Czy Chiny napadną na Tajwan?

Druga Ukraina na antypodach

Przebieg rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz reakcja świata na nią są wyjątkowo uważnie obserwowane na drugim krańcu globu. To tam przecież leży "najbardziej niebezpieczne miejsce na świecie", jak jeszcze niedawno nazywano Tajwan.

Mariusz Janik
Foto: falco | Pixabay

Fatalne nastroje na wyspie odnotowała korespondentka brytyjskiego dziennika "The Guardian" wkrótce po tym, jak Ukraina stanęła w ogniu. – Naprawdę się martwię – mówiła jej sprzedawczyni na jednym z targów w Tajpej. – Nie mam pewności, czy Amerykanie są na tyle silni, by pomóc ochronić Ukrainę, więc siłą rzeczy martwię się o Tajwan – dorzucała. – Wojna nie wybuchnie dziś, ale gdy obserwuję sytuację, zaczynam się martwić – komentował powściągliwie dopytywany przez reporterkę 20-latek.

– Jeżeli Stany Zjednoczone będą postrzegane jako niedecyzyjne lub obojętne na zachodnie obawy wobec Rosji, mogą stłumić zachodnioeuropejskie obietnice i chęć wsparcia Waszyngtonu na obszarze Pacyfiku – tłumaczył też brytyjskiej reporterce politolog z Australian National University, Wen-ti Sung.

Władze wyspy też nie pomijają wojny na terytorium Ukrainy milczeniem. Prezydent Tsai Ing-wen, jej zastępca William Lai, premier Su Tseng-chang – to początek listy donatorów, którzy zapowiedzieli swoje wsparcie dla Kijowa. Wsparcie, nie ukrywajmy, raczej symboliczne: politycy oddadzą na poczet pomocy dla Ukrainy swoje jednomiesięczne uposażenie, ale też zapowiadają – choć raczej w ogólnikach – sankcje gospodarcze wobec Rosji. Cóż, z jednej strony wyrazy oburzenia czy sankcje Tajpej mogą na Kremlu budzić co najwyżej śmiech – niepodległość wyspy uznaje zaledwie trzynaście krajów świata (plus Watykan), z których najbardziej liczący się to Paragwaj. Z drugiej strony, Tajpej nie może skwitować konfliktu w Europie milczeniem: wojna w Ukrainie to odegrany na żywo scenariusz chińskiej inwazji na Tajwan. Inwazji, która dla wyspiarzy jest niemal pewna.

Bracia, tylko się nie lubią

Próbne alarmy, ogłaszane przy wsparciu wybrzmiewających na całej wyspie syren, spowszedniały już do tego stopnia, że Tajwańczycy nawet nie odrywają się od codziennych zajęć. Ale też żyją w coraz większym stresie, bowiem dysproporcja sił jest wyjątkowo wielka: z jednej strony ponad 23-milionowa populacja wyspy może postawić na nogi 160-tysięczną armię, ale po drugiej stronie ma przeciwnika, który mógłby w ostateczności rzucić do ataku 2 miliony ludzi.

Tajwan długo żył w cieniu Państwa Środka, ale konflikt Tajpej z Pekinem z czasem się opatrzył, tym bardziej, że część polityków na wyspie jest skłonna dyskutować z pobratymcami z kontynentu o jakiejś formie przyszłej integracji, a biznes po obu stronach stosunkowo swobodnie inwestuje. To przełożyło się na stopniowe zmiany w wojskowości – Tajwańczycy wciąż teoretycznie muszą odbyć służbę wojskową, ale od dłuższego czasu ma ona już formę 4-miesięcznego przeszkolenia, a nie regularnej służby wojskowej. Prywatnie przyznają, że te cztery miesiące nie przygotowują ich do realnych wyzwań, jakie mogą pojawić się podczas potencjalnej inwazji. Stąd też nagła popularność rozmaitych szkoleń organizowanych prywatnie: od kursów pierwszej pomocy, zachowania w sytuacjach kryzysowych (przydatnego na wypadek kryzysu czy katastrofy), po obsługę broni.

Obecne władze Tajwanu są mniej skłonne do szukania porozumienia z Pekinem i bardziej asertywne w polityce wewnętrznej. Nie tylko zatem próbują szukać gwarancji bezpieczeństwa w Waszyngtonie, ale też zaostrzają kurs w polityce wewnętrznej – na stole jest obecnie projekt przepisów, które obłożą drakońskimi karami szpiegów gospodarczych, przede wszystkim tych, którzy próbowaliby dobierać się do tajwańskiego sektora nowych technologii. Jeżeli projekt zostanie zatwierdzony, będą grozić im wyroki nawet 12-letniego więzienia oraz grzywny dobijające 3,59 mln dolarów (w lokalnej walucie to bardziej symboliczna kwota: 100 mln dolarów tajwańskich).

– Nowe technologie to krwiobieg Tajwanu – tłumaczył rzecznik rządu Yuan Lo Ping-cheng po opublikowaniu zarysów projektu. – Infiltracja chińskiego łańcucha dostaw dla tego sektora stała się w ostatnich latach bardzo poważna. Wyciągają z wyspy talenty, kradną nasze krajowe technologie, omijają regulacje, działają na Tajwanie bez pozwolenia, nielegalnie inwestują – wyliczał.

Ale obawy i niechęć wyspiarzy do Chińczyków z kontynentu nie sprowadza się, rzecz jasna, tylko do kwestii gospodarczych. W sondażach, których wyniki opublikował w lutym amerykański think-tank Brookings Institution, widać, że podział sięga znacznie głębiej: choć większość wyspiarzy przyznaje się do bliskości kulturowej, czy wręcz – identycznej tożsamości, to jednak większość z nich odrzuca polityczny model Państwa Środka. 63 proc. ma negatywne zdanie o władzach w Pekinie (pozytywne ma 8 proc.), 66 proc. postrzega wpływy "Wielkiego Brata" na wyspie mniej lub bardziej negatywnie (pozytywnie – 10 proc.).

Niewyobrażalne jest możliwe

W ostatnich latach nic zapewne nie wpłynęło na radykalizację tych nastrojów, jak stłamszenie "drugiego" systemu w Hongkongu (w nawiązaniu do propagandowego hasła "jeden kraj, dwa systemy", które miało legalizować większe swobody polityczne w dawnej brytyjskiej kolonii). Tajwańczycy naocznie przekonali się, ile warte są obietnice Pekinu i jaki los może ich – wcześniej czy później – czekać w przypadku zjednoczenia.

Ukraina jest kolejnym gwoździem do trumny złudzeń, jakimi mogła żyć część Chińczyków z wyspy. Na początku lutego, niemalże w przeddzień zimowej olimpiady prezydenci Rosji i Chin wymienili wyjątkowo kordialne uprzejmości i obiecali sobie "partnerstwo bez granic", wspierając swoje stanowiska odpowiednio wobec Ukrainy i Tajwanu. Fakt, że w niedawnym głosowaniu nad potępieniem rosyjskiej inwazji na Ukrainę Chiny wstrzymały się od głosu, jest najprawdopodobniej największym z możliwych ustępstw Pekinu wobec oburzenia świata na ten najazd.

Wojna w Europie daje też argumenty tym ekspertom, którzy nalegają, by Tajpej postawiło w większej mierze na nietradycyjny arsenał sił i środków militarnych: działania asymetryczne, walkę partyzancką, zarządzanie mobilne i kryzysowe. – Ukraińcy opierają się rosyjskim helikopterom i pojazdom opancerzonym przy pomocy rakiet Stinger i Javelin, co dowodzi, że taka asymetryczna obrona jest efektywna w starciu z przeważającą siłą – przekonuje Ma Cheng-kun, ekspert z National Defense University.

Ale najważniejsze dziś lekcje płyną raczej z salonów dyplomatycznych niż z pola walki. Nie ma wielkich wątpliwości, że zarówno Chińczycy z Państwa Środka, jak i ci z Tajwanu dokładnie przyglądają się temu, kto i w jaki sposób angażuje się – politycznie, militarnie, humanitarnie – w konfrontację w Ukrainie. Szacują, jakie sankcje wprowadzono i jaki potencjalny efekt miałoby analogiczne embargo w przypadku napaści Chin na Tajwan. Jaki opór napotkała agresja w samej Rosji i jaka jest determinacja i morale obrońców. Zarówno Xi Jinping, jak Tsai Ing-wen, dostają też na żywo lekcję tego, jak prowadzić skuteczną (lub nieskuteczną) osobistą komunikację ze światem w sytuacji konfliktu giganta z liliputem (co może nie jest w pełni odzwierciedlone w realiach rosyjsko-ukraińskich) i jak kształtować przekaz medialny.

W październiku Xi Jinping zapowiedział, że cel "zjednoczenia" musi zostać wypełniony. Od tygodnia media po obu stronach Pacyfiku rozważają, czy Pekin porwie się na wojnę z Tajwanem, korzystając z tego, że Zachód zajął się Ukrainą. Z drugiej jednak strony, właśnie ze względu na możliwość analizowania niemal laboratoryjnego odpowiednika takiego konfliktu, być może inwazja jeszcze się odwlecze. To nerwowy rok dla Xi – w 2022 r. wypada kongres chińskiej partii komunistycznej, który formalnie przyklepuje kolejne kadencje prezydenta. Gdyby na wyspie doszło do przewlekłej wojny z partyzantami, a świat zmobilizował się przeciw inwazji z determinacją równą obecnej, polityczna cena dla Xi mogłaby być zbyt wysoka.

Nie wszyscy jednak tryskają optymizmem. – Ryzykowne jest zakładać, że autokraci jak Putin czy Xi podejmują skalkulowane decyzje. Niewyobrażalne jest możliwe, nawet jeśli z naszej perspektywy podjęcie akcji, w tym przypadku wybór wojny pomimo groźby bolesnych sankcji, wydaje się nieracjonalne – przestrzegał niedawno J. Michael Cole, amerykański ekspert mieszkający na Tajwanie. Trudno nie przyznać mu racji, choć trzeba też mieć nadzieję, że tradycyjna chińska ostrożność nie jest jedynie przysłowiowa i powstrzyma Pekin przed dalszym destabilizowaniem świata.


Przeczytaj też:

Jak Chiny zdusiły Hongkong

Symbolem ostrej polityki pandemicznej w Hongkongu stała się niedawna wielka rzeź chomików. Miejscowe władze uznały, że należy wybić te zwierzątka, gdyż roznoszą one COVID-19. Zrobiono to mimo protestów ich właścicieli. W podobny sposób niszczone są przez Chiny podstawowe swobody obywatelskie w Ho...

Wojnę rosyjsko-ukraińską wygrają Chiny!

Czy włodarze Kremla to głupcy? Czy naprawdę nie rozumieją, że zachodnie sankcje doprowadzą rosyjską gospodarkę do największego załamania w historii? Handel zagraniczny można zdywersyfikować na inne kierunki sprzedażowe, ale jak to zrobić w XXI wieku bez sprawnego systemu finansowego?

Będzie, czy nie będzie?

Co? Gdzie? Kiedy? Co – wojna? Gdzie – na Ukrainie? Kiedy – zaraz?  To ważne i trudne pytania. Żyją tym media, politycy i satelity obserwujące ruchy wojsk. Ludzie jakby mniej. Przed pierwszą czy drugą wojną światową też nie było megapaniki i tzw. spinek. Jak odnieść się do tem...

Jak komunistyczne Chiny podporządkowały sobie sport

Zaczął się nowy rok. Z olimpiadą zimową w Pekinie. W Chinach sport zawsze nakręcał nacjonalistyczne zapędy. A sportowcy musieli podporządkować się kolektywowi.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę