Zważywszy na powalającą korupcję i traktowanie rekrutów jak bydła rzeźnego, to cud, że armia Putina jest jeszcze zdolna do walki. Na pozycjach Rosjan nie trzyma nowoczesne uzbrojenie, dobre wyszkolenie, skuteczne dowodzenie ani tym bardziej świadomość, o co się biją. Czynnikiem decydującym jest mieszanka strachu i korzyści finansowych. Z powodu ubóstwa i braku perspektyw armia nadal jest dla poddanych Kremla atrakcyjną ofertą społecznego awansu. Nawet za cenę życia.
Ze względu na rozwiązania ustrojowe (despotia-totalitaryzm-autorytaryzm przechodzący ponownie w totalitaryzm), Rosja nigdy nie miała i wciąż nie ma armii obywatelskiej. Historycznie to główne źródło niepowodzeń wojennych lub pyrrusowych zwycięstw okupionych morzem krwi. Mieszkańcy Rosji nie dysponowali nigdy demokratycznymi wolnościami. Zostali trwale okaleczeni z inicjatywności i kreatywności w życiu, a zatem na polu walki. Tak jak w 1709 r. pod Połtawą lub w obu wojnach światowych, o interesy Kremla w Ukrainie biją się niewolnicy.
W patrymonialnym księstwie moskiewskim wszyscy mieszkańcy byli własnością panującego. Gdy car Piotr I zbudował siły zbrojne oparte na przymusowym poborze, długość służby rekrutów z chłopów pańszczyźnianych wynosiła 25 lat. Gdy w 1861 r. chłopi uzyskali osobistą wolność, byli nadal ubezwłasnowolnieni brakiem ziemi. Natomiast totalitarny ZSRS wzbogacił prawne i ekonomiczne niewolnictwo państwowym oraz ideologicznym terrorem.
Dziś utrzymanie niewolniczego charakteru armii ma dla Kremla wciąż zasadniczy plus. Żołnierze kontraktowi oraz poborowi są od reżimu Putina zależni we wszystkich aspektach. To Kreml decyduje o warunkach bytu mieszkańców, czyli służby w armii, nie wyłączając metod dyscyplinarno-represyjnych. Jeśli mieszkaniec Rosji nie ma żadnych wolności, to rosyjski żołnierz jest w jeszcze większym stopniu pozbawiony ochrony prawnej. W takich warunkach o zbiorowy bunt sił zbrojnych trudno. Nawet po śmierci żołnierza zabezpieczenie jego bliskich zależy wyłącznie od biurokracji.
Z drugiej strony siły zbrojne nie są oderwane od cywilnego zaplecza. Wręcz przeciwnie, stanowią odbicie kondycji społeczeństwa i państwa. „Zapał” do walki oraz stan wyposażenia armii Putina odzwierciedla zatem bolączki Rosji. Główną jest egoizm elit władzy i biznesu, który dobitnie potwierdził niedawny „pucz” Prigożyna. Na wieść o zagrożeniu z Moskwy uciekli rządzący i oligarchowie na czele z Putinem.
Sam fakt zbiorowego wypowiedzenia posłuszeństwa w warunkach wojennych uświadamia, jak ogromna jest przepaść między beneficjentami złodziejskiego i zbrodniczego reżimu a masami. Nie bez przyczyny w Rostowie nad Donem i Woroneżu zbiegłych z frontu wagnerowców powitano entuzjastycznie. A przecież buntownicy szli obalić prezydenta, wybranego jakoby przez tych samych mieszkańców obu metropolii w legalnym głosowaniu, który podobno cieszy się zaufaniem ponad 80 proc. społeczeństwa. Tymczasem będąca jego częścią regularna armia nie zrobiła nic, aby powstrzymać zamach stanu. Dlaczego żołnierze nie chcieli tracić życia? W każdym razie niechęć do umierania za Putina okazała się powszechna. Zdemaskowała propagandową bajkę o tym, że Putin to Rosja, a Rosja to Putin. Jak w „Nowej Gazecie. Europa” napisał opozycyjny intelektualista Leonid Gozman, „Prigożyn w pełnej krasie ujawnił kalectwo rosyjskiego państwa i przepaść pomiędzy nim i społeczeństwem”. Według Gozmana Rosja nie istnieje ani w sensie propaństwowego myślenia elit władzy, ani tym bardziej w masowej świadomości Rosjan. Słowem, nie ma rosyjskiej tożsamości, bo rosyjska wspólnotowość to mit.
Była też druga, równie kompromitująca przyczyna bierności sił zbrojnych. Wojna w Ukrainie ogołociła Rosję z rezerw ludzkich i uzbrojenia. Na zapleczu frontu nie było żadnych jednostek wojskowych o wyposażeniu umożliwiającym walkę z ciężko uzbrojonymi najemnikami. Przyczyna degrengolady, cytując Putina, „drugiej pod względem siły armii świata” dysponującej bronią „niemającą odpowiedników na świecie” była i jest korupcja. O ile w carskiej Rosji armia była okradana przez zachłannych dostawców korumpujących generalicję, kleptokratyczny reżim Putina przekształcił zawodową kadrę wojskową w skorumpowaną i złodziejską kastę. Przykładem jest nowy skandal generalski. Trzech wysokich oficerów ukradło 500 mln dolarów przeznaczonych na budowę centralnego stanowiska dowodzenia. Wyposażony w cyfrowe technologie bunkier był oczkiem w głowie Szojgu i powodem dumy Putina. W takim razie jak wygląda rzeczywistość polowych garnizonów, osiedli wojskowych i produkcji uzbrojenia? Opłakaną sytuację oddaje znane określenie: „wieś potiomkinowska”. W rosyjskiej armii nie funkcjonuje nic, od zaopatrzenia po sprzęt i broń. Skala fikcji czyni z niej cyrk na kółkach. Takim wrażeniem podzielił się Stanisław Lem, obserwujący w 1945 r. przemarsz armii sowieckiej przez Kraków. Ale ten cyrk na kółkach wygrał II wojnę światową, a dziś dokonał inwazji na Ukrainę.
To wynik mieszanej oferty, na którą składają się obietnice finansowe oraz typowy dla Rosji zamordyzm. System oddziałów zaporowych połączono z bezkarnością oficerów wobec żołnierzy i tych ostatnich wobec ukraińskich cywilów. Najważniejsza jest pierwsza część oferty, czyli marchewka. Putin oszczędza przed poborem „białych” Rosjan żyjących w wielkich miastach. Walczy i dokonuje zbrodni wojennych rękami mniejszości etnicznych żyjących na katastrofalnie ubogich oraz zacofanych peryferiach europejskiej Rosji. Dla takich ludzi niski, ale regularnie wypłacany żołd to najbardziej dramatyczna zmiana w życiu. Służba wojskowa jest jedyną szansą wyrwania z beznadziejnej głubinki, z braku perspektyw, a w razie śmierci – zabezpieczenia bliskich.
Jeśli dodać do tego okazję rabunku, rosyjska armia trzyma się na chciwości maruderów walczących dla łupów. Zbrodnie wojenne są szansą społecznego awansu. Od rozpoczęcia ukraińskiej ofensywy do czynników motywacyjnych dochodzi strach przed odpowiedzialnością karną. Sytuacja zmieni się, gdy niewolnicza armia dostrzeże alternatywy. Pierwszą jest zachowanie życia w ukraińskiej niewoli. Drugą, o niebo atrakcyjniejszą, pozostaje bezkarne grabienie swoich. Taką ścieżkę wskazał bunt najemniczej armii Prigożyna.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.