Jeśli Moskwa poniesie klęskę w bitwie o Donbas, Putin może sobie napluć w twarz. Rosyjskie siły zbrojne są odzwierciedleniem kondycji społeczeństwa, które zdeprawował.
Być może Rosjanie popierają awanturę Putina, ale nie zamierzają ginąć na przegranej wojnie. Głośne krzyki ura! – wznoszone w sondażach i na „wiecach poparcia”, to co innego niż gotowość do krwawej walki. Obywatele faszystowskiego imperium edukowani knutem i biedą nabyli fenomenalnej zdolności mimikry.
Kto jak kto, ale Putin zdaje sobie sprawę z fikcji. Wystarczy spojrzeć, kto bije się w Donbasie. Od początku napaści na wschodnią Ukrainę mięsem armatnim są mieszkańcy „separatystycznych republik” Doniecka i Ługańska. Zgrupowani w dwa tzw. korpusy armijne wykrwawiają się od ponad 50 dni. Wraz z nimi idą Czeczeni – kadyrowcy, wspierani przez inne grupy etniczne Kaukazu oraz wagnerowców, czyli najemników z prywatnej armii opłacanej przez kremlowskich oligarchów.
To wykolejone psychicznie ludzkie śmieci. Pozbawione człowieczeństwa odpady, najczęściej z przeszłością kryminalną, zanęcone możliwością bezkarnego rabunku, gwałtu i mordowania. Nie zasługują nawet na określenie mięso armatnie. To materiał pokroju jednostek SS Oskara Dirlewangera w 1944 r. pacyfikujących Warszawę.
Byli relatywnie skuteczni w Gruzji, Syrii, a nawet na Krymie i w Donbasie w 2014 r. Dziś tysiące trupów rosyjskich esesmanów XXI w. ścieli ukraińską ziemię od Kijowa do Morza Czarnego. Otrzymali zadanie siania terroru oraz zmęczenie obrońców. Tymczasem w starciu z nowoczesną i zmotywowaną armią okazali się bezradni. Dopiero za nimi idzie kadrowa rosyjska armia. Lecz cóż to za kadry, które tak nie popisały się atakując z terytorium wasalnej Białorusi?
Putin, jak na rasistę przystało, nie walczy Rosjanami, tylko mniejszościami etnicznymi. Wśród trupów i jeńców przeważają Buriaci, Tuwińcy oraz inne grupy etniczne Syberii i Dalekiego Wschodu oraz, rzecz jasna, Kaukazu.
Jakaż musi panować tam bieda, skoro ze zdobytych książeczek żołdu wynika, że wstąpili do armii za równowartość 410 złotych miesięcznie (źródło: TVN24). Skoro taka suma wydaje się atrakcyjna, a mordowanie cywilów to wierzchołek socjalnego awansu, do jakiego zbydlęcenie Putin doprowadził rdzennych mieszkańców peryferiów?
Führer narodu rosyjskiego doskonale wie, że do armii nie wstąpi dobrowolnie żaden mieszkaniec Moskwy czy Petersburga, a generalnie europejskiej części Rosji, który ma przed sobą jakiekolwiek perspektywy kariery. Siły zbrojne rekrutują materiał ludzki w oparciu o negatywne kryteria doboru. Kontrakty podpisują ludzie zdeprawowani, wykolejeni psychicznie lub pozbawieni wszelkich życiowych szans.
Dlatego wspólnym mianownikiem rosyjskiej armii jest niski iloraz inteligencji, spotęgowany powszechnym deficytem edukacyjnym. Corocznie z Rosji emigruje 70 tys. młodych Rosjan z wyższym wykształceniem lub posiadających kwalifikacje w poszukiwanych na rynku specjalnościach. Najbardziej kreatywny materiał ludzki, jakim dysponuje Putin, woli ucieczkę niż kontrakt lub zawodową służbę w armii.
W efekcie pod szumną nazwą batalionowych grup taktycznych kryje się masa ludzka o kwalifikacjach etycznych, poziomie intelektualnym i motywacji odbiegającej niedaleko od wagnerowców, kadyrowców oraz innych morderców.
Jak ludzie bez żadnego wykształcenia, z horyzontem myślenia zakreślonym granicami wioski w Tajdze lub w górach Kaukazu, mają skutecznie walczyć, a przede wszystkim obsługiwać nowoczesną broń? Przeraża ich wszystko, od ukraińskiego dobrobytu, przez niezrozumiałe zjawiska, takie jak drony, po bestialski stosunek własnych przełożonych, którzy widzą w nich rzeźne bydło.
Jeśli dodać do tego fatalny poziom dowodzenia, zgodnie z którym oficerów wszystkich szczebli interesują łapówki, a nie wyszkolenie wojska, otrzymamy to, co Kreml nazywa drugą armią świata.
W toaście wygłoszonym w czerwcu 1945 r. z okazji zwycięstwa nad III Rzeszą Stalin powiedział, że zawdzięcza sukces nie marszałkom, tylko wintikom (śrubkom), czyli masie zwykłych ludzi. Bitnym czerwonoarmistom oraz kobietom i dzieciom produkującym broń i amunicję.
Dziś Putin może tylko pomarzyć o patriotycznym zrywie 1941 r., gdy Rosjanie poczuli się zagrożeni eksterminacją przez gorszy, bo obcy totalitaryzm. Jego najemnicy zrekrutowani z ludzkich śmieci nie mogą wygrać żadnej wojny. Podobnie jak oddziały poborowe wychowane w zniewoleniu umysłów. Takie „siły zbrojne” skonfrontowane z armią świadomych obywateli przegrają zawsze i wszędzie.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.