Grupa Wagnera werbuje w Serbii i na całym świecie

Macki Grupy Wagnera oplatają pół świata

Spięcie w relacjach Kremla z Belgradem to ledwie wierzchołek góry lodowej. Grupa Wagnera szuka – teraz do walki w Ukrainie, ale w dalszej perspektywie może i do stałych zleceń – rekrutów we wszystkich państwach, gdzie bieda i wojna zmusiły mężczyzn do walki.

Mariusz Janik
Najemnicy z Grupy Wagnera osłaniający konwój prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej. Foto: Clément Di Roma/VOA, Public domain, via Wikimedia Commons

Dlaczego wy tam, z Grupy Wagnera, wydzwaniacie do kogokolwiek w Serbii, skoro wiecie, że to wbrew naszym zasadom? – rzucił gniewnie na antenie serbskiej telewizji państwowej prezydent Serbii, Aleksandar Vučić. I rzeczywiście, coś jest na rzeczy, gdyż serbskie sądy w ostatnich latach wydały wyroki skazujące w kilkudziesięciu sprawach, w których w grę wchodziła "walka na zagranicznych frontach".

Telewizyjna reprymenda jest o tyle zaskakująca, że dotychczas Belgrad nie ukrywał specjalnie swoich prorosyjskich sympatii. Serbia zaopatruje się w surowce energetyczne u swojego wielkiego sojusznika, sprzedała mu większościowy udział w rodzimym koncernie naftowym, niechętnie i pod sporą presją włącza się do egzekwowania niektórych sankcji nałożonych na Rosję po ataku na Ukrainę, tradycyjnie postrzega też Moskwę jako jedyne mocarstwo, jakie starało się chronić serbskie interesy podczas wojen towarzyszących rozpadowi Jugosławii. Co bardziej zjadliwi krytycy podsumowywali, że władze w Belgradzie chętnie dokonałyby akcesji do UE – ale nie kosztem swoich relacji z Kremlem.

Teraz powiało jednak chłodem. Vučić przyznaje, że Belgrad zachowuje "neutralność" wobec rosyjsko-ukraińskiej wojny, ale też "nie rozmawiał z Putinem od wielu miesięcy". Ba, jego stanowisko jest dalekie od ambicji Rosjan. – Dla nas Krym to Ukraina, Donbas to Ukraina. I tak zostanie – powiedział otwarcie.

Poszerzone pole rekrutacji

Ale trudno też oprzeć się wrażeniu, że wystąpienie Vučicia było adresowane do Brukseli – i tylko do Brukseli. W Serbii niezmiennie toczy się walka o rząd dusz, o czym prezydent – przez lata związany z prorosyjską prawicą – doskonale wie. Za muralami odtwarzającymi emblemat Grupy Wagnera, jakie pojawiły się w Belgradzie tydzień wcześniej, stoi Narodna Patrola (Ludowy Patrol) – działająca od dwóch lat z okładem bojówka, która wcześniej koncentrowała się na atakowaniu imigrantów, którzy przez serbskie granice próbowali wędrować w głąb Europy oraz protestowaniu przeciw szczepieniom covidowym.

Ludowy Patrol jako jedna z wielu – i wcale wśród nich nie najważniejsza – ultraprawicowych bojówek w Serbii ma prawdopodobnie luźne powiązania z Rosją. Obok otwarcie neonazistowskich organizacji, jak serbski oddział organizacji Krew i Honor, działają tam inne: Żyję dla Serbii, Lewiatan, Sojusz Narodowy, Serbski Narodowy Front, Obraz, SNP 1389 (od daty bitwy na Kosowym Polu), Serbska Akcja, Serbski Honor. Większość z nich działa na ponadgraniczną skalę, w przypadku Serbskiego Honoru jest pewne, że członkowie grupy szkolili się w Rosji.

Całe to środowisko pozostaje też w niejasnym związku ze światkiem państwowych służb bezpieczeństwa, które wydają się z jednej strony kontrolować i do pewnego stopnia mitygować zapędy bojówkarzy, a z drugiej strony – używać ich do własnych celów. Być może dlatego jedna z serbskich organizacji praw człowieka, wnosząc do sądu dotyczący rekrutacji pozew przeciwko rosyjskiemu ambasadorowi w Belgradzie, dołączyła do oskarżonych Aleksandara Vulina, szefa BIA – Agencji Bezpieczeństwa i Informacji, serbskiego odpowiednika Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Można z powodzeniem przyjąć, że dopóki "przyjaciele Moskwy" w Belgradzie byli dyskretniejsi, mogli działać bez większych przeszkód. Serbia jest dla Grupy Wagnera jednym z najważniejszych obszarów rekrutacji: miejscowi żołnierze są stosunkowo zdyscyplinowani, ci najstarsi mają za sobą często doświadczenie wojenne – z Bośni i Hercegowiny czy Kosowa. Ważne są prorosyjskie sympatie i niechęć do Zachodu, polityczna czy kulturowa. Bez Serbów Grupa Wagnera będzie skazana na rekrutację w więzieniach i w dalekich, przeoranych wojnami, krajach Trzeciego Świata.

Wagnerowska międzynarodówka

Nie jest bowiem tajemnicą, że rekruterzy tej paramilitarnej firmy przemierzają więzienia – nie tylko w Rosji, ale też w zajętej przez Rosjan części Ukrainy oraz w dawnych republikach ZSRR: Białorusi, Kirgistanie, Tadżykistanie, Turkmenistanie czy Uzbekistanie. Wynika to choćby z drobnego, choć znaczącego incydentu – grudniowej ucieczki grupki rekrutów z obozu szkoleniowego, ulokowanego w Ługańskiej Republice Ludowej, jednej z quasi-niepodległych republik przyłączonych do Rosji w ramach niedawnego referendum. Wśród uciekinierów (według listu gończego opublikowanego w Rostowie nad Donem: "uzbrojonych i niebezpiecznych") był Rosjanin, Białorusin, Kirgiz i trzech Uzbeków.

– Mamy informacje, że białoruski system więziennictwa otworzył drzwi dla Prigożyna (biznesmena, który stworzył Grupę Wagnera) i jego kolegów, by w tym roku rekrutować więźniów. Dokument jest datowany na 28 września, kiedy ministerstwo sprawiedliwości Białorusi przekazało departamentowi więziennictwa polecenie otwarcia drzwi dla grupy Rosjan, którzy chcieli wejść do więzień wraz z Prigożynem – opowiadał "Newsweekowi" Władimir Osieczkin, szef portalu Gulagu.net.

Co nie znaczy, że rosyjscy najemnicy unikają Afryki czy Azji. Na Czarnym Lądzie polowanie na rekruta odbywa się przede wszystkim w tych krajach, w których Grupa Wagnera oferowała wcześniej swoje usługi: w listopadzie portal "The Daily Beast" informował, że rosyjscy wysłannicy wyciągają z więzień w Republice Środkowej Afryki najtwardszych rebeliantów, kusząc ich ofertą walki w Donbasie. Pozyskiwanie "Czarnych Rosjan" zaczęło się w październiku i dotyczy co najmniej kilkudziesięciu osób, według informacji rozmówców portalu.

W ostatnich dniach wagnerowcy przyznali też, że w walce w Ukrainie zginął też Zambijczyk, prawdopodobnie również zrekrutowany w ojczystym więzieniu. Niewykluczone, że w szeregach Grupy mogą pojawiać się też Sudańczycy lub Libijczycy – wagnerowcy "świadczyli usługi" w obu tych krajach.

Niemal pewny jest udział w walkach Syryjczyków: Kreml mógł skaptować niemal dwa tysiące dawnych rebeliantów i żołnierzy rządowych z tego zniszczonego bliskowschodniego kraju. Od kilku tygodni może być też prowadzony nabór w Iranie – adresowany jednak nie tyle do Irańczyków, ile oficerów afgańskiej armii, którzy uciekli przed talibami do zachodniego sąsiada i tam biedują. Zgodnie z informacjami pojawiającymi się w regionalnych mediach oferta dla wyszkolonych niegdyś przez USA mundurowych obejmuje 1500 dolarów comiesięcznego żołdu i poniesienie kosztów utrzymania rodziny.

W sumie, według szacunków Białego Domu, całość sił Grupy Wagnera w Ukrainie może obejmować około 50 tysięcy uzbrojonych ludzi: około 10 tysięcy "zawodowych" wojskowych na kontraktach oraz czterokrotnie więcej "pseudo-ochotników", byłych więźniów lub osób psychicznie chorych, którzy na front poszli, żeby odzyskać wolność, sowicie zarobić, a być może też bezkarnie dać upust takim czy innym instynktom. Niewątpliwie byłoby niemałym sukcesem, gdyby udało się odciąć Grupę przynajmniej od Serbów.


Przeczytaj też:

Francusko – rosyjska awantura o Mali

Paryż grozi wycofaniem pomocy wojskowej, jeśli malijskie władze skorzystają z usług rosyjskich najemników. Dlaczego Moskwa angażuje się militarnie w Afryce, ryzykując nowy konflikt z Francją, UE i Waszyngtonem?

Kremlowska armia złodziei sedesów

Jeśli Moskwa poniesie klęskę w bitwie o Donbas, Putin może sobie napluć w twarz. Rosyjskie siły zbrojne są odzwierciedleniem kondycji społeczeństwa, które zdeprawował.

O czym świadczy rosyjska ucieczka z Chersonia?

Zapowiedź odwrotu rosyjskiej armii z Chersonia wywołała niemałe zamieszanie wśród ekspertów. Część z nich wskazuje na strategiczną klęskę Moskwy. Oponenci podkreślają, że do ostatecznego zwycięstwa Ukrainy jeszcze daleko i Chersoń może odegrać w jego osiągnięciu negatywną rolę. Wydaje się, że jed...

Po Marderach Leopardy?

Obietnice dostaw ciężkiego uzbrojenia świadczą o zmianie podejścia Zachodu do rosyjskiej agresji na Ukrainę. Niestety refleksja jest zbyt powolna, a więc krwawa, kosztowna i niewystarczająca. A przecież tylko zwiększenie potencjału ofensywnego Ukrainy może zakończyć wojnę.

Oberwało nogi? Przyspawamy nowe!

Werbunek kryminalistów na wojnę z Ukrainą stawia Kreml w trudnej sytuacji. Jeśli zgodnie z obietnicami zostaną amnestiowani i powrócą do domów, Rosję czeka eksplozja bandytyzmu. Jeśli oligarcha Prigożyn nie dotrzyma słowa, bandyci mogą wzniecić bunt na linii frontu.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę