Aresztowanie prezesa ukraińskiego Sądu Najwyższego kładzie się cieniem na reformie tamtejszego sądownictwa, która miała być gwarancją dla zagranicznych inwestycji.
Gdy policja zakłada kajdanki szefowi jakiejś ważnej instytucji, zawsze przychodzi na myśl przysłowie o rybie, która psuje się od głowy. W przypadku szefa najważniejszego sądu ukraińskiego sprawa jest o tyle smutniejsza, że tamtejszy wymiar sprawiedliwości właśnie przechodzi zasadniczą reformę, obliczoną na wyeliminowanie korupcji.
Przypomnijmy, że prezes Wsiewołod Kniaziew został zatrzymany przez ukraińską służbę antykorupcyjną 15 maja 2023 r. pod zarzutem przyjęcia 3 mln dolarów łapówki. Miało to być „wynagrodzenie” za korzystny wyrok w sprawie jednego z ukraińskich oligarchów, właściciela kopalni rud żelaza. Na konferencji prasowej przedstawiciele ukraińskiego biura ds. walki z korupcją przedstawili nagrania i zdjęcia gotówki, która miał przyjąć Kniaziew.
Potem sędziowie Sądu Najwyższego zebrali się i formalnie odwołali Kniaziewa z jego funkcji ze względu na utratę zaufania. W swojej uchwale podkreślili, że to czarny dzień SN i że zachowania korupcyjne przynoszą szkodę wizerunkowi całego wymiaru sprawiedliwości. Zaznaczyli jednak, że konieczne jest uczciwe i obiektywne śledztwo oraz proces sądowy.
Oczywiście warto zachować dystans do wyroków ferowanych na konferencjach prasowych. Z polskiej praktyki też pamiętamy niejednego ministra czy prokuratora, którzy tryumfalnie ogłaszali: „mamy go”, po czym po zbadaniu sprawy i procesie okazywało się, że zatrzymany był niewinny.
Nie jest wykluczone, że i Kniaziew mógł paść ofiarą prowokacji. Przecież Ukraina to kraj, w którym wojują nie tylko żołnierze z rosyjska armią, ale też ścierają się ze sobą różne grupy interesów w obliczu nieuchronnych zmian ustrojowych. Przecież Ukraina obrała kurs na Zachód, a to oznacza że wiele struktur musi ulec zasadniczej przebudowie i niejedne interesy ucierpią.
Oczywiście teraz trudniej będzie uwierzyć w zapewnienia Kijowa, że kończy z systemem, w którym wyrok można było sobie kupić. Przecież nieraz dochodziły głosy, także od polskich firm działających nad Dnieprem, że w sporze przed ukraińską Temidą wygrywa ta strona, która więcej zapłaci sędziemu.
Warto jednak pamiętać, że afera z prezesem SN nie oznacza zatrzymania trwającej od kilku lat reformy ukraińskiego sądownictwa. Pod nadzorem międzynarodowych obserwatorów utworzono nowy Sąd Najwyższy, a także Wyższą Radę Sądownictwa. Sformowano też Wyższą Komisję Kwalifikacyjną Sędziów (WKKS). Proces tworzenia tej ostatniej odbywał się częściowo w Polsce, gdzie można było spokojnie obradować bez zakłóceń powodowanych alarmami bombowymi i zanikami dostaw prądu.
To właśnie WKKS odgrywa szczególną rolę w odnowie ukraińskiego sądownictwa. Ma ona wyłonić nowych sędziów w miejsce tych już usuniętych w wyniku reformy. Wielu z nich złożyło dobrowolnie rezygnację, widząc, że ze swoją przeszłością nie mają szans wobec procesu weryfikacji. Nie należały do rzadkości przypadki, w których np. żona sędziego była właścicielka siedmiu mieszkań, choć z jej i mężowskiej pensji nie starczyłoby pieniędzy na taki zakup, nawet gdyby żyli i pracowali sto lat. WKKS musi obsadzić ponad dwa tysiące nowych sędziów – bo tylu brakuje po pierwszej, „oczyszczającej” fazie reformy.
– W biznesie mawia się, że nic nie pędzi szybciej, niż milion dolarów inwestycji. Ale inwestor musi być pewien, że jego pieniądze są dobrze chronione – tak powiedział reporterowi „Rzeczpospolitej” emerytowany kanadyjski sędzia polskiego pochodzenia, Ted Zarzeczny. Nawiązywał do tego, że zagraniczne, w tym polskie firmy będą mogły bezpiecznie inwestować pieniądze na Ukrainie tylko wtedy, gdy będzie tam niezależne sądownictwo.
Zarzeczny jest jednym z wielu międzynarodowych obserwatorów procesu reformowania ukraińskiego sądownictwa. Kto wie, być może po ostatnich wydarzeniach takich obserwatorów trzeba będzie wysłać tam więcej, także z naszego kraju. Bo wciąż wiele naszych firm z nadzieją patrzy na wschodniego sąsiada jako przyszłe miejsce do robienia interesów. Najchętniej uczciwych, ale żeby tak się stało, ktoś tę uczciwość musi chronić. Także sądy.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.