Michał Gramatyka, poseł Trzeciej Drogi, stwierdził, że marzy mu się szkoła bez prac domowych i ocen. Mnie też się kiedyś marzyła, ale dorosłem.
Nie ma w tym żadnej tajemnicy, że niemal każdy uczeń chce, by szkoła była dla niego jak najmniej wymagająca. By każdy egzamin był łatwy, stopnie wysokie i by nie było żadnych prac domowych, kartkówek i nudnych lektur. Po latach, już w dorosłym życiu, może go jednak najść refleksja, że to dobrze, że od niego w szkole wiele wymagano. Może i nie był wówczas uczniem szóstkowym, ale opanował jakieś podstawy wiedzy ogólnej i dzięki temu dostał się na przyzwoite studia, a potem znalazł pracę i jakoś ułożył sobie życie. Gdy dawny uczeń ma już swoje własne dzieci, dąży więc do tego, by zapewnić im edukację na najlepszym możliwym poziomie. Czyli szkołę, w której będzie się od dzieciaków wymagało przyswojenia określonego zasobu wiedzy.
Żaden miliarder ani wysokiej rangi polityk nie wysyła swoich dzieci do szkół, w których stawiają dobre stopnie za samą obecność lub dobre chęci. Ludzie bogaci i potężni zwykle chcą, by ich dzieci kształciły się w zakładach edukacyjnych z tradycjami, w których utrzymywana jest dyscyplina, a od uczniów wymaga się wiele. Nie stronią oni od posyłania dzieci do szkół wojskowych czy wyznaniowych. W Stanach Zjednoczonych dużą popularność mają choćby prywatne szkoły katolickie. Swoje dzieci posyłają tam nawet dyplomaci z krajów islamskich. Nie robiliby tego, gdyby szkoły te nie zapewniały wysokiej jakości usług edukacyjnych. Usług o niebo wyższych od tych zapewnianych przez szkoły publiczne, w których nauczyciele-nieudacznicy nie potrafią nauczyć młodych patusów nawet czytania i liczenia do stu.
Zachód w ostatnich dekadach doświadczał stopniowego obniżania standardów edukacyjnych. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak zmniejszała się trudność egzaminów maturalnych. Szkolnictwo publiczne stawało się wielką maszynką do produkowania ćwierćinteligentów, którzy skończą później jakieś „śmieciowe” studia i zostaną zatrudnieni w korporacji do przekładania papierków. Dla systemu nie liczy się przekazywanie uczniom wiedzy, ale jedynie określonego światopoglądu. Można mieć problemy z liczeniem i czytaniem, ale trzeba wiedzieć, że czeka nas „katastrofa klimatyczna”, a Europejczycy są winni biedy w swych dawnych koloniach. Nie idźmy tą drogą. Jeśli chcemy osiągnąć sukces cywilizacyjny, naśladujmy raczej systemy edukacji krajów Dalekiego Wschodu.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.