Przez Polsko Białoruskie przejścia graniczne jadą tysiące ton zaopatrzenia dla armii rosyjskiej. Czy możemy zatrzymać pomoc dla żołnierzy mordujących cywilów?
Aktywiści na Polsko Białoruskiej granicy są coraz bardziej zirytowani. Próbują zblokować przejazd tirów na Rosyjskich i Białoruskich rejestracjach. Jadą ich tysiące. Tylko między 24 lutego a 8 marca granicę przekroczyło ponad 22,5 tys. wyładowanych po brzegi pojazdów. Akcję rozpoczął 60-letni Mirosław Zahorski, Ukrainiec, który przed wybuchem wojny wiódł spokojne życie w małym miasteczku w obwodzie tarnopolskim, gdzie zarządzał dużym gospodarstwem sadowniczym.
Wiceminister MSWiA Maciej Wąsik twierdzi, że: „Każdy tir, który wjeżdża w przestrzeń Rosji i Białorusi powinien być bardzo szczegółowo sprawdzony przez polską Straż Graniczną i przez polskie służby celne. I tak się dzieje. Jestem przekonany, że wszystkie czynności na granicy muszą być bardzo dokładnie wykonane”. Natomiast premier Mateusz Morawiecki czeka na decyzję Brukseli o zamknięciu dziurawej jak rzeszoto granicy.
„Jestem zdegustowany, że przez Polskę do Rosji i Białorusi jadą TIR-y z towarami objętymi sankcjami i nikt ich nie zatrzymuje” - stwierdził marszałek Senatu Tomasz Grodzki. „Możliwości techniczne kontroli granicznej są; towary, które są objęte sankcjami, nie mają prawa przez Polskę przejeżdżać”. Ale tak naprawdę żadne towary jadące w kierunku agresorów nie mają prawa przez Polska granicę przejeżdżać. To, że, jak twierdzi Straż Graniczna, nie są przepuszczane towary objęte sankcjami, nie oznacza, że leki czy żywność nie powinny znaleźć się na tej liście. Przecież od początku wojny wiadomo, że Rosjanie maja kłopoty z aprowizacją armii. Czemu pozwalamy im na poprawę zaopatrzenia?
Aktywiści próbują uświadamiać kierowców, że na wschodzie trwa wojna, a oni swoją pracą wspierają reżim w Moskwie i Mińsku. Ci zwykle odpowiadają: „jaka wojna, nie ma wojny”. Dodają, że chcą tylko pracować, a protestujący odbierają im pracę. Mówią też, że nawet jeśli wojna jest, to co ich to interesuje, oni chcą po prostu jechać dalej”.
Mateusz Morawiecki twierdzi, że "jesteśmy gotowi także – i namawiamy do tego naszych europejskich partnerów – wprowadzić dalsze ograniczenia w handlu". „One już są, na polsko-białoruskiej granicy każda ciężarówka, każdy TIR sprawdzany jest na wszystkie możliwe sposoby” – dodaje. „Czy nie przewożone są tam materiały nie tylko wojskowe, o charakterze tzw. podwójnego użytku, takie, które mogą być użyte na cele wojskowe”. Otwartym pozostaje pytanie, czy na przykład środki medyczne dla poszkodowanych dzieci z Mińska jadące tirem z wielkim czerwonym krzyżem są takim towarem, czy nie. „ Ale jakie dzieci poszkodowane z Mińska, jaka pomoc medyczna, o czym pan mówi?” - pyta kierowcę tira aktywistka. „Jak zaczęliśmy prosić o listę tego co wiezie, to kierowca oczywiście powiedział, że on takowej nie posiada, że nie będzie nic komentować i się schował. Trochę poczekał i policja go przepuściła”. Później ta sama policja użyła siły wobec protestujących na granicy, aby ciężarówki z transportem leków i żywności dla armii rosyjskiej mogły ruszyć w dalszą drogę.
Zakładając, że Mateusz Morawiecki mówi prawdę (co wcale nie jest oczywiste, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wypowiedzi oraz przegrane sprawy sądowe) i faktycznie rządowi zależy na mocniejszych sankcjach, w tym uszczelnieniu granicy, to przecież mamy dziesiątki metod bez oczekiwania na decyzję Brukseli. Możemy przecież rozpocząć długo oczekiwane remonty dróg dojazdowych do przejść, ograniczyć tonaż poruszających się nimi samochodów. Wprowadzić choćby ruch wahadłowy, który zmniejszy przepustowość drogi, czy wprowadzić ścisłe kontrole policyjne i Inspekcji Transportu Drogowego - przecież nie ma samochodu, w którym ekspert nie znajdzie usterki wykluczającej z eksploatacji. To, że kolejki białoruskich i rosyjskich tirów wydłużą się z obecnych 20 km do 100 km? Trudno. Że zepsuje się żywność, którą przewożą – tym lepiej, bo przecież kiedyś będziemy musieli je przepuścić. Kierowcy zapewne zaczną protestować i blokować drogi, ale mamy służby, które tak jak potrafią rozpędzić aktywistów na granicy, tak potrafią zająć się protestującymi Rosjanami i Białorusinami, a tiry użyte do blokowania dróg można odholować na słono płatne, strzeżone parkingi. Kierowcy zawsze mogą wrócić do domu pieszo. W końcu to nie jest aż tak daleko. Tylko trzeba naprawdę chcieć utrudnić dostawy dla wojska, a nie tylko o tym mówić. Parafrazując wypowiedź Obrońców Wyspy Węży: „Idi nachuj ruskij i białoruskij tir”.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.