Wybór Arabii Saudyjskiej jako miejsca rozmów na temat zakończenia rosyjskiej agresji nie jest przypadkowy. Tak samo, jak konsekwencje spotkania, które wykraczają daleko poza Ukrainę. Co najważniejsze, obyło się bez udziału Rosji, a nieoczekiwaną aktywnością wykazały się Chiny.
W szczycie wzięły udział delegacje z Ukrainy, wspólnoty demokratycznej, a przede wszystkim z krajów rozwijających się. W sumie Dżudda gościła dyplomatów z 40 państw, m.in. z USA, ChRL, Indii, Brazylii oraz Indonezji, Egiptu i Meksyku. Geograficznie był więc reprezentowany cały świat z wyjątkiem Rosji. W aspekcie geopolitycznym doszło do bezpośredniej wymiany poglądów pomiędzy szeroko rozumianym Zachodem i Globalnym Południem. To pierwsza wartość dodana, ponieważ Chiny, Indie i Brazylia są państwami członkowskimi rosyjskiej inicjatywy BRICS, pomyślanej jako przeciwwaga dla globalnej dominacji Ameryki. Jeśli chodzi o ukraińską wojnę, Globalne Południe albo sympatyzuje z Moskwą, albo prezentuje stanowisko neutralne, co również oznacza poparcie dla Rosji.
Spotkanie było kontynuacją procesu negocjacyjnego, który rozpoczął się pod koniec czerwca w Kopenhadze. W stolicy Danii ustalono agendę obrad, którą jest tzw. ukraińska formuła pokojowa. Jest to nic innego, jak warunki, na jakich Kijów jest gotów do negocjacji z Moskwą. Chodzi przede wszystkim o przywrócenie granic z 1991 r. oraz trwałe gwarancje bezpieczeństwa przed recydywą najazdu Moskowitów. Oczywiście każda z delegacji uważa plan Zełenskiego za treść do negocjacji. Gra toczy się o jego interpretację. Inaczej agendę traktują sojusznicy Rosji na czele z Chinami, a inaczej Zachód, który zresztą sam ma kłopot ze sprecyzowaniem ostatecznych celów wojny. Mówiąc szczerze, to kwestia otwarta, jednak dla Ukrainy najważniejszy jest brak udziału agresora. Zapowiedziano już kolejną turę obrad, w której konsekwentnie nie ma miejsca dla Rosji. Można oczekiwać, że zakładanym rezultatem dla Ukrainy będzie przedstawienie Kremlowi stanowiska 40 państw ze wszystkich kontynentów. Rzecz jasna opartego o kijowską, a nie moskiewską formułę pokoju.
Dlaczego bezpośrednie spotkanie z Globalnym Południem jest dla Zachodu wartością samą w sobie? Wspólnota demokratyczna jest nazywana „złotym miliardem”. Z perspektywy państw rozwijających się Zachód jest syty, bogaty i bezpieczny. Żyje w cywilizacyjnej bajce, czego nie można powiedzieć o przeciwnym biegunie Trzeciego Świata. Stąd mnóstwo pretensji, od kolonialnej przeszłości po oskarżenia o ruinę ekologiczną. Stąd także roszczenia finansowe. To główne przyczyny podatności na rosyjską propagandę, od czasów sowieckich kojarzoną w Trzecim Świecie z antyimperialistyczną sprawiedliwością. Dziś Globalne Południe nabiera ogromnego znaczenia. Dysponuje surowcami, bez których „złoty miliard” nie przeprowadzi transformacji energetycznej. Ponadto ze względu na niestabilność wywołaną głodem i ubóstwem były Trzeci Świat jest eksporterem terroryzmu i nielegalnej imigracji. Z geopolitycznego punktu widzenia od chwili rosyjskiego najazdu o poparcie krajów rozwijających się trwa zaciekła rozgrywka pomiędzy wspólnotą demokratyczną i „osią zła” na czele z Rosją. Niestety, w pysze „końca historii” Zachód przespał wzrost wpływów Kremla i dziś musi nadrobić straty. Przeciągnięcie Trzeciego Świata na stronę proukraińskiej koalicji będzie dla Putina nokautującym ciosem. Globalna izolacja Rosji stanie się faktem. Są ku temu mocne podstawy. Globalne Południe odczuwa tak silne wstrząsy żywnościowe i handlowe, że chce zakończenia wojny. Wyraża także obawy przed kolejną falą destabilizacji. Państwa Trzeciego Świata, nękane wzajemnymi pretensjami terytorialnymi i nieudolnymi elitami, łatwo mogą podzielić los Ukrainy.
Samowolne zerwanie Putina ze smyczy to problem również dla Pekinu. Chińska gospodarka traci na zakłóceniach globalizacji. Skąd zatem kłopot ze wspólnym stanowiskiem Zachodu, Globalnego Południa i ChRL? Xi Jinping traktuje niechcianą wojnę instrumentalnie. Chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Przegrana Rosja w orbicie bloku demokratycznego oznacza koniec chińskich marzeń o jej kolonizacji. Ponadto Chiny rywalizują z demokracją o Globalne Południe. W świecie rozwijającym się widzą nie tylko surowce, ale geopolityczną strefę wydartą USA. W tym celu Pekin kreuje się na gołąbka pokoju. Jako jedyny jest w stanie zakończyć kłopoty ubogich państw. I wreszcie chińscy negocjatorzy mówią o prawie Ukrainy do suwerennego bytu, a zwłaszcza o integralności terytorialnej. Myślą jednak o Tajwanie.
Każdy z uczestników chce więc i może coś ugrać. Błędem byłoby jednak myślenie, że jedynym przegranym jest Moskwa. Niestety tak nie jest, na co wskazuje oficjalne stanowisko wobec szczytu w Dżuddzie. Rosyjski MSZ nie uznaje takiej platformy obrad, a więc rezultatów negocjacji, bo Moskwa nie bierze w niej udziału. Tymczasem głównym filarem agresywnej, a dziś zbrodniczej polityki zagranicznej Kremla jest „mongolska intryga”. Rosja latami prowokuje kryzysy i ogniska zapalne w różnych częściach świata. Po czym, jak gdyby nic, oferuje własne plany ich rozwiązania. „Mongolska intryga” prowadzi do sytuacji, które nie mają perspektyw decyzyjnych bez udziału Moskwy. Takim sposobem Rosja od wieków destabilizuje światowy ład, hamując z premedytacją dobrobyt Trzeciego Świata. Tylko po to, aby uzurpować sobie rolę globalnego mocarstwa współdecydującego o ludzkości. Ekonomiczny, militarny i demograficzny karzełek też chce coś ugrać, mimo braku zaproszenia do Danii i Arabii Saudyjskiej.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.