Konfederacja miała być czarnym koniem październikowych wyborów parlamentarnych. Rzeczywistość okazała się bolesna.
Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, przegrał, bo zbyt mocno uwierzył w potęgę mediów społecznościowych. Wybory okazały się zimnym prysznicem pokazującym, że wybory wciąż się wygrywa na ulicy, a nie w wirtualnym świecie. Wyniki sondażowe Konfederacji jeszcze we wrześniu dochodziły nawet do 14 proc., a niektórzy eksperci zastanawiali się, gdzie jest szklany sufit dla radykalnej prawicy, ustawiając poprzeczkę nawet na 20 proc. wyborczego poparcia.
Konfederacja była na fali. „Piwo z Mentzenem” przyciągało tłumy młodych ludzi, którzy chcieli zobaczyć na żywo liderów tego ugrupowania, znanych im z niezliczonych filmów publikowanych w mediach społecznościowych. Tak prowadzonej kampanii inne partie polityczne mogły tylko pozazdrościć. Co się stało, że Konfederacja, która miała wywrócić polityczny stolik, przegrała, ledwo przekraczając próg wyborczy, a rzeczywiste poparcie okazało się dwukrotnie mniejsze od tego, na które wskazywały sondaże?
Na pewno nie doszło do kompromitującej wpadki, która zrujnowałaby wizerunek tego ugrupowania. Z drugiej strony Konfederacja, licząc na lepszy wynik, zaczęła tępić swoją polityczną wyrazistość, chowając kontrowersyjnych liderów: Janusza Korwin-Mikke, czy Grzegorza Brauna, co irytowało zwolenników twardego elektoratu.
Był też czynnik, który stworzył iluzję rosnącego poparcia i nieuchronnego triumfu – media społecznościowe. Konfederacja zdominowała w nich wyborczy przekaz i na nim budowała poparcie wśród młodych ludzi, serwując luźną, obrazkową narrację, nieosiągalną dla innych skostniałych ugrupowań, dla których wejście do Internetu było jak spacer po ciemnym lesie.
Tę sztukę Mentzen i spółka opanowali do perfekcji. Liczba obserwujących profile Konfederacji na głównych portalach społecznościowych ciągle rosła, pozostawiając w tyle politycznych rywali. To wszystko przekładało się na poparcie w sondażach.
Co się stało? Bardzo młody wyborca jest specyficzny, trwałość deklaracji politycznego poparcia jest szczera, ale nie ma w niej determinacji. Łatwo jest wskazać polubioną przez media społecznościowe partię w sondażu, znacznie trudniej iść do urny wyborczej i oddać na nią rzeczywisty głos. To wymaga wysiłku, a często wiedzy i mobilizacji. W luźnym wirtualnym świecie mediów społecznościowych wszystko jest łatwiejsze, prostsze i nie przekłada się na mobilizację społeczną w realnym świecie. Pewnie gdyby wybory odbywały się przez Internet, Konfederacja zanotowałaby znacznie lepszy wynik wyborczy, a tak otrzymała jedynie surową lekcję, pokazującą, że mimo wzrostu udziału młodych ludzi w wyborach nie było wśród nich konsumentów obrazkowych przekazów z Twittera i Facebooka, którzy mieli zapewnić jej sukces.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.