Chiński system polityczny coraz bardziej przypomina zamkniętą twierdzę dowodzoną przez jednego człowieka. Nawet najwięksi apologeci chińskiego sukcesu gospodarczego powoli dostrzegają, że druga gospodarka świata zaczyna się poważnie chwiać.
W tym tygodniu w Pekinie obraduje Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych. Zgodnie z Konstytucją Chińskiej Republiki Ludowej jest to niepodlegający nikomu i niczemu najwyższy organ państwa, odpowiednik parlamentu. W rzeczywistości OZPL podlega kontroli Stałego Komitetu Biura Politycznego ChRL, na którego czele stoi przewodniczący Xi Jinping.
Dwutygodniowe posiedzenie OZPL odbywa się tylko raz w roku i zazwyczaj na wiosnę. Delegaci wskazani przez terenowe oddziały Komunistycznej Partii Chin mają jedno zadanie: zaakceptować w serii głosowań decyzje rządu i Biura Politycznego ChRL.
Sesja OZPL jest jedynie widowiskiem propagandowym ze szczególną rolą jednego aktora – przewodniczącego Xi Jinpinga, który słynie z umiłowania do gargantuicznych widowisk.
Dlaczego zatem w ogóle o tym wydarzeniu warto wspominać? W kraju, którego scena polityczna jest coraz bardziej zamknięta, doroczna sesja OZPL stanowi jedno z niewielu wydarzeń umożliwiających przeprowadzenie obserwatorom zewnętrznym oceny sytuacji politycznej. Teoretycznie, obrady chińskiego parlamentu to jedyny czas, kiedy może dojść do jakichś potencjalnych zmian w składzie kierownictwa państwa. Czasami może ujawnić się jakaś nowa frakcja wewnątrz partii lub rządu. W chińskim systemie to jedyna okoliczność, podczas której mogłoby dojść do jakiejś formy bezkrwawego przewrotu. Oczywiście to jedynie spekulacje czysto hipotetyczne, ponieważ w praktyce szanse na dojście do takiego wydarzenia są bliskie zeru.
Ale to nie oznacza, że władza może spać spokojnie. Chińczycy są narodem uległym wobec władzy, ale tylko wtedy, kiedy ta zapewnia im dostatnie lub przynajmniej stabilne życie. A obecna ekipa Xi Jinpinga zaczyna mieć pierwsze poważne problemy z gospodarką.
W swoim expose do najwyższego zgromadzenia premier Chin Li Qiang ujawnił, że celem jego rządu jest utrzymanie wzrostu PKB na poziomie około 5% w 2024 r. Przedstawił także długoterminowy plan wzmocnienia gospodarki pod hasłem „Nowe Siły Wytwórcze”. Szef chińskiego rządu postuluje przejście od rozdętego sektora nieruchomości, inwestycji finansowanych długiem i podstawowej produkcji do branż o wysokiej produktywności, takich jak zielona energia, sztuczna inteligencja i usługi cyfrowe. Ten program to skutek wstrząsu, jaki przeszedł w ostatnim roku chiński rynek nieruchomości – największy taki sektor na świecie.
Chińskie władze zdają sobie sprawę, że nie podeszły do kryzysu na rynku nieruchomości odpowiednio stanowczo. Teraz próbują naprawić sytuację spójną wizją. Ale kiedy przyjrzymy się bliżej temu programowi, świetlany obraz jedności, spójności i dyscypliny całkowicie się rozsypuje. Większość ekonomistów uważa, że wzrost na poziomie 5% PKB to mrzonka. W najlepszym wypadku można liczyć na 4,6% wzrostu PKB. Wszędzie indziej na świecie to byłyby wielki sukces, ale nie w Chinach, gdzie gospodarka przypomina pociąg rozpędzony do takiej szybkości, że od żaru zaczynają się topić pod nim szyny. Żeby osiągnąć 5% wzrostu PKB, chiński rząd musi podjąć działania stymulacyjne na ogromną skalę.
Eksperci „The Economist” zwracają uwagę, że docelowy poziom deficytu budżetowego w 2024 roku jest realny jedynie na poziomie 3% i zostanie on wzmocniony emisją długoterminowych obligacji i innymi funduszami pozabudżetowymi. A to zbyt mało, żeby pobudzić gospodarkę do 5-procentowego wzrostu. Premier Li zakłada przy tym, że inflacja wyniesie ponad 3%. Ekonomiści zachodni są jednak innego zdania. Chiny czeka kryzys deflacyjny. Ceny konsumpcyjne już spadły o 0,8% w styczniu br.
Chiny zwykły wyznaczać sobie cele i je osiągać. Ale nie tym razem. Aby pobudzić gospodarkę, Państwo Środka musi zadbać o sektor prywatny. A ten niestety pod rządami ekipy Xi Jinpinga jest traktowany z coraz większą pogardą. I chociaż prywatne inwestycje stanowią połowę chińskiej gospodarki, to pod rządami obecnej administracji zmalały o 0,4% w samym tylko 2023 roku. Niestabilne przepisy, konfiskaty, lekceważenie prawa własności, powrót do antykapitalistycznej retoryki – wszystko to powoduje, że prywatni przedsiębiorcy krajowi i zagraniczni boją się inwestować w coraz bardziej chwiejny chiński rynek.
Xi umacnia władzę kosztem wiarygodności swojego kraju i bezpieczeństwa inwestycyjnego. Chiny wcześniej czy później będą musiały zapłacić za tę megalomanię bardzo dużą cenę.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.