Tajwan

Ukraina na Pacyfiku: atmosfera wokół Tajwanu gęstnieje

Potencjalna sierpniowa wizyta przewodniczącej Izby Reprezentantów USA na Tajwanie jest dziś prezentowana jako potencjalny casus belli, prowokujący Chiny do uderzenia na Tajwan. Mało kto jednak wierzy chyba, że odwołanie tej wizyty mogłoby zniechęcić Pekin do ataku na wyspę. Pozostaje mieć nadzieję, że te same powody, które mogą popychać Xi Jinpinga do agresji okażą się jednak czynnikami, które go przed nią powstrzymają.

Mariusz Janik
Foto: Tomasragina | Dreamstime.com

Kontrowersyjna wizyta w Tajpej jest jak yeti z popularnego powiedzenia: wszyscy o nim słyszeli, nikt go nie widział. Wiadomo, że Pelosi wybiera się wkrótce do Azji i przy tej okazji chciałaby zahaczyć o Tajwan. Jej biuro jednak nie potwierdza planów szefowej, a mediom pozostaje tropić dowody poszlakowe – jak relacje dwojga członków komisji spraw zagranicznych Izby, Republikanina Michaela McCaula oraz Demokratki Anny Eshoo, którzy potwierdzili, iż rzekomo złożono im propozycję towarzyszenia Pelosi, ale odmówili, gdyż kolidowało to z ich innymi zobowiązaniami.

Gdyby Pelosi odwiedziła Tajpej, byłaby to pierwsza wizyta amerykańskiego polityka tej rangi od ćwierćwiecza (w 1997 r. na wyspę wybrał się Newt Gingrich, ówczesny odpowiednik Pelosi). Oczywiście, takie odwiedziny byłyby pewnym potwierdzeniem zobowiązań Waszyngtonu do obrony swojego sojusznika u brzegów Chin: Biały Dom dosyć mętnie zapowiada obronę wyspy, jeśli zostanie zaatakowana, choć jednocześnie zastrzega też swoje przywiązanie do doktryny "jednych Chin", co należy rozumieć jako brak wsparcia dla potencjalnej niepodległości Tajwanu. Tak czy inaczej – czy to w przypadku zaangażowania USA w obronę wyspy, czy też porzucenia Tajpej w chwili próby – Pekin wydaje się być coraz bardziej zainteresowany inwazją.

Kontrargumenty dla inwazji

Paradoksalnie ocenę sytuacji utrudnia interpretacja tego, co dzieje się dziś za Wielkim Murem. Analityk z seulskiego Institute for Asian Strategy, Joshua Nam Tae Park, na łamach "National Interest" wyliczał ostatnio, dlaczego Chinom nie opłaciłaby się inwazja w tej chwili.

Lista argumentów zawiera kilka punktów: Xi Jinpinga czeka na jesieni kolejny Narodowy Kongres Chińskiej Partii Komunistycznej, który ma go namaścić na trzecią kadencję na stanowisku prezydenta – sprawa o tyle kontrowersyjna, że chińscy prezydenci dotąd piastowali swoje stanowisko przez dwie kadencje, a Xi jest pierwszym od czasów Mao, który dąży do przedłużenia okresu swojej władzy.

Do tego Państwo Środka ponownie zaatakował koronawirus, co między innymi zaowocowało trwającym już od wiosny lockdownem Szanghaju, który miejscowych doprowadza już do furii. Poza tym lokalnym źródłem niepokojów cały kraj sarka na pogarszające się wyniki gospodarcze. Nad tym wszystkim unosi się duch Ukrainy: zamieszanie na światowych rynkach surowców i żywności, mobilizacja Zachodu we wspólnej akcji i potępieniu działań Kremla, stosunkowo silny opór militarny, jaki Ukraińcy stawili agresorowi - to wszystko są lekcje dla Pekinu.

Wreszcie można do tego dołożyć uwarunkowania samego Tajwanu: popularność koncepcji "powrotu do kontynentalnej macierzy" jest dziś rekordowo niska, a wyspiarze uważnie obserwują i gorzko komentują poczynania Pekinu w Hongkongu, który wszakże miał być laboratorium "drugiego systemu" w "jednym kraju" – rozwiązania, które Xi oferuje dziś wyspiarzom. Upadek wszelkich swobód w dawnej brytyjskiej enklawie to wystarczająco mocny sygnał dla mieszkańców Tajwanu, by porzucili wszelkie złudzenia co do przyszłości pod rządami Pekinu. To może oznaczać, że potencjalny opór, jaki wyspiarze stawią agresorowi, może być silniejszy niż mógł być kiedykolwiek wcześniej.

Druga strona medalu

Ale argumenty Parka można z powodzeniem odwrócić: nic tak nie umocniłoby pozycji Xi – tak wobec delegatów partii na Kongresie, jak i wichrzycieli z Szanghaju – jak rozpętanie wojny, dzięki której mógłby być Przywódcą walczącej ojczyzny. Ba, stan wojenny lepszy jest nawet od wyjątkowego pandemicznego – kto kwestionowałby zdanie i pozycję Lidera, gdy wróg napiera?

Ukraina może dowiodła słabości Rosji: fatalnego stanu armii, wieloletniego fasadowego prężenia muskułów, złego rozpoznania wywiadowczego, mylnych kalkulacji co do słabości i niezdecydowania Zachodu czy wreszcie potencjalnych strat dla gospodarki wywołanych rejteradą zachodniego biznesu. Z drugiej jednak strony chińskiej armii personel raczej nie rozkrada, sankcje trudniej nałożyć, skoro cały globalny biznes szyje, montuje i handluje z Chinami, a kiepski wizerunek na Zachodzie niewiele znaczy dla partnerów w Azji czy Afryce, których rola w chińskiej gospodarce i polityce zagranicznej stale rośnie. A Ukraina rozprasza uwagę Zachodu i wywołała już tyle zamieszania w globalnej polityce, że odpowiedź adwersarzy Chin mogłaby być relatywnie słabsza niż w innych okolicznościach międzynarodowych.

Wrogie nastawienie Tajwańczyków – o ironio – też raczej zachęca, żeby inwazji dokonać teraz, a nie kiedyś – gdy ich postawy się ugruntują, a Tajpej porwie się na ogłoszenie niepodległości, zacznie zakładać ambasady, zdobywać uznanie swojej państwowości, wchodzić do organizacji międzynarodowych, a na Chinach zacznie się mocniej odbijać kryzys demograficzny wynikający choćby z wieloletniej polityki jednego dziecka. Podobnie zresztą mówiono jeszcze nie tak dawno o Rosji: jeżeli wojna, to tu i teraz, bo za kilka lat nie będzie kogo wysyłać na front.

Furia Pekinu

Spekulacje o przyjeździe Pelosi na Tajwan wywołały wręcz furię Pekinu. – W takim wypadku Chiny podejmą twarde i zdecydowane działania. A USA będą odpowiedzialne za poważne konsekwencje tej wizyty – wygrażał rzecznik chińskiego MSZ, Zhao Lijian. – Jeżeli Amerykanie będą się upierać, by do tej wizyty doprowadzić, chińska armia nie będzie się temu bezczynnie przyglądać i podejmie silne środki, by zdławić jakąkolwiek zewnętrzną interwencję i separatyzmy pod hasłem "niepodległości Tajwanu" – sekundował mu rzecznik ministerstwa obrony, płk Tan Kefei.

Politycy z wyspy przekonują, że presja Pekinu systematycznie rośnie. Znaczna część ekspertów zajmujących się tym zapalnym regionem również jest przekonana, że poziom determinacji i pogróżek wobec Tajpej i jego potencjalnych aliantów nigdy nie był tak wysoki. Mnożą się incydenty, takie jak prowokacyjne przeloty chińskich dronów u wybrzeży wyspy czy w pobliżu prowadzącej właśnie ćwiczenia morskie floty Tajwanu.

Wojowniczość Pekinu może być jedynie grą pozorów, zgodnie z interpretacją cytowanego wyżej koreańskiego analityka: Chiny muszą zaciskać pięści, tym bardziej, że rozwiązanie kwestii tajwańskiej po ich myśli wydaje się raczej oddalać niż przybliżać, a czas wcale nie pracuje na ich korzyść. Z drugiej strony jeszcze 23 lutego wieczorem większość ekspertów przyjmowała, że rosyjskie dywizje stacjonujące nad granicą ukraińską też są tylko częścią gry nacisków i blefów w relacjach między Moskwą a Kijowem. W tym wszystkim jedno wydaje się być pewne: wizyta Pelosi na wyspie – czy dojdzie do niej, czy też nie – niewiele tu zmieni.


Przeczytaj też:

Jak Chiny zdusiły Hongkong

Symbolem ostrej polityki pandemicznej w Hongkongu stała się niedawna wielka rzeź chomików. Miejscowe władze uznały, że należy wybić te zwierzątka, gdyż roznoszą one COVID-19. Zrobiono to mimo protestów ich właścicieli. W podobny sposób niszczone są przez Chiny podstawowe swobody obywatelskie w Ho...

Bardzo krucha skała

Minister Spraw Zagranicznych Chińskiej Republiki Ludowej Wang Yi oświadczył, że „przyjaźń Chin z Rosją jest solidna jak skała. A perspektywy współpracy są bardzo szerokie”. To nie do końca prawda.  Coraz liczniejsze porażki wojsk rosyjskich na Ukrainie wywołują spory niepokój w Pekinie.

Druga Ukraina na antypodach

Przebieg rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz reakcja świata na nią są wyjątkowo uważnie obserwowane na drugim krańcu globu. To tam przecież leży "najbardziej niebezpieczne miejsce na świecie", jak jeszcze niedawno nazywano Tajwan.

Chiny - początek końca?

Gdzieś 20 lat temu George Friedman, amerykański politolog, napisał swoją słynna książkę „Następne 100 lat”. Zawarł tam tezę o upadku Chin, w czasie gdy wielu inwestorów po prostu poszalało i piało z zachwytem na temat rozwoju tej – jak to mlaskali – „następnej największej potęgi świata”. Friedman...

Praca chińskiego cenzora bywa fajna

Chińscy naukowcy stworzyli maszynę, która wykrywa, czy mężczyzna ogląda pornograficzne filmy tudzież obrazki. Czyta ona w jego umyśle.

Po co nam igrzyska olimpijskie?

Rywalizacja w Pekinie się zakończyła. MKOl pod niebiosa wychwala samego siebie, sportowców i organizatorów. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że wybór Pekinu jako miasta zimowych igrzysk nastąpił, kiedy na placu boju pozostały Chiny i Kazachstan.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę