023 r. W I kwartale br. dług wzrósł „zaledwie” o 1,3 bln dol. w stosunku do poprzedniego kwartału.
Brytyjski „The Telegraph” wskazuje na Chiny i Indie jako głównych sprawców tego wzrostu. Ale to tylko część szerszego obrazka – kraje rozwijające się odpowiadają za 105 bln dol. z całej puli, choć rzeczywiście to w nich zadłużenie rośnie najszybciej: w ciągu dekady zdążyło się podwoić. Poza azjatyckimi mocarstwami przyczyniły się do tego także Meksyk, Korea Południowa, Tajlandia i Brazylia. Z kolei spośród krajów rozwiniętych najszybciej zadłużają się USA i Japonia.
– Deficyty budżetowe wciąż są wyższe niż w okresie przed pandemią Covid-19 – analizują eksperci IIF. – Przewiduje się, że dodadzą w tym roku około 5,3 bln dol. do akumulacji globalnego długu – dodają. Wskazują tu także inne czynniki „długotwórcze”: narastające napięcie geopolityczne oraz zakłócenia w handlu. To przekłada się na rosnące koszty pożyczania oraz słabnięcie walut, w szczególności w państwach w gorszej sytuacji, co z kolei potęguje jeszcze koszty pożyczek. Wyjątkowo boleśnie mogą to odczuć m.in. Pakistan i Egipt – w pierwszym z tych krajów 50 proc. spłat to będą koszty pożyczki, a nie sam pożyczony kapitał; w drugim odsetek może sięgnąć już nawet 60 proc. Nawet w USA wkrótce może to być ponad 10 proc.
O ile dla krajów bogatych oznacza to nadciągającą konieczność zaciśnięcia pasa i szeroko zakrojonych restrukturyzacji, o tyle dla reszty świata oznacza to bardziej zapaść. Organizacja Debt Justice twierdzi, że od wybuchu pandemii już piętnaście krajów na świecie praktycznie zbankrutowało, a czterdzieści innych balansuje na krawędzi finansowego krachu. W zeszłym roku sekretarz generalny ONZ Antonio Gutierrez kwitował ten przyrost bankrutów uwagami o „systemowej porażce” rządów.
Są na tej liście kraje, których finansowa mizeria nie jest żadną tajemnicą – jak wspomniany wyżej Pakistan, tradycyjnie buksująca Argentyna czy Sri Lanka, która nie podniosła się po załamaniu z wiosny 2019 r. Są państwa, które już od dawna uznajemy za upadłe: Wenezuela, Somalia, Sudan, Jemen. Ale są też takie, którym prognozowano całkiem niezłą przyszłość – Mongolia, Oman, Mozambik.
Do ich kłopotów nie przyczyniła się wyłącznie rozrzutność czy nieudolność administracyjna rządzących. „Systemową porażkę” Gutierreza można tłumaczyć również tym, że na rządy w krajach rozwijających się kilkanaście lat temu spadła swoista „klęska urodzaju”: po wybuchu kryzysu finansowego w USA w 2008 r. i jego rozszerzeniu się na Europę w 2010 r. najważniejsi gracze z sektora finansowego szybko zwijali swoje interesy na Zachodzie i szukali okazji na globalnym Południu. Zbiegło się to z podejmowanymi przez Chiny, Indie czy Rosję próbami budowania swoich sfer wpływów np. w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej – m.in. poprzez tanie i dawane bez większych ceregieli pożyczki.
– Kraje rozwijające się nagle uzyskały dostęp do rynków międzynarodowych. Praktycznie mogły przebierać wśród ofert – podsumowywał w tygodniku „Der Spiegel” Ulrich Volz, badacz rynków finansowych z University of London. A potem była już pandemia, wojna w Ukrainie, wojna na Bliskim Wschodzie, zrywane łańcuchy dostaw, reshoring i cała lawina kłopotów o lokalnej skali. Liczba państw, którym bankructwo zagląda w oczy, wzrosła z 22 w 2015 r. do wspomnianych wyżej 55.
„Rządy powinny niezwłocznie podjąć działania, które będą zmierzać do redukcji wynikających z długu słabości oraz odwrócić długoterminowy trend w zadłużeniu” – pisali w zeszłym roku eksperci MFW na oficjalnym blogu Funduszu. Oczywiście kusząc oficjalną marchewką. „Co ważne, redukcja obciążenia długiem stworzy fiskalną przestrzeń bezpieczeństwa i pozwoli na dokonywanie nowych inwestycji, pomagających wypracować wzrost gospodarczy w kolejnych latach” – dorzucali.
Cóż, dla wielu państw to praktycznie niemożliwe. Weźmy wspomniany Egipt, w którym ambicje władz obejmują m.in. megaprojekt nowej stolicy, do której mieliby z zatłoczonego i zasnutego smogiem Kairu uciec urzędnicy i politycy. Albo Europę – czy inne kraje lub regiony mierzące się z wyzwaniem transformacji energetycznej, która hamowałaby zmiany klimatyczne. W takich miejscach trudno będzie – z takiego czy innego powodu – wycofać się z kosztownej polityki. Tym bardziej w państwach, w których szybka modernizacja lub duże transfery socjalne w czasie ostatniej dekady były traktowane jako wizytówka i polityczna legitymacja rządzących.
Przedsmakiem może być przecież polska debata o tym, czy potrzebujemy Centralnego Portu Komunikacyjnego albo – przez wszystkich traktowane jako nierealne – sugestie rezygnacji ze świadczeń takich jak 800+. Tyle że nad Wisłą takie radykalne ruchy być może kosztowałyby rządzących spadek poparcia czy przegraną w wyborach, natomiast w wielu państwach zaciśnięcie pasa oznaczałoby ześlizgnięcie się do grupy państw upadłych. W państwach na skraju wypłacalności, gdzie dziś odsetki od długu przerastają wydatki na służbę zdrowia czy edukację, żyje wszakże 3,3 miliarda ludzi. A konsekwencją byłaby wtedy kolejna potężna fala imigracji z globalnego Południa na Północ, z konsekwencjami sięgającymi od dramatów boat people na morzach po wzrosty notowań organizacji i partii z założenia ksenofobicznych i radykalnych.
Dlatego globalny kryzys zadłużenia trzeba potraktować poważnie i zacząć się zastanawiać, jak żyć „po” pożyczaniu. A najlepiej – bez niego.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.