Kolejne dni napaści wyprowadzają Putina ze snu o potędze. Wycieczki krajoznawczej po „bratniej” Ukrainie nie było i nie będzie. Co równie ważne, skończył się błogi sen Zachodu. Jeszcze kilka dni temu nikt nie śmiał myśleć o brutalniejszym wybudzeniu z poczucia bezpieczeństwa i dobrobytu. Paradoks ukraińskiej wojny polega zatem na tym, że zarówno Rosja, jak i Europa mogą się dziś przejrzeć w lustrze bez śladów retuszu.
A to pech! Zawiodła strategia „operacji wyzwoleńczej”. Ukraińcy wybrali „faszystowską juntę Wołodymyra Zełenskiego”, a nie wyciągniętą dłoń Rosji, niosącej na bagnetach wartości Ruskiego Świata. Paniki oraz kapitulacji nie było i nie ma. Jest za to determinacja i bohaterstwo ludzi świadomych, za co walczą.
Każdy kolejny dzień brutalnej napaści demaskuje kłamstwa, jakimi Putin od wielu lat karmił Rosję i świat. Równie ważne, że jego armia jest mocno przereklamowana. Okazuje się zacofana, zdemoralizowana i fatalnie dowodzona. Na szczęście można by rzec, gdyby nie wynikający z tego rzeźnicki efekt.
Gdy zawiódł plan przyłączenia Ukrainy do Rosji, Kreml uruchamia plan totalnego zniszczenia. Z kraju mają pozostać gruzy, żeby Ukraińcom na lata odechciało się UE i NATO. Najpierw jednak Putin musi pokazać, że zwyciężył. Będzie więc szturmował Kijów oraz Charków, tak samo jak wcześniej Grozny i syryjskie Aleppo.
Moskwa chciała naśladować zbrojne interwencje Waszyngtonu. Przy każdej okazji Putin głosił, że ma tak unikalną broń, jakiej ze świecą szukać na całym świecie. Gdy został upokorzony jak plemienny kacyk, z bezsilnej złości wydaje rozkaz eksterminacji Ukraińców. Kładzie trupem tysiące własnych żołnierzy, nie zważając na żałobny krzyk rosyjskich matek. Z pewnością wzorowego ucznia oklaskują z piekła Stalin i Hitler.
A to pech! Walcząca Ukraina zmusiła dyktatora do zerwania maski przywódcy światowego formatu. Lidera Rosji aspirującej do miana jednego z centrów światowej cywilizacji. Stolicy chrześcijańskiego Prawosławia - Trzeciego Rzymu z tradycjami Bizancjum. Tymczasem ludzkość w pełnej krasie ujrzała oblicze maniakalnego zbrodniarza.
Dzięki Ukrainie, Rosjanie otrzymali niepowtarzalną szansę wyciagnięcia morału. Parafrazując tytuł bajki J.Ch. Andresena, mogą wreszcie dostrzec, że ich car jest nagi.
Podobnie, jak oni sami. Wierzyli swojemu prezydentowi, gdy mówił, że Rosja wstaje z kolan. Zachłystywali się cenami ropy naftowej i gazu. Krymską euforią i kolonialną wojną w Syrii. Byli dumni z armii, rezerw złota i walut. Dziś międzynarodowe restrykcje sprawiają, że nie mogą wypłacić rubli z bankomatu. A jeśli wypłacą dowiadują się, że ich pieniądze nie są nic warte. Niech wspólnie ze swoim prezydentem żrą złoto i popijają ropę naftową.
Nie ma rady. Dopiero gdy skutki masakry wywołanej przez Putina boleśnie uderzą w każdego Rosjanina, gdy cały naród uzna konserwy tuszonki za najpewniejszą walutę, społeczeństwo podziękuje Kremlowi za to, że cofnął dobrobyt o 100 lat.
Już dziś do Rosjan dociera, że są obywatelami bantustanu z bronią jądrową. Pariasami, z którymi świat nie chce mieć więcej do czynienia.
A to pech! Bodaj jeszcze gwałtowniejszego przebudzenia doznał Zachód. Ukraina wciąż się broni. Nie ma więc mowy o powrocie do robienia interesów z Putinem. Choć próby są, aby wymienić Wiktora Orbana lub premiera Włoch, który chciał przezbroić rosyjską armię w mokasyny Gucciego.
Doprawdy porażające, że potrzeba 200-tysięcznej hordy morderców atakującej europejskie państwo, żeby politycy dostrzegli ludzkie cierpienie. Z trudem, ponieważ przez pierwsze dwie doby agresji Zjednoczona Europa pomagała Ukrainie głównie wewnętrznymi kłótniami i obradami, jak zrobić aby sobie nie zaszkodzić.
Nie łudźmy się, że zachodni politycy stali się mniej cyniczni. Że wskazali cierpienie Ukrainy jako nieprzekraczalną granicę robienia dobrze Rosji. Nie wprowadzili sankcji, kierując się gestem solidarności z ofiarami agresji.
Najpewniej do rozsądku elit przemówił wielki biznes. Całkiem rozsądnie skalkulował, że Putin jest większym zagrożeniem dla zysków, niż dalsze odwracanie oczu. W Europie destabilizowanej przez Rosję nie można prowadzić interesów, bo wojna zabija nie tylko Ukraińców, ale także ceny akcji i konsumpcję. A to pech!
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.