– Putin nie tylko niszczy ukraińskie miasta i morduje dziesiątki tysięcy ludzi, lecz także unicestwia dotychczasowy ład międzynarodowy – odkryli organizatorzy monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Wreszcie, bo o tym, że Rosji o to chodzi było wiadomo od napaści na Gruzję. Oczywiście było wiadomo wszystkim poza niemieckimi lobbystami Moskwy, a to oni wywierali przemożny wpływ na coroczną agendę Konferencji.
Tym razem wojenny wstrząs okazał się jednak silniejszy od życzeniowej polityki „biznes jak zwykle” w relacjach z Moskwą. Do unijnych elit powoli dociera prawda, że Putin ma gdzieś handel ropą, gazem i diamentami. Atakuje globalne status quo, premiujące bogaty Zachód, a więc fundament powodzenia tejże Unii, czyli również Polski.
Dla autorów raportu o stanie świata, który był podstawą monachijskiej dyskusji, bezpieczeństwo jest nierozerwalnie związane z koniunkturą gospodarczą, zmianami klimatycznymi, sprzecznymi interesami narodowymi. Nie ma co ukrywać, że wnioski nie są korzystne dla USA i Europy. Reszta ludzkości najwyraźniej uważa, że złoty miliard dyskryminuje regiony mniej rozwinięte. Zasady, którymi kierują się najbogatsze państwa, najwyraźniej nie są sprawiedliwe dla uboższych miliardów ludzi. Stąd bierze się niechęć krajów Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji do wojny w Ukrainie. Tyle że niechęć jest intensywnie wykorzystywana przez Rosję, która chce zająć miejsce rzecznika i lidera większości ludzkości. Problem brzmi zatem następująco: dlaczego wiele państw poza bogatymi społeczeństwami niechętnie wspiera Ukrainę, nie potępia i nie karze Moskwy?
Zdaniem „The Economist” większa część światowej populacji żyje w państwach neutralnych lub otwarcie prorosyjskich. Jak wskazuje brytyjski tygodnik, niebezpieczna tendencja wynika z dysproporcji dobrobytu, wpływając na sympatie opinii publicznej i decyzje polityków. Szczególne miejsce zajmuje krytyka Stanów Zjednoczonych i UE. Wobec nich deficyt geopolitycznego zaufania jest tak wielki, że nie da się zniwelować w ciągu dekady. Światowe Południe nie korzysta z dobrodziejstw globalizacji. Czuje się dyskryminowane przepisami gospodarki rolnej, handlu, niedoinwestowaniem, a obecnie nierównomiernym ciężarem naprawy skutków klęski klimatycznej. Tymczasem Zachód poucza i propaguje wartości, które nie niosą poprawy bytu.
Tezę potwierdza raport „Zjednoczony Zachód i krytyczna reszta. Globalna opinia publiczna rok po wybuchu wojny w Ukrainie”, opublikowany przez Europejską Radę Stosunków Zagranicznych (ECFR). Choć wskazuje, że wspólnota euroatlantycka zachowuje jedność, to między Zachodem i „resztą” świata istnieje wielka różnica co do pożądanych wyników wojny, a więc postaw wobec Rosji. Zdaniem ECFR nie jest to jedynie wynik hybrydowej aktywności Kremla. Podłożem sukcesów Putina jest różnica perspektyw między Zachodem i resztą świata. Skoro najbogatsi egoiści pomagają Ukrainie, ubogie regiony cierpiące z powodu globalizacyjnej dyskryminacji ustawiają się automatycznie w antyzachodniej kontrze. Dla nich punktem odniesienia jest rosyjska dezinformacja. Tak pogłębia się alienacja obozu demokracji.
Z tego punktu widzenia inicjator raportu prof. Timothy Garton Ash, krytycznie ocenił warszawskie orędzie Joe Bidena. W jego ocenie mówienie społeczeństwom postkolonialnym o obronie demokracji przed autokracją to błąd. Ash nawołuje więc USA i Europę do stworzenia nowej narracji, która, proponując rozwiązania problemów społecznych, przekona do nas Latynosów, Hindusów i Afrykanów. Jeszcze pilniejsza jest transformacja relacji ekonomicznych. Najbogatsze państwa świata nie mogą kierować się tylko zyskiem lub własnymi celami ekologicznymi. Muszą przyczynić się do wyrównania poziomów życia, inaczej złoty miliard znajdzie się nie w osamotnieniu, tylko w oblężeniu.