Prezydencka metamorfoza jest druzgocąca. Z bohatera wolnego świata Wołodymyr Zełenski stoczył się w niepewność, depresję, a co gorsza nieracjonalność. Słupki krajowego i międzynarodowego ratingu prezydenta lecą w dół, a to przekłada się na poziom sympatii i pomocy Ukrainie. Czy sytuacja przerosła Zełenskiego, czy ukraińskie elity? A może jednak Zachód?
24 lutego 2022 r. mało znany poza Ukrainą aktor komediowy, a zarazem głowa państwa, przeistoczył się w symbol bohaterskiej walki z rosyjską agresją. Prezydent był fetowany w stolicach wolnego świata, a jego stanowcze przywództwo media stawiały za wzór liderom demokracji. Słowem, Zełenski okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i w stosownym czasie. Nikt tak jak on nie umiał zagrzać Ukraińców do walki z bandytami Putina. Nikt mocniej nie zabiegał o międzynarodową pomoc, grając zarazem rolę biblijnego Dawida i guru soft power. Niestety tak było, ale już nie jest. Dziś nawet amerykańscy kongresmeni nie mają dla Zełenskiego czasu, a w kraju rośnie niezadowolenie. Nie chodzi jedynie o spiski skorumpowanych oligarchów, którzy sprzedadzą ojczyznę w imię własnej prosperity. Burzy się nie tylko armia, ale całe społeczeństwo. Przeciwko czemu lub komu, bo nie ulega wątpliwości, że Zełenski jest tylko piorunochronem niespełnionych nadziei, a przede wszystkim katastrofalnych błędów.
Po pierwsze, chodzi o nietrafione decyzje przywódców zachodniego świata, na czele z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Kalkulacje polityczne, wyborcze oraz własne lęki sprawiły, że Ukraina otrzymała zbyt małą, a przede wszystkim spóźnioną pomoc wojskową. Kroplówkowy sposób dostarczania broni, amunicji i szkoleń doprowadził do załamania ukraińskiej ofensywy, choć stolice demokracji były świadome, że to jedyna szansa na zwycięstwo. Ze względu na poniesione straty materialne i psychologiczne kolejne natarcie w takiej samej skali to pieśń odległej przyszłości.
Po drugie, fundamentem niepowodzeń stały się jednak ukraińskie błędy strategiczne. Zełenski naciskał na dowództwo armii w sprawie rozpoczęcia ofensywy, choć generałowie wiedzieli, że z wojskowego punktu widzenia to karkołomne przedsięwzięcie. Nie zaprotestowali jednak, tylko wysłali tysiące żołnierzy na pewną śmierć. Kto jest winien? Ten, kto żądał, czy ten, kto działał bezrefleksyjnie? Dziś najważniejszy jest skutek, a mianowicie roztrwoniony potencjał militarny, a przede wszystkim społeczna ofiarność, zapał i wiara w zwycięstwo. Obecnie nagłówki światowych agencji zajmuje fraza: „Ukraińcy są zmęczeni wojną”. Tłumacząc prościej, w dużej mierze na marne poszedł wielki patriotyczny zryw, a co za tym idzie nadzieja na powstanie nowoczesnego narodu, zbudowanego na fundamencie demokratycznych wartości oraz zjednoczonego w imię obrony swojej egzystencji.
No dobrze, ale na czym polega wina Zełenskiego? Na tym, że uwierzył we własną nieomylność. Tak skoncentrował się na byciu symbolem Ukrainy, że o niej zapomniał. Jego największym grzechem jest reformatorski bezruch. Paradoksalnie, wojna była dogodnym czasem do zwalczenia plag, które nękały kraj od dziesięcioleci. W imię zwycięstwa można było zdecydowanie stawić czoła korupcji, zreformować wymiar sprawiedliwości, usprawnić administrację państwową i gospodarkę. Nie zrobił w tych sprawach nic, trwoniąc zaufanie społeczne, a więc oczekiwania Ukraińców. Bezruch tylko spotęgował plagi do koszmarnego wymiaru, paraliżując wysiłek wojenny i pogłębiając podziały na biednych oraz bogatych. Tak właśnie brzmi prawdziwa diagnoza ukraińskiego zmęczenia wojną.
Tyle że Zełenski nie jest ani głównym, ani jedynym winowajcą. Czy w szlachetnym zapale wspierania obrony przed rosyjską agresją ktoś zadał sobie pytanie, dlaczego Ukraina nie ma się czym bronić? Dlaczego najlepiej uprzemysłowiona republika byłego ZSRS, a w 1991 r. czwarta potęga militarna świata nie produkuje broni, amunicji oraz rakiet i samolotów? Dlaczego o powodzeniu obrony w pierwszych tygodniach wojny zadecydowały dostawy brakującego sprzętu z Polski?
Ukraina stała się rosyjską ofiarą na własne życzenie, na długo przed tym, zanim mało znany aktor komediowy został jej prezydentem. Dziś Zełenski jest obarczany odpowiedzialnością za deformację niepodległościowej transformacji. W tym sensie rzeczywistość przerosła ukraińskiego prezydenta. Pora zatem na autorefleksję, aby zapobiec największemu nieszczęściu, jakim będzie utrata niepodległości i rozpad Ukrainy po przegranej wojnie. Niestety potrzeba refleksji dotyczy także zachodnich sojuszników. Wymazanie Ukrainy z mapy świata oznaczać będzie również klęskę globalnej demokracji.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.