W wyreżyserowanym spektaklu wyborczym bezapelacyjne zwycięstwo odniosła partia władzy - Jedna Rosja. Zgodnie z kremlowskim scenariuszem w parodii głosowania nie wzięła udziału opozycja. Czyżby? Jeśli bliżej przyjrzeć się wynikom i zestawić rezultat z politycznymi realiami, głównym wygranym jest społeczeństwo obywatelskie.
W autorytarnym systemie władzy, w którym znaczenie mają prezydenckie dekrety oraz kuluarowe decyzje Kremla, wybory do Dumy wydają się nie mieć żadnego znaczenia.
No może propagandowe, dowodząc międzynarodowej opinii publicznej, że w Rosji obowiązuje konstytucja, a więc demokracja. Przyjmując za dobrą monetę deklaracje Kremla o istnieniu państwa prawa, wszystko odbyło bez zarzutu.
Centralna Komisja Wyborcza (CIK) ogłosiła, że w wyborach zwyciężyła proputinowska - Jedna Rosja - uzyskując prawie 50 proc. głosów poparcia. Ponadto próg wyborczy pokonali komuniści (KPFR - 20 proc.); Socjaliści (Sprawiedliwa Rosja – 7,4 proc.) oraz populiści Władimira Żyrinowskiego (LDPR – 7,5 proc.)
Do Dumy weszło także przebojem ugrupowanie - Nowi Ludzie (5,3 proc.) To partia określająca się, jako antyliberalna w sferze praw człowieka, ale popierająca wolny rynek. Najprawdopodobniej jest wspólnym dzieckiem kremlowskich strategów politycznych i FSB, a jej zadaniem było skanalizowanie ogromnego niezadowolenia mieszkańców Syberii i Dalekiego Wschodu.
Tym niemniej Putin mógł ogłosić światu, że rosyjska demokracja ma się zatem dobrze i rozwija się, bo na politycznej arenie znalazły miejsce nowe siły, cieszące się społecznym poparciem.
Przewodnicząca CIK Ełła Pamfiłowa (swoją drogą ciekawa postać, która przeszła ewolucję od obrończyni praw obywatelskich do pożytecznej idiotki Kremla) ujawniła również, że Rosjanie zgłosili 3,6 tys. faktów naruszenia ordynacji wyborczej. Jednak zdecydowana większość przypadków była nieuzasadniona.
Pamfiłowa poinformowała nawet o - bezprecedensowym ataku informacyjnym i cybernetycznym na wybory. A więc, głosowanie przebiegło zgodnie ze światowymi realiami i trendami politycznej mody. Przecież już gensek Chruszczow obiecał – Dogonimy i przegonimy Amerykę. Dlaczegóż więc Rosja ma być w tej mierze gorsza od zachodnich demokracji?
Obłęd czy najdalej, jak można posunięty cynizm, zważywszy, że za atakiem na wybory w USA i UE stoją kremlowscy hakerzy?
Tak czy inaczej, socjologia lub politologia dysponująca zachodnim instrumentarium i kryteriami oceny, może stwierdzić, że z formalnego punktu widzenia, a więc rosyjskiej ustawy zasadniej, wybory miały poprawny przebieg. Partia władzy - Jedna Rosja - zdobyła konstytucyjną większość w Dumie, do której przeszły także partie opozycyjne wobec Kremla.
Koniec i kropka. Jednak przyglądając się wyborom z uwzględnieniem mocno specyficznej praktyki politycznej Rosji, przebieg głosowania i jego rezultaty odbiegają krańcowo od treści zawartych w komunikacie CIK.
Porównując obecną sytuację przedwyborczą do tej z 2016 r. kremlowską strategię zdeterminowało kilka czynników.
Po pierwsze narastający kryzys ekonomiczny. Spadek cen surowców energetycznych, skutki zachodnich sankcji oraz długotrwała stagnacja, wywarły negatywny skutek na zasobność portfeli Rosjan. Dochody i standard życia ulegają stałemu obniżeniu. Swoje robi także wysoka inflacja dlatego obywatele zubożeli średnio o 15-20 proc.
Po drugie, do społecznego rozczarowania podniesieniem wieku emerytalnego płynnie dołączyło niezadowolenie ze stanu opieki społecznej i zdrowotnej, których opłakany stan ujawniła epidemia covid-19. Rosjanie powszechnie krytykują metody i skuteczność walki z koronawirusem.
Po trzecie Białoruś. Narodowy bunt przeciwko dyktaturze tłumiony ostrymi represjami wystraszył Kreml na śmierć. Wizja milionów Rosjan protestujących przeciwko kleptokratycznej władzy, powszechnej korupcji, a przede wszystkim rozwarstwieniu czyli podziałowi na uprzywilejowane elity i resztę, to w oczach Putina groźba rewolucji.
Jej przedsmak zafundował elitom Aleksiej Nawalny, który w 2019 r. wyprowadził na ulice 100 rosyjskich miast dziesiątki tysięcy niezadowolonych. Co więcej, przeważali wśród nich młodzi ludzie, którym opresyjna władza policyjna zablokowała windy kariery, a nawet podstawowe wolności w sferze prywatnej.
Stąd uderzenie w tzw. pozasystemową opozycję. Manipulacjami i represjami (vide uwięzienie Aleksieja Nawalnego) autorytarny reżim wykluczył z wyborów nie tylko antyputinowskich, ale po prostu niezależnych kandydatów. Kryterium jest przecież lojalność wobec reżimu.
Całość wylała się ostro spadającym poparciem dla - Jednej Rosji. W 2016 r. na fali patriotycznej euforii po aneksji Krymu, partia władzy zajęła ¾ miejsc w Dumie. Deklarowane poparcie sięgało zatem 50 proc. We wrześniu 2021 r. stopniało do 20 proc. jeśli nie niżej.
Nie pomogło osobiste zaangażowanie Putina w kampanię, podobnie jak wpisanie na listę wyborczą partii tak popularnej postaci, jak minister obrony Siergiej Szojgu. Wzrost notowań można było policzyć na palcach jednej ręki.
Jakim cudem ugrupowanie w miesiąc podwoiło rezultat? To proste, jeśli Rosjan nie porwały, tzw. lokomotywy wyborcze, musiały pomóc cuda nad urnami. Stąd wszelkiego rodzaju manipulacje.
Głosowanie rozciągnięto na 3 dni, a ponadto Rosjanie mogli wziąć w nim udział internetowo i za pośrednictwem poczty. To doskonałe środowisko dla brutalnych oszustw.
W sumie, jak oszacowała organizacja praw wyborczych obywateli „Gołos”, Kremlowi udało się ukraść 16 mln głosów, zapisanych następnie na konto - Jednej Rosji.
Jednak strategia podbijania udziału biernych politycznie wyborców dokonujących lojalnościowego rytuału oraz zniechęcania prospołecznie zorientowanych Rosjan nie powiodła się. Na tym polega sukces sparaliżowanej pozornie opozycji, a więc klęska Putina.
Pomimo zapewnienia komfortowych wręcz warunków - Jedna Rosja - nie powtórzyła rezultatu 2016 r. tracąc 30 mandatów. Miejsca w Dumie przejęli głównie kandydaci KPFR. Jest to osobista zasługa uwięzionego Aleksieja Nawalnego i sztabu, który albo dzieli jego los w koloniach karnych, albo przebywa na emigracji.
Koncepcja antyreżimowego ruchu oporu nosi nazwę – Inteligentnego Głosowania. Została opracowana w ubiegłym roku i polega na wybieraniu kandydatów najmniej lojalnych, a więc związanych z Kremlem, w ramach ocenzurowanych przez władzę list.
Siłą rzeczy opozycja oddała głosy na komunistów, którzy znacząco zwiększyli swój mandat parlamentarny. W ten sposób społeczeństwo obywatelskie znalazło wyjście z beznadziejnej wydawałoby się sytuacji i pokazało siłę.
Gdyby nie skradzione miliony głosów, bilans - Jednej Rosji - ograniczyłby się 20 proc. poparcia, a dopisanymi cyframi podzieliłaby się KPFR i Sprawiedliwa Rosja.
To jednak nie wszystko, bowiem konsekwencje takiego stanu rzeczy można porównać do kropli, która powoli ale ciągle drąży pozornie monolityczny system polityczny z Putinem na czele.
Obiegowemu poglądowi o tym, że wybory do Dumy nie mają znaczenia przeczą opinie rosyjskich politologów. Na przykład Tatiana Stanowaja z Moskiewskiego Centrum Carnegie rozpatruje głosowanie parlamentarne przez pryzmat Putina.
Prezydent obiecał publicznie, że zwiększy poparcie dla - Jednej Rosji - do poziomu własnej popularności, która wynosi obecnie ok. 64 proc.
Tymczasem ugrupowanie władzy nie osiągnęło nawet 50 proc. głosów. To zły prognostyk wiele mówiący o topniejącym zaufaniu Rosjan do prezydenta, na którym opiera się stabilność piramidy władzy.
Klęska? Może nie już dziś ale w perspektywie wyborów prezydenckich 2024 r. z pewnością. Jak mówi Stanowaja – Lojalna Duma to ważny czynnik legitymizujący prawo kremlowskich elit do sprawowania władzy.
Jeśli Putin zdecydowałby się wystawić kontrolowanego następcę, który osiągnie w 2024 r. wynik podobny do - Jednej Rosji - rezultatem będzie natychmiastowy chaos i załamanie reżimu. Ktokolwiek z takimi notowaniami spróbuje okiełznać sprzeczne interesy grup kapitałowych, struktur siłowych, armii i biurokracji poniesie klęskę, rozsadzającą otoczenie Putina i stabilny układ elit od środka.
Drugą kwestią jest zachowanie, tzw. kieszonkowej opozycji Kremla, czyli koncesjonowanych partii, takich jak KPFR, Sprawiedliwa Rosja czy LDPR. Dziś na mocy nieformalnego porozumienia z prezydentem legalne partie funkcjonują za cenę nienaruszenia stabilności politycznej. Innymi słowy, działają w ramach elitarnego konsensusu.
Tymczasem zdaniem kolejnej politolog Jekateriny Szulman – w KPFR dochodzi do rozłamu spowodowanego pokoleniową zmianą. Ze względu na wiek były to ostanie wybory Giennadija Ziuganowa dlatego komunistów czeka zmiana przywództwa.
Tymczasem pretendenci zachowując nośną nazwę partii kojarzonej z ZSRS, od dawna głoszą hasła typowe dla europejskich socjalistów. Zbliżenie z antysystemowymi demokratami i liberałami staje się faktem, zwiastując nieformalne porozumienie. Tak więc nielegalna i represjonowana opozycja zyskuje nieoczekiwanie platformę działania i trybunę parlamentarną.
Z niebezpieczeństwa zdaje sobie sprawę Kreml. Usamodzielnienie czyli wyjście spod kontroli fasadowych ugrupowań, natychmiast zostanie wykorzystane w grze poszczególnych grup władzy o wpływ na Putina lub jego następcę.
Według Szulman, najważniejszym problemem jest kierunek dalszej ewolucji KPFR i jej wykorzystanie. Jedno jest pewne, z 20 proc. poparcia wyraźnie przekroczyła wyznaczone przez Kreml ramy funkcjonowania na scenie politycznej.
Jeśli tegoroczne wybory były zwycięstwem reżimu, to krótkotrwałym i niosącym za sobą więcej problemów niż korzyści. Przy tym jedyną odpowiedzią Putina może być tylko ciągłe dokręcanie śruby, które tylko wzmocni opór Rosjan, aktywizując niezadowolenie, aż do formy ulicznego kryterium.
Potiomkinowskie w założeniu wybory parlamentarne mogą się więc zakończyć w sposób mocno niezgodny z kremlowskim założeniem, a sukces Putina już można nazwać pyrrusowym.
Społeczeństwo obywatelskie, a zatem opozycja polityczna przetrwały w skrajnie niekorzystnym środowisku i na pierwszą możliwość działania ujawnią siłę, która zaskoczy Europę, na podobieństwo niespodziewanego rozpadu ZSRS.
Jest też łyżka dziegciu. Mowa o postawie zachodnich mediów społecznościowych, a raczej korporacji IT. Na jedno skinienie Kremla, Facebook, Twitter i YouTube zablokowały apele Aleksieja Nawalnego i opozycyjne instrukcje głosowania.
Platformy informacyjne mienią się sumieniem demokracji, aspirując do miana obrońców wolności. Tymczasem interesy finansowe sprawiają, że niczym nie różnią się od dyktatorskich czy wręcz totalitarnych reżimów, w rodzaju rosyjskiego, chińskiego, czy północnokoreańskiego. Obłuda czy skrajny cynizm?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.