Gdy byłem w liceum, nasz nauczyciel nie był zbyt przejęty tym, ilu nas jest i co mamy robić. Jego główną metodą prowadzenia zajęć były „zajęcia na macie” — macie piłkę i grajcie. W czasie lekcji zajmował się głównie pisaniem na tinderze i telefonicznych konwersacjach z dziewczynami z rzeczonej aplikacji. Przez co czas lekcji został opanowany przez dwa zwalczające się klany, czyli chłopców z dwóch równoległych klas, którzy mieli mieć jednocześnie WF z tym samym nauczycielem. Do wyboru były dwa sporty, piłka nożna, którą przecież każdy zna, więc nauczyciel mógł oddawać się sztuce podrywu, lub koszykówka, która była oczywiście mniej atrakcyjna niż „gała”, więc grało w nią dwóch uczniów — a raczej rzucali sobie do kosza i gadali o pierdołach. I tak to wyglądało przez 3 lata. Czy jako jeden z tych dwóch koszykarzy coś z tego wyniosłem? Nienawiść do sportu z piłką i w sumie nic poza tym. Nauczyciel nigdy nie pokazywał nam, jak poprawnie poruszać się po boisku do koszykówki, nigdy nie wpływał na pozycje uczniów na boisku piłkarskim, przez co gruby w okularach, czyli ja, zawsze był na obronie, a gdy piłka się zbliżała, to zawsze towarzyszyły jej okrzyki zgrozy. WF był dla mnie najgorszym i najbardziej traumatycznym przedmiotem.
Myślałem, że to tylko ja źle trafiłem, że taka klasa, że taki nauczyciel-żigolo, że normalnie to wygląda inaczej. Ostatnio jednak, po głośnym artykule w Dużym Formacie z wyznaniami wuefistów (klik), w internecie pojawiło się mnóstwo wyznań uczniów, którzy tak samo jak ja wspominają WF traumatycznie.
Wychowanie fizyczne potrzebuje reformy, bo to, jak ten system wygląda, obecnie woła o pomstę do nieba. Panuje kompletna dyskryminacja uczniów mniej sprawnych, która jednocześnie niesłychanie wpływa na to, jak ci uczniowie będą traktowani w grupie rówieśniczej poza lekcjami WF-u. Ten, który do drużyny jest wybierany ostatni, jest zwykle również tą osobą, która będzie wyszydzana na forum klasy poza lekcjami. System wyboru drużyn na WF-ie utrwala hierarchię, jaka tworzy się w każdej klasie szkolnej, a im bardziej sztywna jest hierarchia, tym większe pole do przyzwalania na przemoc, a dzieci bywają okrutne. Najgorsze jest to, że często nauczyciel nie tylko nie reaguje na bullying, ale w nim uczestniczy, oczywiście niby dlatego, że chce dbać o tuszę ucznia, ale tak naprawdę daje swoimi docinkami przyzwolenie na fat shaming jednego ucznia przez innych. Nie dziwi mnie, że uczniowie uciekają z WF-u, bo te lekcje zamiast aktywizować i pomagać znaleźć szczęście w sporcie, sprawiają, że uczniowie chcą od tego sportu uciec jak najdalej. Reakcją ministerstwa edukacji nie jest szeroka reforma systemu nauki tego przedmiotu na podstawie świadectw i skarg uczniów, a prowadzenie systemu, według którego z WF będzie można się wypisać wyłącznie za zaświadczeniem od lekarza specjalisty, a nie, jak dotychczas, również lekarza rodzinnego. Dla naszego rządu i to nie tylko w tej sytuacji bardziej atrakcyjny jest przymus niż dialog.
Żeby wychowanie fizyczne spełniało swoją rolę, musi być prowadzone w taki sposób, aby żaden uczeń nie czuł się wykluczony tym, jak jest traktowany, ani tym, jakie umiejętności i wiedzę ma na starcie. Umiejętności dotyczące oczywiście tylko sportów z piłką, bo inna aktywność fizyczna nie wchodzi oczywiście w grę. Może dobrym systemem byłaby możliwość wyboru sportu, jaki chce się trenować na WF-ie, a nie tylko podziału na grupy zależne od wieku i płci. Pierwszy raz WF, który dał mi radość i podniósł znacząco moje umiejętności, przeżyłem na studiach, gdzie mogłem nauczyć się rzeczy naprawdę przydatnych i zgodnych z moimi zainteresowaniami. Może gdybym miał taką możliwość już w szkole, to nie musiałbym się zastanawiać, jak wymigać się od grania w „gałę”, a mógłbym być jeszcze lepszym pływakiem niż obecnie. Wychowanie fizyczne to chyba najbardziej zaprzeszle prowadzony przedmiot szkolny, który pozwala tylko lepszym fizycznie i lubiącym 3 podstawowe sporty dobrze się bawić. Inni tylko przez kilka godzin w tygodniu zastanawiają się, jak przebyć WF bezboleśnie, albo w ogóle się od niego wymigać. Kompletnie im się nie dziwię. Żeby to zmienić, trzeba zrobić coś, co chyba przeraża nasze ministerstwo edukacji. Trzeba porozmawiać z uczniami jak równy z równym.