Inflacja konsumencka w Chinach wyniosła w czerwcu 0 proc., licząc rok do roku, po tym, jak w maju wyhamowała do 0,2 proc. Średnio prognozowano, że pozostanie ona na poziomie 0,2 proc. Nie była ona tak niska od lutego 2021 r., czyli od krótkiego okresu deflacji. Tymczasem ceny produkcji spadły w czerwcu o 5,4 proc. i był to już dziewiąty z rzędu miesiąc ich spadku. Zmniejszyły się najbardziej od grudnia 2015 r. Najnowsze dane o inflacji są już kolejnym sygnałem wskazującym, że popandemiczne ożywienie w Chinach traci tempo.
Pomijając krótkotrwałą deflację z początku 2021 r., Chiny nie doświadczały dłuższego okresu spadku cen konsumenckich od kryzysu z 2009 r. Wówczas rząd ChRL uruchomił pakiet stymulacyjny o wartości ponad 550 mld USD. Czy tym razem również sięgnie on po podobną stymulację?
Ekonomiści wskazują, że obecnie pole manewru dla rządu chińskiego jest ograniczone. Kryzys na rynku nieruchomości oraz duże zadłużenie samorządów ograniczają bowiem skuteczność ewentualnego pakietu wydatków na infrastrukturę. W ostatnich miesiącach zarówno Ludowy Bank Chin, jak i rząd wdrażały więc stosunkowo niewielkie działania stymulacyjne. Na przykład chiński bank centralny ściął w czerwcu swoją główną stopę procentową o jedynie 10 pb. – do 3,55 proc. Rząd ChRL wyznaczył natomiast dosyć mało ambitny cel wzrostu gospodarczego na ten rok, wynoszący „około 5 proc.”, po wzroście sięgającym 3 proc. w 2022 r.
Deflacja może zacząć się rozlewać po świecie głównie poprzez kanały surowcowe i handlowe. Mniejszy chiński popyt już od wielu miesięcy przekłada się na niższe ceny surowców. Mniejszy popyt zagraniczny będzie natomiast prowadził do tego, że chińscy eksporterzy będą ciąć ceny. Wiele produktów więc stanieje. Zwłaszcza jeśli również osłabnie juan. Chiny są „fabryką świata”, więc całkiem logiczne jest to, że będą produkować deflację.