Ukraina

Biznes na Ukrainie: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana

Kto odważy się dziś zainwestować w biznes na Ukrainie albo utrzymać już istniejący – będzie miał tam lepszą pozycję, gdy skończy się wojna. A wtedy wyścig zacznie się na dobre.

Paweł Rochowicz
10 Marca 2023 - Ludzie na wystawie budowlanej i forum meblarskim w Kijowie. Foto: Ddcoral | Dreamstime.com

Kijów, rok po wybuchu wojny. Restauracje i bary w centrum dziś znów tętnią życiem. Rok temu, w czasie rosyjskiego oblężenia wokół stolicy zamknęły się, a potem świeciły pustkami. Ale pojawiła się różnica. Przy wejściach, tam, gdzie zwykle widać tablice z aktualnym menu, stoją teraz małe spalinowe maszyny. To generatory prądu. Na wypadek, gdyby elektryczność znów wysiadła po kolejnym rosyjskim ataku. Reklamy takich generatorów widać na billboardach i w telewizji.

To taki mały znak tego, jak biznes może się dostosować do nowych, wojennych warunków. Jednak, co od razu widać po rozmowach z tamtejszymi przedsiębiorcami – lekko im nie jest. Bo są problemy z pracownikami. Przecież wiele kobiet uciekło za granicę albo do zachodnich części kraju. Bo banki niechętnie udzielają kredytów. Bo eksporterzy mają kłopoty z transportem i logistyką. Wszak Morze Czarne jest wciąż zablokowane, a ciężarówki na granicach z Polską czekają nawet tydzień na odprawę. Wiele firm w ogóle przestało istnieć, bo ich siedziby i majątek rozwaliły rosyjskie bomby. A ukraiński PKB w ubiegłym roku spadł o ponad 30 procent.

Czy w ogóle warto prowadzić interesy w tak niepewnym otoczeniu? Z wielu rozmów, jakie ostatnio przeprowadziłem z ukraińskimi przedsiębiorcami i organizacjami biznesowymi, wynika, że jednak warto, choć wymaga to dziś nieco więcej odwagi. Dość powiedzieć, że Polsko-Ukraińska Izba Gospodarcza przed rokiem miała około 250 firm członkowskich, a teraz ta liczba wzrosła o połowę. Nie zawsze oznacza to wejście na tamtejszy rynek z konkretnymi inwestycjami, ale przymiarki robi już wiele polskich firm. Działa ich na Ukrainie około trzech tysięcy.

Zresztą nie tylko polscy przedsiębiorcy poważnie myślą o interesach z Kijowem. Tamtejsza rządowa agencja Ukrinwest przyznaje, że już w czasie wojny pierwszy etap inwestycji rozpoczęły tu takie firmy, jak King Span, Bayer, Nestlé i wiele innych. Wciąż są tam obecni tacy liderzy rynku inwestycyjnego jak Goldman Sachs, JP Morgan czy BlackRock.

Już od dawna głośno mówi się o wielkich pieniądzach, jakie popłyną na odbudowę zniszczonej ukraińskiej infrastruktury po wojnie. Ale przecież ten proces, choć na mniejszą skalę, już trwa! Na te cele wciąż płyną pieniądze z Banku Światowego, z Unii Europejskiej i innych źródeł. Ta „mała odbudowa” jest oczywiście dostępna także dla polskich firm. A ukraińscy działacze organizacji gospodarczych radzą: nie oglądajcie się na polski rząd, chodźcie do nas bezpośrednio.

Czy chodzi o małą, czy wielką odbudowę albo interesy w dłuższej perspektywie – pewnie warto się tym rynkiem zainteresować. Bo przecież Ukraina już dokonała wyboru: integruje się z Unią Europejską. I choć trudno powiedzieć, kiedy stanie się członkiem Wspólnoty, to jeszcze trudniej dziś wyobrazić sobie ponowną integrację z Rosją. Taki scenariusz stał się nieaktualny 24 lutego ubiegłego roku. Nasi sąsiedzi za jakiś czas będą nowym, członkiem UE, państwem o 40-milionowym rynku.

Oczywiście wojna nie przekreśliła wszystkich kłopotów, jakie się wiążą z prowadzeniem biznesu na Ukrainie. Wciąż nie udało się wyplenić korupcji. Wciąż nie są wyjątkiem sytuacje, w których można sobie „kupić” wyrok sądowy czy decyzje urzędnika. A nawet gdy nie dochodzi do łapownictwa, różne bariery biurokratyczne utrudniają robienie interesów. Obowiązuje np. zakaz importu usług, przez co ukraińscy przedsiębiorcy nie mogą za granicą zamawiać takiej oczywistej – zdawałoby się – usługi – jak wyprodukowanie reklam telewizyjnych.

Kto jednak zdecyduje się tam dziś wejść, choćby dla rozeznania rynku, może zyskać przewagę. „Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” – powiedział mi były premier Ukrainy Anatolij Kinach, zachęcając do nawiązywania już dziś kontaktów biznesowych z partnerami na Ukrainie.

W dniu zakończenia wojny pewnie różne trunki popłyną szerokim strumieniem w Kijowie i innych miastach. Kto wie, może będą to wina z wyzwolonego Krymu? Tylko że gdy ucichną obchody zwycięstwa, zacznie się normalne życie i normalna praca. Kto dopiero wtedy zdecyduje się tam wejść – będzie o krok za tymi, którzy tworzą swoje biznesowe przyczółki już dzisiaj.


Przeczytaj też:

Plan odbudowy Ukrainy. Marchewka za kapitulację?

Rosyjska agresja trwa w najlepsze, tymczasem światowa społeczność przygotowuje plany odbudowy Ukrainy. Z pewnością obietnice miliardów dolarów są ważnym gestem w stronę Ukraińców. Tyle że marchewka, podobnie jak kij, też ma dwa końce. Realistycznie rzecz ujmując, warunkiem udzielenia międzynarodo...

Ukraina liberalnym Piemontem?

Wygląda na to, że ukraińskie władze będą próbowały odbudować gospodarkę po zniszczeniach wojennych, wprowadzając wolnorynkowe reformy, o których nawet weteranom transformacji ustrojowej się nie śniło. Zanosi się na wielki eksperyment, który będzie warto uważnie obserwować.

Ukraina ma własne pieniądze na odbudowę

Skąd wziąć pieniądze na powojenną odbudowę Ukrainy? Od początku wojny nad taką kwestią pochyla się społeczność międzynarodowa i sam Kijów. Nie negując konieczności rosyjskiej kontrybucji, okazuje się, że Ukraina posiada odpowiednie środki. Ich źródłem jest diaspora i zarobkowi imigranci.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę