Patrząc na bezmiar zbrodni Putina świat zadaje sobie pytanie, czy i kiedy sankcje zatrzymają rosyjską agresję? Modny temat zamachu stanu na Kremlu nieco zaciemnia rzeczywisty obraz sytuacji.
Zaczynając od końca, obalenie Putina przez jego własne otoczenie jest możliwe, ale problematyczne. Zbrodniarz wojenny tak skonstruował reżim, aby brak jego osoby wywołał natychmiastowy kryzys, na którym ucierpią elity władzy i biznesu.
Oczywiście kremlowscy pretorianie, a przede wszystkim oligarchowie i biurokraci tracą dziś ogromne majątki. Część z tych ludzi już życzy swojemu pryncypałowi wszystkie najgorszego. Okradali Rosjan z takim zapałem, a tu napadając na Ukrainę własny capo di tutti capi pozbawił ich życie całej przyjemności.
Tyle że, jak pokazuje historia Rosji, upadek „bożka” heliocentrycznej władzy niszczy natychmiast cały system. Przykład? Kiedy w lutym 1917 r. generałowie i deputowani Dumy zmusili Mikołaja II do abdykacji, Rosja zawaliła się w 48 godzin. Armia przestała walczyć, runął transport i zaopatrzenie. W ślad za nimi poszły handel, przemysł i bankowość. W takich warunkach natychmiast zawiesiła się biurokracja. Ba, nawet agenci ówczesnej FSB, czyli ochrany, defilowali w Petersburgu pod sztandarem rewolucji.
Wszystko za sprawą piramidy władzy. Gdy zabrakło stojącego na wierzchołku cara, aparat władzy stracił głównego dysponenta, w imieniu którego działał, podpierając się zarazem jego autorytetem. Tymczasowy rząd Aleksandra Kiereńskiego był w oczach Rosjan praktycznie nielegalny. Po pierwsze, w przeciwieństwie do Mikołaja II nie został powołany z woli Boga. Po drugie, był demokratyczny, a o demokracji szerokie masy nie miały bladego pojęcia. W ten sposób Rosjanom zawalił się dotychczasowy porządek świata. Zostali pozbawieni dwóch filarów egzystencji: pomazańca bożego i policyjnego knuta.
Życząc sobie takich rezultatów sankcji, powinniśmy jednak uwzględnić realia. Kremlowskie elity może chciałyby odsunąć zbrodniarza. Ale kilka lat temu same ukuły slogan: Rosja to Putin - Bez Putina nie ma Rosji. Mają świadomość, że każda inna władza pierwszym ukazem zabierze im wszystko. Od majątków i przywilejów, po osobistą nietykalność.
Już nie uciekną, aby żyć luksusowo na Zachodzie, bo ojciec narodu właśnie zablokował im taką możliwość. Same stworzyły kult Putina, dlatego dziś jadą z nim na jednym wózku. To kluczowy dylemat potencjalnych spiskowców.
Natomiast jeśli chodzi o całą resztę, czyli 99 proc. społeczeństwa, obraz jest bardziej skomplikowany. Jak sama nazwa wskazuje, w państwowym kapitalizmie głównym pracodawcą jest Kreml. Dochody Rosjan zależą od państwowych firm i spółek należących do oligarchów. Nic nie należy do Rosjan, a wszystko do Putina. To on powołał do życia i kontroluje model gospodarki, a więc środki budżetowe. Państwowy kapitalizm to miejsca pracy oraz emerytury i zasiłki socjalne.
Przeciętny Rosjanin jest głęboko przekonany, że nic nie zawdzięcza sobie, a wszystko Kremlowi, który żywi go i broni. Po totalitarnych czystkach, traumie upadku ZSRS oraz pauperyzacji lat 90-tych XX w. Rosjanie chętnie poddali się takiemu stereotypowi. Zostając prezydentem, Putin zawarł z narodem cwaniacki układ: w miarę pełna miska, w zamian za bierność obywatelską, a więc polityczną. Rosjanie to kupili.
Po 20 latach względnie sytego życia gros społeczeństwa, które utrzymuje się dzięki państwu (czytaj: Putinowi), wyśmieje pomysł rewolucji, a więc buntu przeciwko dobroczyńcy. Taka postawa dotyczy starszego, jeszcze sowieckiego pokolenia, słabiej wykształconych mieszkańców prowincji i robotników nierentownych zakładów przemysłowych. Szczególnie z tzw. monogorodów czyli ok. 300 miast i miasteczek, w których podstawą utrzymania jest jedyny zakład pracy dotowany przez państwo. Dla nich pensja (emerytura) od Putina jest jedynym źródłem utrzymania. I takiej opcji będą trzymali się do końca.
Na szczęście, niemal do końca. Scenariusz międzynarodowych restrykcji jest w założeniu słuszny. Każdego Rosjanina, niezależnie od społecznej pozycji, musi dotknąć bieda gorsza niż za sowietów. Import z całego świata dał mu pewną skalę porównawczą. Tak, wówczas obywatele uznają, że Putin złamał układ. Ile czasu musi upłynąć aby Rosjanie zrozumieli, że zostali oszukani?
Sporo, ponieważ większość z nich tylko względnie korzysta z dóbr cywilizacyjnych, oczywistych dla nas. Z całą premedytacją Putin zadbał, aby jego „obywatele” żywili się okruchami rosyjskiego bogactwa. Inaczej już dawno polityczna woda sodowa uderzyłaby im do głów.
Mówiąc wprost, rewolucja nie wybuchnie wcześniej, niż Rosjanom zabraknie podstawowych produktów. Takich jak chleb, ziemniaki, kasza, cukier, konserwy tuszonki i oczywiście wódka. Wprawdzie Putin będzie nadal drukował pieniądze na pensje, ale inflacja i powszechny deficyt sprawią, że podani nie będą mogli za ruble nic kupić.
Wówczas załamie się również aparat władzy oparty na korupcji. Tzw. renta administracyjna (wykorzystanie stanowiska do defraudowania środków budżetowych i wymuszania łapówek) przestanie zapewniać elitom złodziejskie zyski.
Tylko wówczas Rosjanie zaczną się domagać zmian. Może nie fundamentalnych, ale z pewnością innego przywództwa. Przy obecnym stanie wyprania mózgów nie zażądają demokracji i państwa prawa. Oczekiwania wobec nowego lidera sprowadzą się do przywrócenia paktu społecznego zawartego z Putinem.
Dopiero powszechna niestabilność „z dołu i z góry” stworzy warunki pałacowego spisku. Jak to zwykle w Rosji bywa, kolejny pucz odbędzie pod hasłem szczęścia ludu, a więc w jego imieniu.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.