Paryż grozi wycofaniem pomocy wojskowej, jeśli malijskie władze skorzystają z usług rosyjskich najemników. Dlaczego Moskwa angażuje się militarnie w Afryce, ryzykując nowy konflikt z Francją, UE i Waszyngtonem?
Według niemieckiej rozgłośni Deutsche Welle - W stosunkach między Rosją i Unią Europejską pojawia się nowe ognisko napięcia. Junta wojskowa rządząca Mali, negocjuje z Moskwą obecność rosyjskich najemników w Sahelu.
Jako pierwsza o otwarciu kolejnego frontu międzynarodowej eskalacji poinformowała w połowie września francuska stacja radiowa RFI. Powołując się na źródła dyplomatyczne potwierdziła, że władze Mali są bliskie zaproszenia tzw. Grupy Wagnera.
Jej zadaniem ma być szkolenie sił zbrojnych i zapewnienie ochrony czołowym politykom kraju. Z kolei według Reutera, kwota kontraktu ma wynieść około 10,8 mln dol. miesięcznie.
Na medialne spekulacje bardzo ostro zareagował Paryż. Francuski minister spraw zagranicznych zagroził wycofaniem z Mali kontyngentu wojskowego, na którego barkach spoczywa walka z klonami ISIS i Al-Kaidy.
- Grupa Wagnera to formacja wojskowa, która angażując się, m.in. w Syrii i Republice Środkowoafrykańskiej, popełnia zbrodnie – oburzył się Jean-Yves Le Drian.
Szefa dyplomacji poparła minister obrony - Jeśli władze malijskie zawrą porozumienie z Moskwą, będzie to niezwykle niepokojący sygnał, zaprzeczający celom francuskiej pomocy dla krajów Sahelu – oświadczyła Florence Parley.
Zaniepokojenie wyraziło również niemieckie MSZ. Rzeczniczka resortu Maria Adebahr zakomunikowała - Jeśli rosyjscy specjaliści wojskowi znajdą się w stolicy Mali Bamako, omówimy konsekwencje i możliwą reakcję z naszymi partnerami w formacie europejskim i międzynarodowym.
Z kolei szefowa resortu obrony Annegret Kramp-Karrenbauer napisała w Twitterze: - Jeśli Bamako wypracuje porozumienie z Moskwą, będzie ono sprzeczne ze wszystkim, co Niemcy, Francja, UE i ONZ zrobiły dla Mali w ciągu ostatnich 8 lat.
Tymczasem lekceważąc europejskie obawy, 25 września kropkę nad „i” postawił rosyjski minister spraw zagranicznych. W siedzibie ONZ Siergiej Ławrow oświadczył, że Mali zatrudni rosyjskich specjalistów (najemników), którzy pomogą zapewnić bezpieczeństwo kraju.
Decyzję Kremla uzasadnił „osłabieniem zewnętrznego wsparcia przez tych, którzy zobowiązali się do pomocy w wykorzenieniu terroryzmu”.
- Cóż miały zrobić władze porzuconego kraju? – hamletyzował Ławrow – natychmiast odpowiadając – Zwróciły się do prywatnej firmy wojskowej z Rosji.
Minister przypomniał, że w 2019 r. Moskwa i Bamako podpisały umowę o pomocy wojskowej, która zobowiązuje Rosję do poprawy zdolności obronnych Mali, dostarczania uzbrojenia, sprzętu wojskowego oraz szkolenia armii.
Natomiast premier Mali Shogel Kokalla Maiga, przemawiając na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, powiedział, że jego kraj potrzebuje nowej strategii bezpieczeństwa w obliczu szalejącego terroryzmu i kryminalnej przemocy.
Polityk nie krył rozczarowania Europą – Mali znajduje się w punkcie zwrotnym. Terroryści dokonują masakr. Giną niewinni cywile, a kobiety i dzieci są palone żywcem.
Maiga oskarżył Paryż o pozostawienie jego kraju własnemu losowi, o czym ma świadczyć jednostronnie wycofanie francuskiego kontyngentu. Jak dodał – W takich okolicznościach rząd ma prawo szukać innych partnerów.
Nie jest to prawda. Paryż od dawna aktywnie uczestniczy w zapewnianiu regionalnego bezpieczeństwa. Według francuskiej minister obrony 5,1 tys. żołnierzy stacjonuje w pięciu krajach Sahelu: Czadzie, Mali, Nigrze, Mauretanii i Burkina Faso.
Ustabilizowanie regionu jest bowiem kluczem bezpieczeństwa UE, a szczególnie jej śródziemnomorskiego wymiaru. Zapobiega niekontrolowanej imigracji i przemytowi narkotyków. Przede wszystkim jest filarem walki z islamistycznym fundamentalizmem.
Tymczasem zamachy stanu, walki graniczne i plemienne, a przede wszystkim katastrofalna sytuacja gospodarcza, przekształciły Sahel w siedlisko miejscowych klonów ISIS i Al-Kaidy.
Dlatego w czerwcu prezydent Emmanuel Macron ogłosił zakończenie operacji Barkhan, w ramach której na Sahelu walczyły oddziały francuskie. Paryż wynegocjował stopniowe przenoszenie odpowiedzialności na nową misję wielostronną.
Macron zapowiedział utworzenie międzynarodowego zespołu bojowego Task Force Takuba, w którym Francja, wspierana przez Niemcy i innych partnerów unijnych, zajmie się koordynacją operacji antyterrorystycznych armii Mali i pozostałych państw Sahelu.
Z tego powodu Francja wyraziła zaniepokojenie obecnością kremlowskich najemników. W czasie rozmowy z Ławrowem Jean-Yves Le Drian ostrzegł przed poważnymi konsekwencjami zaangażowania grupy Wagnera w rozwiązywanie problemów tego regionu Afryki.
Według ujawnionych dokumentów i szacunków medialnych, Moskwa jest militarnie obecna w 13 krajach afrykańskich. Porozumienia o współpracy wojskowej podpisała z kolejnymi 7 krajami.
W ten sposób Kreml buduje relacje z obecnymi, najczęściej niedemokratycznymi władzami. Zawierając umowy wojskowe, indoktrynuje nowe pokolenie przywódców oraz rzecz jasna agentów w duchu antyzachodnim. W odróżnieniu od UE, Putin nie pyta o demokrację i nie krytykuje łamania praw człowieka.
Za to, jak na przykład w porozumieniu z Mali, Rosja dostaje bazy wojskowe i górnicze koncesje. Przedmiotem handlu jest więc ochrona junt i autorytarnych reżimów władzy, w zamian za złoto, diamenty i ropę naftową.
Kreml powierzył misję odbudowy rosyjskich wpływów na kontynencie petersburskiemu miliarderowi Jewgienijowi Prigożynowi, który finansuje Prywatną Kompanię Wojskową Wagnera.
Putin może się oficjalnie odciąć od biznesowego przedsięwzięcia. W odróżnieniu od Francji, nie musi wykorzystywać regularnych sił zbrojnych do budowy i ochrony strefy wpływów. Dokonuje więc hybrydowej ekspansji, unikając zarazem ewentualnej konfrontacji z armiami państw UE.
W szerszym kontekście, celami Rosji nie są jedynie surowce lub bazy wojskowe, tylko wyrzucenie z Afryki USA i byłych mocarstw kolonialnych – Wielkiej Brytanii oraz Francji. Kolejną przyczyną zaangażowania jest zapobieżenie demokratyzacji, która grozi Afryce powrotem na zachodnią orbitę.
Grupa Wagnera nadaje się do takiej gry idealnie. Kreml wysyła najemników do wszystkich gorących punktów wojny hybrydowej wymagających działań militarnych. Wagnerowcy są obecni wszędzie tam, gdzie miejscowe władze tracą kontrolę nad sytuacją, a jedyną metodą jej odzyskania są pacyfikacje opozycji politycznej oraz cywilów. Ciąg przyczynowo-skutkowy wskazuje, że Al-Kaida i ISIS są tylko produktami ubocznymi rządów opartych na przemocy i terrorze.
To symptomatyczne, że na początku XXI w. Putin wykazywał niewielkie zainteresowanie Afryką. Dopiero z chwilą hybrydowej agresji przeciwko Ukrainie i światowej demokracji, Moskwa rozpoczęła poszukiwania nowych sojuszników geopolitycznych i biznesowych. Jedyną ofertą eksportową Kremla jest uzbrojenie i pomoc wojskowa.
Dziennik The Guardian ujawnił mapę rosyjskiej ekspansji w Afryce. Kryteriami opłacalności są oczywiście wpływy, których poziom gwarantuje sukces rywalizacji z Francją, Wielką Brytanią i USA. Czynnikiem decydującym jest fizyczna obecność najemników, wspieranych przez specjalistów technicznych oraz instruktorów sił specjalnych i wywiadu GRU.
I tak, zgodnie z danymi brytyjskiej gazety, do najbliższych sojuszników Moskwy zaliczają się Republika Środkowej Afryki, Sudan i Madagaskar oraz Libia i Zimbabwe. Szczebel niżej plasują się RPA, Sudan Południowy, Demokratyczna Republika Kongo, Czad i Zambia.
Wśród perspektywicznych partnerów dokumenty wymieniają Ugandę, Gwineę Równikową, Etiopię oraz Mali.
Szczególną pozycję zajmuje Egipt zaliczany wraz z Syrią do kategorii – państw tradycyjnie udzielających wsparcia Moskwie.
Oczywiście sytuacja jest płynna. Sukcesy przeplatają się z niepowodzeniami, czego przykładem jest wypowiedzenie umowy o udostępnieniu bazy marynarki wojennej przez Sudan. Jednak Kreml nie rezygnuje, na co wskazuje próba instalacji najemników Wagnera w Mali.
Chodzi bowiem o stworzenie rosyjskiej strefy buforowej w Afryce. Jeśli dyplomacja wojskowa jest instrumentem, to założeniem strategii jest antydemokratyczna i antyliberalna wspólnota ideologiczna.
Plan nosi nazwę Odrodzenia Świadomości Panafrykańskiej – został opracowany przez kremlowski think tank RISI (Rosyjski Instytut Badań Strategicznych). Dlatego jest uderzająco podobny do założeń Rosyjskiego Świata, mającego za zadanie jednoczenie prawosławnych Słowian, od Ukrainy i Białorusi, po Bałkany.
W rzeczywistości jest to projekt reinkarnacji rosyjskiej hegemonii. Plan Odrodzenia Świadomości Panafrykańskiej to wersja eksportowa dostosowana do lokalnej specyfiki.
Jednak mottem obu strategii jest sprzeciw wobec globalizacji, a więc zakłada silny pierwiastek konfrontacji z Zachodem. To zarazem globalny cel Rosji, w którym Czarny Kontynent, podobnie jak Ameryka Południowa, są użytecznymi narzędziami konfliktu cywilizacji.
O tym, jak poważnie Moskwa podchodzi do problemu, świadczy wykonawczy projekt Świat Afryki. Służy budowie nowej tożsamości afrykańskiej metodami wywiadowczymi. Rosyjskie służby specjalne tworzą bazy danych pożytecznych idiotów afrykańskiego pochodzenia mieszkających w UE i USA. Mają zostać wykorzystani do wyłonienia jednostek przywódczych i agentów wpływu, czyli budowy afrykańskiej siatki prorosyjskiego lobby.
Już dziś kremlowska propaganda dokonuje mentalnościowej inwazji na umysły mieszkańców Afryki, sącząc kłamstwa na temat zachodniej pomocy rozwojowej, nazywanej neokolonializmem. Przykład Mali wskazuje, że pajęczyna rosyjskich wpływów politycznych, medialnych i agenturalnych oplata już całą Afrykę.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.