Czy chińska gospodarka się wali? Na pozór dane statystyczne wskazują tylko na niewielkie wyhamowanie. Problem jednak w tym, że niewielkie wyhamowanie w państwie, którego populacja zbliża się do półtora miliarda ludzi, oznacza nadciągający kataklizm o trudnych do oszacowania w skali globalnej skutkach.
W połowie sierpnia Narodowe Biuro Statystyczne, chiński odpowiednik GUS-u, opublikowało dane, które wskazują na głęboki kryzys Państwa Środka w obszarze bezrobocia. Tylko w czerwcu stopa bezrobocia w miastach wzrosła z 5,2 proc. do 5,3 proc. Najgorsze jednak, że bezrobocie nierówno rozkłada się w różnych kategoriach wiekowych. Wśród młodych osób w czerwcu osiągnęło rekordowy poziom 21,3 proc. To oznacza, że ludzie, którzy wchodzą na rynek pracy, nie mogą znaleźć zatrudnienia. Jest to najbardziej wymowne narzędzie do oceny wzrostu gospodarczego i poziomu inwestycji. Zresztą po publikacji czerwcowych danych chiński urząd statystyczny zawiesił dalsze informowanie o zmianach w tym obszarze.
Także sytuacja chińskiej waluty narodowej jest coraz gorsza. W wyniku obniżki stóp procentowych juan jest najsłabszy od 14 lat w stosunku do dolara, a rentowność 10-letnich chińskich obligacji ma obecnie wartość taką, do jakiej spadła na początku pandemii COVID-19 w 2020 roku. Inwestorzy negatywnie odczytują sygnały z rynku. Główny chiński indeks giełdowy Hang Seng stracił od początku tego roku ponad 7 proc. W skali proporcji gospodarki chińskiej jest to odpowiednik wszystkich inwestycji w kilku rozwiniętych krajach świata.
Oceniając kondycję gospodarki chińskiej, inwestorzy biorą także pod uwagę sprzedaż detaliczną, która w ciągu ostatnich 12 miesięcy wzrosła w Chinach zaledwie o 2,5 proc. w stosunku do 3,1 proc. przy ostatnim odczycie. Analitycy liczyli na poziom 4,7 proc. Produkcja przemysłowa też nie zanotowała oczekiwanych wzrostów. Spodziewano się wzrostu na poziomie 4,4 proc., tymczasem jest zaledwie 3,7 proc.
Ale to nie przemysł ani notowania miedzi – ważnego komponentu półprzewodników – są kluczowe w tej analizie. Najgorsze wieści dochodzą z rynku nieruchomości. Evergrande, największy chiński deweloper, którego zobowiązania w grudniu 2021 roku sięgnęły 340 mld dolarów, ogłosił bankructwo. Zdążył jednak wybudować 100 milionów nieruchomości, które mogłyby pomieścić około 260 milionów ludzi. Mogłyby, ale nie pomieszczą, ponieważ aż 12 powiązanych z Evergrande chińskich firm z branży nieruchomości nie spłaciło w pierwszej połowie roku obligacji na łączną kwotę około 19,2 mld juanów (prawie 3 mld dolarów). Efekt – rynek zaczął zamierać i nie ma obecnie punktu odbicia. W sierpniu sprzedaż nieruchomości mierzona ilością sprzedanej powierzchni spadła w Chinach o 18 proc. w porównaniu do roku poprzedniego. To wiadomości fatalne dla wszystkich, ponieważ zarówno sektor budownictwa, jak i powiązane z nim sektory przemysłowe stanowią aż 30 proc. chińskiego PKB. Ogromne osiedla mieszkaniowe przypominają „miasta-widma”. Wysokie puste bloki, często w stanie półsurowym, są zostawione tak, jakby wydarzyła się tu katastrofa o apokaliptycznym wymiarze. Najciekawsze jest jednak, że te mieszkania są już w 90 procentach spłacone przez przyszłych właścicieli. Tak działa chiński system sprzedaży mieszkań. Niestety pozostałe 10 procent ma w tym wypadku decydujące znaczenie. „Miasta – widma” są nadal własnością bankruta i z przyczyn prawnych nie mogą być zamieszkane. Chińscy komuniści zdają sobie sprawę, że sprawa musi szybko zostać rozwiązana, ponieważ 260 milionów ludzi z niepokojem czeka na swój dom. Jest to odpowiednik ok. 83 proc. populacji USA.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.