Borell, choć zajmuje stanowisko o bardzo długiej i poważnie brzmiącej nazwie, to praktycznie nie robi niczego pożytecznego. Obecnie można uznać, że bardziej on Ukrainie szkodzi, niż pomaga. To przecież jego wypowiedź o możliwości podarowania ukraińskim siłom powietrznym polskich MIG-ów storpedowała misterny amerykański plan przeprowadzenia takiej transakcji. Kilka tygodni przed wojną ten hiszpański socjalista odwiedził Moskwę i pokazał się Putinowi jako człowiek miękkiego serca. Pokornie słuchał połajanek wygłaszanych przez kremlowskich bandytów i jeszcze przepraszał, że unijni regulatorzy zbyt długu pracują nad pozwoleniem na używanie rosyjskiej szczepionki Sputnik V. Przyglądając się Borellowi, Putin i Ławrow mogli uznać, że reakcja Unii Europejskiej na rosyjską agresję będzie słaba. To ich zachęciło do ataku.
Już po rozpoczęciu inwazji Unia zwlekała przez kilka dni z silniejszymi sankcjami przeciwko Rosji. Fakt, w końcu się obudziła (pod naciskiem USA i po zabiegach Polski), ale pozostawiła w nich całkiem spore "furtki”. Ani Sbierbank, ani Gazprombank nie są odłączone od SWIFT, a pieniądze za ropę i gaz nadal płyną z Europy do Rosji. Unia nie popisała się też z pomocą finansową dla Ukrainy. USA przekazały 13,6 mld USD, z czego 4 mld USD na wsparcie dla państw sąsiednich, które przyjmują uchodźców. UE przeznaczyła na pomoc dla Kijowa 2,2 mld euro i stwierdziła, że pomoc dla uchodźców może iść z funduszów strukturalnych będących do dyspozycji poszczególnych państw, o ile oczywiście te fundusze nie zostaną zamrożone. Odległa Ameryka troszczy się o Ukrainę bardziej niż bliska Europa. Nie ma obecnie bardziej prounijnego społeczeństwa w Europie niż Ukraińcy. Brukselska biurokracja nie odwzajemnia jednak tej miłości.