Problem rasizmu w Europie Zachodniej jest sprawą skomplikowaną. Nie wypada być rasistą wobec mieszkańców Trzeciego Świata. Wszak państwa zachodnioeuropejskie przez kilka stuleci bogaciły się na ich eksploatacji ekonomicznej i teraz z tego powodu gryzie je sumienie. Wiele do powiedzenia ma w tej kwestii również Holandia, która jeszcze po drugiej wojnie światowej próbowała podporządkować sobie Indonezję. Nie można być więc rasistą wobec Murzynów, Arabów czy Pakistańczyków. (A przynajmniej należy swój rasizm głęboko kamuflować.) Ale można patrzeć z wyższością i pogardą na mieszkańców dawnego Drugiego Świata, czyli państw, które miały nieszczęście znajdować się pod władzą komunistów. Można więc patrzeć na Polaków jako na tanią siłą roboczą, na Czeszki i Rumunki jako prostytutki, a na Ukraińców jak na jakichś dzikusów, którzy psują wielkim koncernom interesy z Rosją. Widzieliśmy przykład tej postawy już w latach 90-tych, gdy holenderscy żołnierze pozwolili Serbom na dokonanie masakry w Srebrenicy.
Pocieszmy się jednak tym, że niderlandzkie elity polityczne gardzą również zwykłymi Holendrami. Gdy separatyści z Donbasu zestrzelili nad Ukrainą malezyjski samolot, w którym leciało kilkudziesięciu Holendrów, rząd Królestwa Niderlandów wyraził swoje oburzenie, a potem olał sprawę. Wszak sprzedaż piwa w Rosji jest ważniejsza od śmierci jakiś tam szaraczków z niższej klasy średniej, którzy lecieli sobie na wakacje do Azji Wschodniej…